Artykuły z działu

Przeglądasz dział DOBRE BO POLSKIE (id:55)
w numerze 11/2009 (id:82)

Ilość artykułów w dziale: 1

Eksperymentalna biżuteria

Polski Jubiler: Projektuje pani biżuterię już od kilku lat, jednak dopiero od niedawna pani nazwisko zaczyna być rozpoznawalne w branży. Czy coś się zmieniło, czy to efekt świadomych działań, czy też po prostu przyszedł czas na Orską?

Anna Orska: Po dziesięciu latach pracy w branży jubilerskiej, po wprowadzeniu do masowej produkcji kilku tysięcy wzorów, postanowiłam coś w swoim życiu zmienić. Chciałam przede wszystkim spowodować, aby ludzie, poprzez moje projekty i akcje artystyczne, spojrzeli na design z innej strony. To oczywiście nie znaczy, że zamierzam odciąć się od tego wszystkiego, co dotychczas tworzyłam.

Chcę jednak nadać temu nowy sens. Czuję, że jestem teraz w istotnym dla siebie momencie. Dlatego bardzo intensywnie i wręcz zachłannie poszukuję. I okazuje się, że owoce tych poszukiwań znajdują odbiorców. Ludzie chcą oglądać te projekty, identyfikują się z nimi, ba, nawet pragną je posiadać. Co tym bardziej zachęca mnie do dalszej pracy. Powiedziałabym więc, że to raczej moja potrzeba zmiany i efekty poszukiwań są przyczyną tego medialnego szumu wokół Orskiej. I choć oczywiście jest mi przyjemnie, zdaję sobie sprawę, że jest to moment, który będę chciała jak najlepiej wykorzystać. Stworzyć coś ponadczasowego, wykorzystać to, co robię, i w ten sposób mówić o rzeczach ważnych. Ideałem takiego przekazu jest dla mnie Vivienne Westwood, która modą akcentuje etical fashion.


W firmie W.KRUK, z którą jest pani bardzo mocno związana, z początkiem tego roku zmieniły się stosunki własnościowe, a także sami zarządzający firmą. Czy miało to wpływ na pani decyzję o zmianie sposobu pracy?

Nie, absolutnie nie. Nadal jestem głównym projektantem firmy, choć oczywiście z zewnątrz może to tak wyglądać. Ale jest to czysty zbieg okoliczności, bo już współpracując z poprzednim zarządem, podjęłam decyzję o rezygnacji z bycia dyrektorem artystycznym. Powód był jak najbardziej trywialny – w pewnym momencie dojrzałam do tego, że chcę być tylko projektantem. “Tylko” to dla mnie aż! Bo teraz dopiero mam czas na realizację swoich projektów, które od dawna były odkładane. Mam własną pracownię, w której eksperymentuję, tu rodzą się moje koncepcje i tu wcielam w życie marzenia.

W takim razie, jakie ma pani plany na przyszłość? Czym firma Orska ma być za 5, 10 lat?

Na pewno nadal będę chciała tworzyć. Najchętniej równolegle: limitowane serie i pojedyncze wzory sygnowane moim nazwiskiem wraz z kolekcjami dedykowanymi dla firm jubilerskich czy odzieżowych. Chcę sprzedawać moją biżuterię i w ten sposób zarabiać na dalsze istnienie. Ale nie tylko – mam nadzieję, że zgromadzone w przyszłości środki pomogą mi w prowadzeniu warsztatów wspierających pasje innych ludzi… Brzmi to może dość górnolotnie, a ma być tak “po prostu”.

A czy pani zdaniem są już w Polsce uczelnie, które przygotowują młodych ludzi do projektowania biżuterii?

I tak, i nie. Na pierwszym miejscu na pewno należy wymienić łódzką ASP. Ponadto w ekspresowym tempie powstają prywatne uczelnie z kierunkami dotyczącymi projektowania biżuterii. Ale równocześnie mamy przepaść między tym, jak młodzi postrzegają projektowanie biżuterii, a tym, na co jest zapotrzebowanie na rynku. Bo żeby naprawdę zaistnieć jako projektant, potrzebna jest jeszcze praktyka, często ta żmudna i bolesna, oparta na własnych błędach.

