Rozmowa z Iwoną Tamborską, projektantką biżuterii
Skąd wzięło się u pani zainteresowanie biżuterią jako medium ukazującym uczucia i emocje?
Potrzeba tworzenia jest czymś, co popycha do przodu każdego artystę, co nadaje sens jego życiu i istnieniu. To sposób na przepisanie swoich emocji na medium i uspokojenie ich. Jednocześnie jest to ciągła droga swego rodzaju udręki i samodoskonalenia, która zmusza do zaangażowania swojego intelektu, wrażliwości, emocji, doświadczenia, wiedzy, pokonywania w nieustającej walce największego przeciwnika, czyli własnych niedoskonałości.
W pewnym momencie w życiu odczułam, że jedynie biżuteria daje praktyczne zastosowanie dla potrzeby twórczości, którą mam w sobie. Czułam tak w przeciwieństwie do rysunku czy rzeźby, które dawały mi satysfakcję tylko do momentu, w którym powstały, bo potem bezcelowo trafiały do szuflady. Biżuteria natomiast po uzyskaniu „życia”, w moich oczach stawała się ważna i cenna już na wieki, bo ma zastosowanie praktyczne, niezależnie od tego, czy chwilowo leży w szufladzie.
Czym dla pani jest biżuteria?
Biżuteria jest dla mnie miniaturowym symbolem i komunikatem osoby, która ją nosi. Informuje o wrażliwości tej osoby i o tym, co ona uważa za piękne. To mówi bardzo wiele. Jednocześnie biżuteria jest dla mnie jednym z najważniejszych przejawów sztuki i ludzkich umiejętności zamkniętych w jednym, malutkim przedmiocie.
Wymaga nie tylko ciągłego rozwoju człowieka jako twórcy i artysty, który ma coś ważnego do powiedzenia światu, ale również człowieka jako rzemieślnika, bo nie wybacza najdrobniejszych błędów od strony technicznej. Dodatkowo ma czynnik użytkownika, który jest nieobecny przy malarstwie czy rzeźbie, który oczekuje od dzieła sztuki wielkiej wytrzymałości i wygody noszenia. Wartość tej ogromnej ilości pracy, którą się wykonuje własnymi rękami, umysłem i duszą, jest potęgowana, kiedy jest wykonana z unikatowych, pięknych i drogich materiałów.
Taki wydatek jest również ryzykiem i poświęceniem dla każdego artysty jubilera, co moim zdaniem już ociera się o pewnego rodzaju sacrum, czyli poświęcenie siebie dla czegoś ważniejszego od siebie, czyli aktu stworzenia. Wtedy w moich oczach powstaje niepodważalny skarb ludzkości, reprezentujący to, co jest uważane za esencję piękna w danej epoce. Vivienne Becker, znana historyk sztuki, powiedziała, że w antyku złotnicy postrzegani byli niemal jak kapłani, bo za pomocą swojej natchnionej pracy posiadali prawie bezpośredni kontakt z bogami. Uważam, że to naprawdę piękny koncept.
Skąd czerpie pani inspirację?
Praktykuję sztukę uważności – staram się zwracać uwagę na rzeczy malutkie: jak zbudowane są płatki, jak zbudowane są skrzydła owadów, jak poruszają się ślimaki, jak mienią się drobne ziarenka piasku – to tak, jakbym podczas każdego spaceru znajdowała prezenty. Myślę, że szczególnie te najmniejsze rzeczy są piękne i magiczne. A ponieważ nic nie jest stałe, wszystko musi przeminąć – jeszcze ważniejsze jest to, aby jak najwięcej zauważyć i docenić. Staram się więc opowiedzieć te historie o pięknie i magii wokół nas, ale także o smutku i głębokich emocjach, z którymi zmagamy się na co dzień – często niezauważalnie. A te emocje sprawiają, że ludzie są piękniejsi. Nie chcę, żeby moja biżuteria była banalna – chcę, żeby była wyrazem duszy. Od czasu do czasu (moim zdaniem) udaje mi się to osiągnąć. A czasami robię rzeczy po prostu dla zabawy.
Jak wygląda u pani proces twórczy?
Kiedy pracuję, staram się nie myśleć o tym, co robię, jak o biżuterii, ale o całej scenie, o obrazie/rzeźbie. Trudność oczywiście polega na połączeniu pasji artysty z umiejętnościami dobrego, przyziemnego rzemieślnika, aby ten wymyślony przedmiot był wytrzymały, ale nadal realistyczny, niemal żywy i eteryczny. Ta eteryczność i wrażenie ruchu wiele dla mnie znaczą. Zaczynam zwykle od serii szybkich szkiców z różnych stron tego, o czym chcę opowiedzieć swoją historię. Uczę swoje ręce tak długo, aż w prostych, czystych, szybkich liniach uda mi się złapać esencję tego stworzenia, emocji, wydarzenia, o które mi chodzi. Rysując, nigdy nie koncentruję się na cieniowaniu itd., bo moja głowa wie, czego oczekuje. To ręce muszą się nauczyć przełożyć to na skalę miniaturową, gdzie drgnięcie w czasie wdechu oznacza całkowitą zmianę efektu.
Jaki materiał jest pani ulubionym i dlaczego?
Jak do tej pory najbardziej lubię srebro, bo najbardziej zrozumiałam ten metal, jego możliwości i ograniczenia w stosunku do tego, co chcę osiągnąć. Daje też szerszy gradient odcieni i kontrastów, które mają znaczenie w tym, co chcę pokazać.
Jak wyobraża sobie pani najbliższą przyszłość?
Po tym roku pełnym zawirowań wolę nic nie planować, ale jedynie dostosowywać się, jak najlepiej umiem, do warunków, które mnie spotykają. Na obecną chwilę wiem, że 1 października 2023 r. mam wygłosić wykład inauguracyjny roku akademickiego 2022/23 w Wyższej Szkole Rzemiosł Artystycznych i Zarządzania we Wrocławiu oraz że będę tam prowadzić zajęcia w semestrze zimowym.
Gdzie można zapoznać się z pani twórczością?
Niezwykle ważna jest dla mnie obecność w internecie, gdzie reprezentuje moją działalność strona www.rekamistworzone. com. Ważne są dla mnie również social media: https://www.facebook.com/rekamistworzone, https://www.instagram.com/rekamistworzone/, https://pl.pinterest.com/rekamistworzone/, https://www.youtube.com/user/RekamiStworzone/featured. W maju 2023 r. będę miała zaszczyt pojawić się znów w Genewie podczas wystawy GemGeneve.
W czerwcu 2023 r. planowana jest wystawa moich prac razem z wieczorem autorskim podczas Nocy Muzeów w Muzeum Okręgowym w Toruniu, co ogromnie mnie cieszy. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować te plany. Byłoby mi niezwykle miło, gdyby odwiedzili mnie państwo w trakcie tych wydarzeń. Serdecznie wszystkich zapraszam. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Marta Andrzejczak