Rozmowa z Mariuszem Pajączkowskim, złotnikiem, miłośnikiem
nowoczesnej biżuterii, twórcą Galerii Otwartej w Sandomierzu.
Polski Jubiler: Rynek współczesnej sztuki jubilerskiej stale się rozwija. Zauważalne są coraz to nowe inicjatywy, projekty, ale przede wszystkim pojawiają się młodzi artyści, którzy starają się zmień oblicze złotnictwa. Jak ocenia pan zmiany na polskim rynku jubilerskim?
Mariusz Pajączkowski: No to znowu wyjdę, i to już na początku rozmowy, na osobę krytycznie nastawioną do potocznie używanych określeń. I – podobnie jak w wywiadzie z maja 2011 roku – ponownie zaapeluję: nie mylmy pojęć przynajmniej my! Bo co to jest „sztuka jubilerska”? No, ale nie dlatego się przecież spotkaliśmy, aby mówić o tym samym, co rok temu. Podobnie jak wtedy – dziś również uchylę się od pytania dotyczącego „rynku jubilerskiego”. Nie znam go. Jest przedmiotem analiz dla ekonomistów, mistrzów marketingu, handlu, promocji i upustów. Ja się po prostu na tym nie znam. Zaś co do tej części pytania, która dotyczy starań młodzieży chcącej zmieniać oblicze złotnictwa, cóż, naprawdę nie mogę sobie przypomnieć żadnego nazwiska. Wszystkie, które mi się nasuwają, to artyści i projektanci o których można dyskutować długo i z emocjami, ale określenie „młodzież” do nich na pewno nie pasuje. Co innego, jeżeli myślimy o biżuterii w jej szerokim pojęciu. Tu oblicze zmienia się radykalnie. Biżuteria modowa, recyklingowa, chińskie składaki, sutasz, art clay itp. jest nie do przeoczenia na rynku salonów, galerii, sklepów i jarmarków. I znowu muszę się uchylić od udzielenia odpowiedzi, bo ta biżuteria jest daleka od tego, czym się interesuję i czym żyję. Ocenę pozostawię innym.
Jest pan pomysłodawcą i twórcą Galerii Otwartej w Sandomierzu, która zajmuje się promocją niezwykłego kamienia – krzemienia pasiastego. Jak ocenia pan wpływ działania Galerii na promocję krzemienia w Polsce?
Z całą mocą chciałbym zaprotestować! Galeria Otwarta zajmuje się promocją sztuki złotniczej i biżuterii ze sztuką złotniczą powiązaną. To jest pierwszy jej cel, po to powstała. Zaś krzemień pasiasty z racji miejsca i – nie ukrywam – mojej fascynacji tym kamieniem, znajduje w niej poczesne miejsce. Ale działania te są na drugim miejscu. Fakt, jesienią 2011 roku wraz z Cezarym Łutowiczem, Muzeum Okręgowym w Sandomierzu i władzami miasta zorganizowaliśmy I Festiwal Krzemienia Pasiastego. Dziś kolejne miasta odwiedza wystawa będąca efektem tego wydarzenia, ale nie zapominajmy, że w Galerii Otwartej do tej pory odbyło się 14 innych wystaw sztuki złotniczej (kolejne w przygotowaniu) nie mających z krzemieniem nic wspólnego. Krzemień pasiasty jest kamieniem o nieocenionym potencjale. Jest tak graficzny, że możliwość edycji jego rysunku jest nieprawdopodobną przygodą. To kamień dla tych, którzy kochają estetykę fotografii czarno-białej, mających wyobraźnię, czytających obraz. Stoi na pewno w przeciwieństwie do pstrokacizny biżuterii zalewającej dziś półki sklepowe. Jest elegancki, elitarny, absolutnie unikatowy. Tworzy prawdziwe wyzwania przy złotniczym stole. Fakt, jest trudny, ale kto powiedział, że każda praca ma być szybka i łatwa? Ma niełatwy start, bo pokazać go brzydko i rzucić na bazarowy stragan jest tak samo łatwo jak bursztyn. Rozpoczyna dopiero swoją drogę przez współczesną biżuterię. Bo czymże jest 40 lat jego promocji i to przez większość tego czasu prowadzonej tylko przez jednego człowieka w porównaniu z czasem, siłą i ilością energii setek osób i instytucji promujących np. bursztyn? Jestem bardzo rad, że Galeria Otwarta mogła włączyć się w działania informujące i pokazujące ten kamień. Ale na oceny poczekajmy i niech nie będą one samooceną.
Czy w ostatnim czasie zmienił się stosunek Polaków do biżuterii wykonanej z krzemienia pasiastego?
