Rozmowa z Andrzejem Adamskim, artystką, złotnikiem, projektantem biżuterii o indywidualnej wystawie „Bursztyn klasycznie?” oraz jego wizji sztuki złotniczej
Od 7 września w Muzeum Bursztynu w Gdańsku można obejrzeć pana indywidualną wystawę „Bursztyn klasycznie?”, na której zaprezentowano pięćdziesiąt dzieł sztuki złotniczej. Jak dokonał pan wyboru prac, co panem kierowało? Jaki klucz pan przyjął? I skąd pytajnik w tytule wystawy?
Propozycja wystawy dała naturalny impuls do spojrzenia w przeszłość, podsumowania ponad 40 lat parania się złotnictwem i współpracy z bursztynem. Ideałem byłoby móc pokazać fizycznie prace z różnych okresów, zapis poszukiwań i fascynacji. Brak dostępu do nich sprawił, że postanowiliśmy prezentować te wcześniejsze w formie wirtualnej, na ekranach monitorów. Eksponowane są głównie prace najnowsze, uzupełnione tylko kilkoma dawniejszymi, wśród których jest pierścionek z 1977 r. Chciałem też pokazać, że bursztyn to nie tylko biżuteria, również inne, rzadko obecnie spotykane formy złotnicze. Z przyjemnością przyjąłem sugestię kierownictwa muzeum, pań Joanny Grążawskiej i Renaty Adamowicz, by na wystawie pokazać kilka prac mojej żony Bogumiły, która od ponad 10 lat jest samodzielnym twórcą i wyraża się w technikach całkowicie mi obcych. W ostatnim czasie coraz częściej zdarzają nam się też wspólne realizacje. Tytułowa wątpliwość? Przeglądając dokumentację prac z bursztynem oraz przywołując niektóre z pamięci, szukałem punktu wspólnego, punktu odniesienia. Na pewno mój stosunek do bursztynu jest niezmienny, można powiedzieć, że jest klasyczny, mocno osadzony w tradycji, ale czy to warunkuje prezentowane formy? Z tym pytaniem zostawiam odbiorców.
Chciałabym zapytać o aranżację wystawy. Czy zaprezentowanie prac, ich umiejscowienie, ma dla pana szczególne znaczenie?
Oczywiście. W szerokiej perspektywie – Gdańsk to moje rodzinne miasto, tu się wychowałem i tu się wszystko zaczęło. Tu też dane mi jest podsumować tę ponad 40-letnią twórczą wędrówkę. Miejsce – Muzeum Gdańska, Muzeum Bursztynu to nobilitacja. Zawężając tę perspektywę do samej wystawy, początkowo towarzyszyła mi pokusa, by ją współaranżować, gdyż jestem emocjonalnie związany z pracami. Po namyśle postanowiłem zostawić to w gestii kurator wystawy, a zarazem kierownik muzeum Joanny Grążawskiej. W rezultacie otrzymałem ważną informację, jak osoby profesjonalnie zajmujące się sztuką, z doświadczeniem i wiedzą, widzą moją twórczość. Co zwraca ich uwagę, a na co chcą zwrócić uwagę odbiorcom.
Pana nazwisko nierozerwalnie złączone jest z bursztynem. Pana biżuteria to także wędrówka w głąb świata zamkniętego w bursztynie. Czym dla pana jest ten materiał i dlaczego swoje życie artystyczne związał pan właśnie z nim?
Świadomy wybór, by nie być tylko odtwórcą, i instynktowna potrzeba tworzenia zaprowadziły mnie w latach siedemdziesiątych do gdańskiej Spółdzielni „Bursztyny”. To tam się poznaliśmy i tam utwierdziłem się w przekonaniu, że bursztyn dla mnie nigdy nie będzie surowcem ani materiałem. Od pierwszego kontaktu był i pozostaje mistrzem, bardzo cierpliwym nauczycielem. Pokazywał mi moje błędy, potrafił zadrwić, by w niektórych formach nawet się unicestwić, gdy bardzo chciałem postawić na swoim. Jest naturalnym partnerem i współautorem większości moich prac. Wciąga w dyskusję, podsuwa tematy lub pomaga znaleźć odpowiedź na pytania stawiane przez innych. Gdy nie dostrzegam tego, na co chce zwrócić moją uwagę, staje się milczący. Milczący bursztyn to porażka każdego twórcy.
