Rozmowa z Agnieszką Działo-Jabłońską o pasji odnalezionej w biżuterii i o rynku biżuterii autorskiej w Polsce
Skąd wzięło się u pani zamiłowanie do biżuterii?
Dorastałam w czasach szarej rzeczywistości lat 80. Zdolności manualne, artystyczne korzenie oraz zamiłowanie do oryginalności i jakości wzmagały potrzebę wyróżnienia się. Ubiór był na to najprostszym sposobem. Dlatego namiętnie szyłam, farbowałam tkaniny i… tworzyłam biżuterię. Z miedzianych i aluminiowych blach, z drutów, monet, koralików czy orzechów. Ale traktowałam to jako pasję, zabawę, nie myśląc o związaniu z tym swojej przyszłości. Trafiłam na protetykę i tam, podczas odlewania ze srebra elementów zębowych, powstały moje pierwsze srebrne kolczyki – supełki. Z ogromną siłą wróciła potrzeba tworzenia i zrodziła się myśl: a może biżuteria?
Stworzone przez panią obiekty biżuteryjne wyróżniają się wzornictwem i sposobem łączenia materiałów. W jaki sposób udało się pani wypracować swój indywidualny styl?
Podstawą są tradycyjne techniki złotnicze. To w ich obrębie się poruszam. Tylko w pracach konkursowych pojawia się ukochana tkanina, papier lub pleksi. Bardzo lubię secesję i sztukę bizantyjską i nie raz zapuszczałam się w te rejony. Jednak najbliższa jest mi sztuka współczesna. A gdy tworzę biżuterię, mimowolnie „wychodzi” ze mnie minimalizm. I pewnie to również miało wpływ na moją miłość do kwadratu. Swoje kwadratowe pierścionki tworzę już od 20 lat. Ta forma nawet bez ozdobnika, ale idealnie wykonana, jest dla mnie sama w sobie piękna, a jednocześnie przekorna, nieoczywista w kontekście pierścionka. Ta moja przekora pojawia się również w wykończeniu prac. Już na etapie nauki złotnictwa ciągnęło mnie do nieperfekcyjnych powierzchni w połączeniu z precyzją wypolerowanych elementów lub błyskiem kamieni. I mimo że od dobrych kilku lat powierzchnie matowione, młotkowane są bardzo popularne w biżuterii, ja nie potrafię od nich odejść. Ręka sama sięga po papier ścierny, aby „popsuć” w jakimś miejscu ten idealny błysk. Uwielbiam ten kontrast.
Pani biżuteria tworzona jest z myślą o wymagających klientach. Kto najczęściej decyduje się na zakup biżuterii pani autorstwa?
Mam to szczęście, że prowadząc pracownię połączoną z galerią, często poznaję ludzi kupujących moje prace. Są to osoby ceniące wzornictwo, jakość wykonania i niepowtarzalność ręcznie tworzonej biżuterii. Ludzie ciekawi świata i jego różnorodności. Nie raz wywiązują się długie rozmowy zapoczątkowane tematem biżuterii, które chwilę później przeradzają się w rozmowy o życiu, o pasjach. Myślę, że te relacje również wpływają na to że klienci tak często wracają.
Czy często bierze pani udział w konkursach złotniczych?
Do tego, aby stworzyć pracę na konkurs artystyczny, trzeba mieć ogromną, nieograniczoną przestrzeń w głowie. Artyści, którzy tylko tworzą, są permanentnie w takim stanie. Zazdroszczę. Ja, która na co dzień łączę tworzenie z wykonywaniem prac na konkretne zamówienia, wymagające myślenia w inny sposób nad danym projektem: nad jego praktycznością, nad zaspokojeniem potrzeb klienta, potrzebuję dużo więcej czasu, aby przestawić się, polecieć w twórcze rejony, których nic nie ogranicza. Dlatego wielokrotnie już się zdarzyło, że kolejny termin zgłaszania prac mijał, gdy moja była jeszcze na etapie tworzenia. Niemniej jednak kilka konkursów, wyróżnień, nagród mam już za sobą, a następne konkursy w trakcie.