Tak. Powoli, ale przebija się w świadomości fakt, że jest to kamień charakterystyczny dla polskiej ziemi. Że występuje jedynie tu, że chcąc mieć przy sobie lub obdarować kogoś biżuterią z polskim kamieniem – najlepszym wyborem jest krzemień pasiasty. Bursztyn, który przez dziesięciolecia kojarzył się z Polską, już dawno przekroczył granice. Ile dziś bursztynu wydobytego w kraju znajdziemy w galeriach, sklepach i na targach? 5 procent? Mniej? Zaś oryginalność biżuterii z krzemieniem pasiastym nie podlega dyskusji. Doceniły go również nasze władze. Coraz częściej przedmioty z krzemieniem pasiastym stają się prezentami, które Kancelaria Sejmu i Senatu wręcza oficjalnym gościom odwiedzającym nasz kraj. Ma jednak krzemień pasiasty pewien kłopot. Jakiś „geniusz” od marketingu pomylił określenie „rzadszy niż diament” (co może być prawdą!) i wymyślił, że jest to „polski diament” – i śmiech nie milknie do dziś. Inny, pewnie też w innym nastroju dnia – że to „kamień smutny” – i ciężko walczyć z taką niesprawiedliwą opinią. To duża satysfakcja, gdy wyznawczyni takiej teorii zmienia zdanie oglądając piękne, starannie przygotowane kamienie, które można zobaczyć w dobrej biżuterii, a wykonane przez najlepszych polskich szlifierzy. Znowu porównując – jak smutny może być bursztyn, który przeszedł przez ręce niektórych producentów, a jak piękny w innych rękach?
Minęło 40 lat od kiedy Cezary Łutowicz „odkrył” krzemień pasiasty dla biżuterii. Od tego czasu rola i znaczenie krzemienia niezwykle się zmieniła – choćby fakt, że stał się on kamieniem polskiej prezydencji w Radzie UE. Czy doczekamy czasów kiedy ten niezwykły kamień będzie się cieszył podobnym jak bursztyn zainteresowaniem klientów w kraju i za granicą?
Mam nadzieję, że tak się stanie. Jest tego wart. Jest niepowtarzalny, a jednocześnie łatwo rozpoznawalny. Pewnie nie stanie się to szybko, gdyż dzisiejsza promocja wymaga znacznych środków finansowych, nie wystarczy pasja kilku osób. Ale kto wie, może znajdzie się osoba lub instytucja, która śmiało zajmie się promocją krzemienia pasiastego?
Galeria OTWARTA to nie tylko krzemień pasiasty, ale także promocja polskiej sztuki biżuteryjnej. Od maja w Galerii można oglądać wystawę „60x biżuteria”, której celem jest szerzenie wiedzy na temat sztuki złotniczej a także zapoznanie publiczności z najciekawszymi projektami biżuterii z pracowni polskich projektantów. Czy wydaje się panu, że Galeria może zmienić stan wiedzy Polaków na temat sztuki złotniczej?
Bardzo proszę… co to jest „sztuka biżuteryjna”? Ale do rzeczy. Śladem dwóch poprzednich lat Galeria Otwarta przygotowała wystawę biżuterii polskich artystów i projektantów. Zostali oni poproszeni o przygotowanie specjalnych kolekcji. Celami wystawy, poza wspomnianymi w pytaniu, było również umożliwienie gościom odwiedzającym Sandomierz nabycie tych prac. W poprzednich edycjach wystaw cyklu (2010 rok – 31 x biżuteria i 2011 – 50 x biżuteria) bardzo miłym gestem i wspaniale przyjętym przez środowisko artystów złotników było wręczenie honorowych wyróżnień przez władze Sandomierza i instytucje zajmujące się kulturą i sztuką. Autorzy odnotowują ten fakt na swoich stronach internetowych i w katalogach. Odnotowują to również zaprzyjaźnione media, w tym ogólnopolskie. Tak się stało również w roku bieżącym: zostało przyznanych aż 13 wyróżnień.
Czy Galeria Otwarta może zmienić stan wiedzy o sztuce złotniczej?
Nie. Ale może się do tego przyczynić m.in. poprzez organizowanie wystaw. Również ważny jest dialog z gośćmi, informowanie ich na czym polega różnica między „jubilerstwem” a „złotnictwem”, sklepem a galerią, towarem a indywidualną realizacją projektanta. Jakiś czas temu wspomniałem jak dużą satysfakcję daje pożegnanie gościa Galerii Otwartej, który wszedł do sklepu, a wychodzi z galerii biżuterii autorskiej.
Czy na postawie zaprezentowanych podczas wystawy prac można powiedzieć jakie są kierunki rozwoju polskiej sztuki złotniczej ?