Na wystawie, poza pracami bursztynowymi, można zobaczyć biżuterię i małe formy sztuki użytkowej, do których stworzenia użył pan pereł czy korali, prezentując się tym samym jako artysta wszechstronny. Kiedy obserwuję pana twórczość, nasuwa mi się spostrzeżenie, że w procesie tworzenia wykorzystuje pan przede wszystkim materiały organiczne. Czym podyktowana jest ta skłonność?
Niestety, biżuterię w połączeniu z perłami i koralem możemy oglądać tylko w postaci wirtualnej. Fizycznie te połączenia eksponowane są w wyrobach sakralnych, wypożyczonych dzięki przychylności ich obecnych właścicieli – korona z Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Owińskach i kielich z Katedry Fromborskiej. Wracając do meritum – perły i koral, one tak jak bursztyn są wytworem natury, one również inspirują odmiennością i niepowtarzalnością form oraz barw. Bardzo dobrze rozumieją się też z bursztynem, mówiąc żartobliwie, to jedna rodzina „Frutti di mare”.
Cechą charakterystyczną pana twórczości jest to, że każde dzieło opuszczające pracownię jest unikatowe. Czy nigdy nie zwielokrotnia pan wzorów biżuterii? I czy według pana dzieło sztuki złotniczej, aby zostać tak nazwane, musi pozostać unikatem?
Projektując i wykonując część wzorów dla spółdzielni „Bursztyny”, musiałem uwzględnić ich powtarzalność w produkcji. Ten etap mam już za sobą. Od ponad 20 lat tworzę już tylko pojedyncze egzemplarze. Poprzez swoje prace zwracam się zawsze tylko do jednego odbiorcy, do niego mówię, nie mam natury oratora czy też wodzireja. W pracach z bursztynem jest to też niemożliwe ze względu na jego odrębność. Możemy próbować powtórzyć formę, ale zmieniając bursztyn w danej pracy, zmienimy jej treść. Tymczasem praca, którą kwalifikujemy jako dzieło sztuki złotniczej, zawsze będzie unikatem. Tu nasuwa się analogia do malarstwa: jest obraz i są jego reprodukcje bądź kopie.
Jest pan jednym z nielicznych artystów, którzy część swojej twórczości poświęcają sztuce sakralnej. Pana sztuka religijna wyznacza nowe kierunki we współczesnej polskiej sztuce złotniczej. Stworzył pan dzieła nowoczesne, a jednocześnie inspirowane wielowiekową tradycją. Czym dla pana jest sztuka sakralna? Jakie miejsce zajmuje ona w pana twórczości? Czym się pan inspiruje przy jej tworzeniu?
Przyjęcie pierwszych propozycji to była chęć zmierzenia się z formami zakorzenionymi w historii sztuki, ale również forma spłaty długu wobec moich nauczycieli: Stefana Sławińskiego i Józefa Nierzwickiego – twórcy Gdańskiej Szkoły Jubilerskiej. Oni uświadomili mi, czym jest złotnictwo, jego historia i potrzeba kontynuacji. Wraz z kolejnymi realizacjami dojrzewałem, każda kolejna stawała się wypowiedzią bardziej intymną i szczerszą. To nie był tylko bardzo ważny etap rozwoju warsztatowego, bez którego nie byłoby wielu innych prac. To była istotna część mojego życia. Zamknąłem ten rozdział w ubiegłym roku, tworząc ostatnią pracę – kielich, prezentowany również na wystawie. Inspiracje. Jeżeli chodzi o przedmioty liturgiczne, to prawie wszystkie powstawały na zamówienie. To wypadkowa wielu czynników: miejsce przeznaczenia, czyli świątynia, jej wiek, styl i wystrój oraz umiejscowienie. Istotna była też okazja, która dała impuls do ich powstania. Zawsze to był jednak otwarty proces twórczy, nigdy nie było gotowego projektu, był tylko jego zarys czy też ogólna koncepcja. To była moja wizja, za którą brałem i biorę pełną odpowiedzialność. Wszystkie prace o tematyce sakralnej to też forma szukania odpowiedzi na nurtujące nas pytania.