Czego według pani Polacy oczekują od biżuterii?
Większość Polaków marzy, aby za pomocą biżuterii upodobnić się do osób ją reklamujących. Podświadomie, zakładając na siebie najmodniejszy w sezonie wyrób, pragną mieć urodę i wyobrażone życie postaci z okładek magazynów, z filmów, z celebryckich ścianek. Ale jest też mniejsza grupa ludzi, którzy mają potrzebę wyrażenia się poprzez biżuterię. Czasem zabawy nią. Ludzi, którzy poszukują ciekawego designu, tej ekskluzywności niepowtarzalnych autorskich prac czy wyjątkowości kamieni lub metali szlachetnych.
Co jest dla pani najważniejsze w procesie tworzenia biżuterii?
Moment, kiedy weryfikuję pomysł wyświetlony w głowie z materią. Sporadycznie szkicuję, gdy tuż przed zaśnięciem pojawi się obraz, po to, by rano nie uciekły jego detale. Ale najczęściej jest tak, że z projektem widzianym w myśli siadam nad stołem złotniczym, biorę do ręki drut czy blachę i wyginam, przycinam, piłuję, sprawdzając, czy daną formę zdołam ręcznie stworzyć. Czasem papier jest tym próbnym materiałem. A kolejnym tak emocjonującym etapem jest moment, gdy przykładam szczotkę polerską i pojawia się pierwszy błysk metalu, gdy zaczyna się wyłaniać finalne dzieło.
Jaki materiał – metal, kamień – jest pani ulubionym i dlaczego?
Złoto! Uwielbiam tę jego głęboką żółć, gdy jest czyste. Lubię je mieszać w stopie i bawić się jego odcieniami, dobierać do barwy kamienia. Jego plastyczność, ale być może i jego szlachetność… A kamienie? Hmm… wszystkie odcienie błękitu, niebieskości, czyli topazy, akwamaryny, tanzanity, turkusy i wyjątkowe okazy labradorytów mieniące się niebieskościami. To moje barwy. Lubię też perły i może to zabrzmi banalnie – błysk brylantów.
Czym dla pani jest biżuteria – małym dziełem sztuki czy akcesorium modowym?
Przede wszystkim wyrażeniem swojego JA. Zaznaczeniem siebie, swoich emocji lub przekonań w danym momencie życia, w danej sytuacji. W drugiej kolejności – dziełem sztuki. A że jestem bardzo wyczulona na wzornictwo, jakość wykonania i jakość materiałów, to szybko odrzucam to, co byle jakie.
Skąd czerpie pani inspiracje do tworzenia swojej biżuterii?
Przypuszczam, że widziane dzieła sztuki malarstwa, architektury, rzeźby czy samej biżuterii, przyroda – zostawiają swój ślad we mnie. Gdzieś się osadzają, a wyzwalają je emocje! Muzyka towarzyszy mi cały czas, uwielbiam tańczyć, kocham szaroniebieską linię morskiego horyzontu, wiatr we włosach i… spotkania z ludźmi. Te wrażenia, te emocje czasem wręcz buzują w moim wnętrzu, wyrzucając formy.
Jak według pani będzie ewoluował rynek biżuterii artystycznej w Polsce?
Ostatnio przestałam śledzić ten rozwój, bo zauważyłam, że biżuteria artystyczna coraz częściej zaczyna podążać za trendami masowymi. Chciałabym wierzyć, że nastąpi powrót do unikatowości w biżuterii. Że będzie rosła grupa świadomych odbiorców, pragnących posiadać dzieło trwałe, tworzone z pasją w niewielu egzemplarzach. Coś, co będzie ponadczasowe w formie i jakości, wbrew obecnie tak masowo tworzonym jednorazowym produktom. I obserwując, że coraz więcej młodych ludzi do mnie zgłasza się po takie wyroby – jest nadzieja.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Marta Andrzejczak