Nie sądzę. 60 autorów pokazuje prace wykonane w swoich pracowniach. Każdy autor jest inny. Każdy o biżuterii myśli po swojemu. To bardzo ciekawy zestaw, ale nie odważyłbym się na jego podstawie stawiać diagnozy na temat przyszłości. To są dobre prace, w znakomitej większości ze srebra. Wszyscy autorzy przysłali biżuterię udowadniając, że warsztat złotniczy nie jest im obcy. Są mistrzowie, są uczniowie, ale nie ma tu fanów kleju (może też dlatego, że nie zostali zaproszeni?). Zgodnie z ideą wystawy – to biżuteria dobrze zaprojektowana i wykonana, adresowana do przyszłych użytkowników. Tu nie ma prób zmierzenia się z przyszłością. Ale na pewno widać szacunek dla odbiorcy.
Czy polska sztuka złotnicza ma swoje indywidualne cechy, które wyróżniają ją na tle obiektów biżuteryjnych stworzonych poza granicami naszego kraju?
Trudne pytanie. Nie można chyba dać jednej odpowiedzi. Niektórzy autorzy wtapiają się w design niemieckich targów, inni konsekwentnie zachowują swój styl i wybór, jeszcze inni eksperymentują na potęgę. Granice kraju w dobie internetu są zatarte. Jeżeli szukać cech indywidualnych, to raczej w biżuterii z bursztynem, w niektórych wyrobach korpusowych, u niektórych autorów nawiązujących do tradycji regionu. Różnorodność emocji i realizacji chyba nie pozwala na wyróżnienie polskiej sztuki złotniczej. Jedna cecha na pewno rzuca się w oczy – to ilość. Myślę, że biżuteria, w tym ta wykonywana technikami złotniczymi, jest w Polsce wszechobecna i jest jej bez porównania więcej, niż w innych krajach.
Czy w najbliższym czasie w Galerii tworzone będą jakieś nowe projekty?
Tak. Pomysłów jest wiele. Być może będzie kontynuowany cykl festiwali krzemienia pasiastego, ale tu wszystko zależy od „sandomierskiej” strony. Obecnie rozpoczynają się przygotowania do projektu pod roboczym tytułem „Biżuteria WszechCzasów”, który w założeniu ma być realizowany wspólnie z archeologami, historykami i oczywiście współczesnymi projektantami. Biżuteria towarzyszyła, towarzyszy i będzie nam towarzyszyć zawsze. Projekt chce połączyć realizacje pradziejowe, historyczne, współczesne i wręcz sięgnąć do przyszłości. Myśląc o biżuterii – warto spojrzeć w przeszłość, wykorzystać techniki, inspiracje, a nawet narzędzia, które dziś są znane, choć od dawna nie używane. A może biżuteria, która wręcz traci swój materialny charakter – to właśnie jej przyszłość? Dziś jeszcze za wcześnie, aby szerzej informować o detalach, gdyż projekt jest w końcowej fazie przygotowań i nawet nie wszyscy jego uczestnicy znają szczegóły. Ale już niebawem…
Jest pan nie tylko popularyzatorem wiedzy na temat złotnictwa, ale aktywnym twórcą biżuterii. Biżuteria wychodząca spod pana ręki zachwyca nie tylko jej posiadaczy, ale także wielu młodych twórców. Co doradziłaby pan początkującym twórcom biżuterii?
Dzięki za miłe słowa, ale to nie całkiem jest prawda. Moje prace być może są lubiane i komentowane, może też jakoś doceniane przez tych, które je znają, ale znam „swoje miejsce” i wiem, że w porównaniu z pracami wielu moich koleżanek i kolegów nie wyróżniają się szczególnie. To ważne, aby znać wartość swojej pracy i nie zadzierać nosa, bo jakie są – każdy widzi. Nie pomoże im różowo-fioletowa czupryna lub wpieranie odbiorcom, że koło jest aktualnym odkryciem. Co doradzić? O biżuterii i jej wykonaniu warto się uczyć, warto ją poznać, warto poczekać zanim się zacznie określać ją terminami „artystyczna” lub „autorska”. Bo niewiele faktów tak łatwo kompromituje wykonawcę, jak pokazanie rzeczy wtórnej, starej i nudnej jako swojego wielkiego nowego projektu.
Jakie są pana zawodowe plany na przyszłość?
Cóż, tu chyba nic się nie zmieni. Z pewnością jeszcze nie czas aby usiąść przed telewizorem. Nadal pewnie będę prowadził swoją pracownię, uczę się prowadzić Galerię Otwartą. Może uda się więcej czasu spędzić przy komputerze aby udostępniać informacje o złotnictwie artystycznym w Polsce? Nadal nie ruszyły zapowiadane przeze mnie projekty złotnictwo.info oraz krzemienpasiasty.info, a przecież materiały, które są tylko na dysku jednego komputera, nie istnieją. Być może pojawi się inicjatywa wspólnej dobrej promocji polskiej sztuki złotniczej? Chętnie w takim projekcie wziąłbym udział. Czas pokaże…
Dziękuje za rozmowę
Rozmawiała Marta Andrzejczak