Poza przedmiotami sakralnymi na wystawie możemy zobaczyć – co może być lekko zaskakujące – galanterię biurową i przedmioty okazjonalne. Jak traktuje pan te formy złotnicze? Czym one dla pana są?
Popyt na tego typu wyroby sprawia, że są one reprezentowane symbolicznie, obszerniej tylko wirtualnie. Prezentujemy zaledwie kilka, m.in. batutę poświęconą pamięci pierwszej w historii Polski kobiety dyrygent Andy Kitschman. Te prace to też rodzaj edukacji i nawiązanie do tradycji. Próba uświadomienia współczesnym, że bursztyn nie musi być przypisany tylko do biżuterii, a galanteria biurowa i przedmioty okazjonalne były, są i będą zawsze doskonałym prezentem dyplomatycznym. Oczywiście, ma to też na celu promocję bursztynu, która w ostatnich latach niemal nie istnieje, ale to temat na inną rozmowę.
Wystawę pana prac w Muzeum Bursztynu w Gdańsku możemy oglądać do 10 marca. Z całą pewnością jednak w tym czasie będzie pan pracował nad nowymi okazami jubilerskimi. Czy chce pan zaskoczyć swoich odbiorców? Nad czym pan obecnie pracuje?
Dzięki dyrekcji Muzeum Gdańska oraz jego dyrektorowi Waldemarowi Ossowskiemu wystawa będzie dostępna przez pól roku. Może ten czas będzie sprzyjał i pokuszę się o rodzaj komentarza, powstanie coś na jej zamknięcie. Tak jak powstała broszka zainspirowana przez Muzeum Bursztynu i jemu dedykowana. O zaskoczeniu chyba już nie może być mowy, dane mi było zrealizować się prawie we wszystkich obszarach sztuki złotniczej. Nie czuję i nie widzę potrzeby kojarzenia bursztynu z materiałami syntetycznymi. Ten rodzaj „nowomowy” jest mi obcy. Z coraz większym dystansem patrzę na swoje dokonania i wiem, po co siadam do stołu. Na pewno przekłada się to i przełoży na powstające formy. Ostatnio odnajduję się też w przestrzeni archiwalnej, czego efektem są i mam nadzieję, że będą teksty poświęcone bursztynowi oraz historycznym związkom złotnictwa warmińskiego i braniewskiego – tu obecnie zamieszkuję, z gdańskim – to z przyczyn wiadomych.
Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Marta Andrzejczak
Muzeum Nadwiślańskie w Kazimierzu Dolnym zaprasza wszystkich miłośników złotnictwa na otwarcie wystawy stałej w Oddziale Muzeum Sztuki Złotniczej, która zaprezentuje rekonstrukcję wnętrza dawnego warsztatu złotniczego. Będzie to jedyna ekspozycja w kraju pokazująca oryginalny warsztat złotniczy z jego wyposażeniem.