Co w takim razie poradziłaby pani młodym ludziom, którzy chcą w Polsce projektować biżuterię?

Po prostu działać. Wielu studentów, z którymi pracuję, nigdy nie wykonało ani jednego telefonu do żadnej firmy czy pracowni. Czekają, aż ktoś sam zapuka do ich drzwi i zaproponuje im pracę. Tylko skąd firmy mają się dowiedzieć o ich istnieniu? Trzeba pomóc sobie i dać szansę innym na poznanie siebie. A potem, jeśli nie chce się tylko projektować biżuterii artystycznej, potrzeba sporo pokory, żeby uczyć się od rynku, wsłuchiwać się w głosy klientów, obserwować, a nie tylko realizować własne wizje.

Czy to właśnie jest recepta na tworzenie biżuterii budzącej pragnienia szerokiej rzeszy klientek i równocześnie będącej artystycznym wyzwaniem?

Nie wiem czy jedyna, ale tak – moim zdaniem – to właśnie decyduje o udanym połączeniu obu celów. I nie mam tu na myśli naginania duszy na potrzeby czystej komercji. Ale jest pewna subtelna granica użyteczności i ceny, których – jeśli chcemy zobaczyć swoje projekty żyjące, a nie tylko wystawione w galerii – przekroczyć nie można. Tej granicy nie da się matematycznie opisać, wyuczyć choćby i na najlepszych uczelniach. To przychodzi z czasemÉ Projektując od tylu lat, już od dawna staram się tak myśleć, że nie projektuję dla samej siebie. Często poprawiam to, co wcześniej wydawało mi się doskonałe, a to dlatego, że zależy mi, aby kobiety tę biżuterię miały. Zdarza się potem, że widzę je na ulicach – to miłe uczucie, nadające większy sens temu, co robię.


Pani jednak ostatnio “podzieliła” swoje projektowanie na to pro-klientowskie, które możemy obserwować w salonach W.KRUK, i to bardziej artystyczne. Rozumiem, że i ten drugi nurt będzie chciała pani gdzieś pokazywać, wychodzić z nim w świat?

Oczywiście! Jak każdy artysta mam przecież potrzebę dzielenia się tym, co robię. Ale to naprawdę są i będą zupełnie różne projekty – takie, które niekoniecznie muszą znaleźć swoich odbiorców, mnie jednak dają ogromną satysfakcję. Jak choćby towarzyszące festiwalowi Art. & Fashion otwarte warsztaty projektowania biżuterii jednorazowego użytku – Made Of Paper. Chciałam pokazać ich uczestnikom, jak niezwykle inspirujący może być papier. Chciałam też pobudzić tradycyjnych i bardzo poważnych ludzi do zrobienia czegoś niestandardowego i na dodatek chwilowego. Taka była idea Made of Paper – zabawa, ale i zaduma nad jednorazowością naszych czasów i wszystkiego, co nas otacza. Warsztatom towarzyszyła także wystawa mojej biżuterii wykonanej w większości z papieru. Wykorzystałam gazety, nadrukowane ornamenty, komiksy, tekturę falistą, pergamin i bibułę – żywicowaną, powlekaną, lakierowaną i nie tylko…


Wróćmy jeszcze do surowców jubilerskich, bardziej trwałych niż papier. Od dawna inspiruje panią natura. Inny, zauważalny nurt pani projektów, to etnograficzne perełki z różnych regionów Polski. Czego możemy spodziewać się w najbliższym czasie?

Rzeczy mieszczących się w obu nurtach. Oczywiście najwcześniej i masowo pojawi się na rynku świąteczna kolekcja W.KRUK. Inspirowana baśnią w adekwatnej do pory roku kolorystyce black & white. Natomiast na mojej autorskiej stronie www.orska.pl będzie można obejrzeć różnego rodzaju eksperymenty. Jeszcze w tym roku mam zaplanowane dwie wystawy: w Holandii i w Polsce. Przede mną więc bardzo pracowity okres. To dobrze, bo bardzo lubię ten twórczy stan…

Rozmawiała
Zuzanna Sobieszczańska