Eksponowane na wystawach stałych zbiory Oddziału Muzeum Sztuki Złotniczej, na które składają się zabytki dawnego złotnictwa – srebra kultowe i stołowe – oraz kolekcja polskiej biżuterii współczesnej, pokazują efekty pracy mistrzów sztuki złotniczej. Jednak dla całokształtu obrazu tej dziedziny sztuki bardzo istotne jest pokazanie, w jaki sposób, w jakim miejscu i z użyciem jakich narzędzi i urządzeń te piękne przedmioty prezentowane w gablotach powstawały – pokazanie wnętrza dawnego warsztatu złotniczego. Tradycja złot
nicza na wyciągnięcie ręki
Warsztat złotniczy był zawsze miejscem otoczonym aurą tajemniczości, z pogranicza alchemii i magii, w którym unosiły się charakterystyczne zapachy smoły repuserskiej, żywicy, węgla drzewnego, intrygowały zagadkowe szklane kule ustawiane przy oknie, rzędy różnego kształtu fiolek, flaszek, tygli. Był miejscem, w którym posługiwano się przedziwnymi narzędziami o trudnych do rozszyfrowania nazwach, jak cybank, cajzyn, babka,mistrzowie sztuki złotniczej potrafili „wyczarować” z twardego metalu kunsztowne, finezyjne przedmioty zachwycające do dziś formą i maestrią wykonania. Mimo iż rozwój techniki i nowoczesność, zmieniające każdą dziedzinę naszego życia, wkraczając także do warsztatów złotniczych, spowodowały powolny upadek dawnego rękodzieła złotniczego, i zdawało się, że wiele dawnych narzędzi bezpowrotnie przestało istnieć, szczęśliwym zrządzeniem losu udało się, po wielu latach poszukiwań, w 2004 r. powiększyć zbiory Oddziału Muzeum Sztuki Złotniczej o unikatowy zespół zabytków – niemal kompletne wyposażenie dawnego warsztatu złotniczego.
Pochodziło ono z pracowni założonej w roku 1858 przy Rynku w Krakowie, przez znanego złotnika, medaliera i społecznika krakowskiego Wacława Głowackiego. Warsztat ten, nieprzerwanie czynny od czasu założenia, nie zmieniając swojej siedziby przez 130- -letni okres istnienia, przekazywany był w jednej rodzinie przez kolejne cztery pokolenia. Pracownia funkcjonowała jeszcze w latach 80. XX wieku, prowadzona przez ostatniego z rodu złotnika Piotra Chmielińskiego, od którego muzeum pozyskało, częściowo drogą zakupu, częściowo darowizny, unikatowy zespół 300 elementów – narzędzi, maszyn i urządzeń, stanowiących jej wyposażenie. Szczególnie cenną grupą zabytków wchodzącą w skład wyposażenia tej pracowni jest unikatowa, w skali kraju i nie tylko, kolekcja 80 sztanc złotniczych. Większość służyła do wytwarzania polskiej biżuterii patriotycznej, którą na masową skalę, w czasach walk narodu polskiego o niepodległość w II połowie XIX i początkach XX wieku, założony przez Wacława Głowackiego warsztat produkował.
Obchody odzyskania przez Polskę Niepodległości
Obecnie, w roku jubileuszu 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, dzięki dofinansowaniu ze środków ministra kultury i dziedzictwa narodowego, stało się możliwe – od dawna oczekiwane – urządzenie w Oddziale Muzeum Sztuki Złotniczej ekspozycji stałej, pokazującej rekonstrukcję wnętrza dawnego warsztatu złotniczego. Ta unikatowa wystawa, utworzona na bazie wyposażenia pracowni krakowskiej, jest jedynym w kraju autentycznym zespołem tego rodzaju zabytków, tym cenniejszym, że jednorodnym, należącym przez pokolenia do jednej rodziny złotników, oraz jedną z nielicznych w Europie ekspozycji muzealnych uzupełniających wystawy zabytków dawnego złotnictwa o prezentacje urządzeń i narzędzi stosowanych niegdyś w warsztacie złotnika. Otwarcie wystawy odbędzie się w niedzielę 21 października o godz. 14.00. Serdecznie zapraszamy do Kazimierza Dolnego. Aniela Zinkiewicz-Ryndziewicz