Rozmowa z Piotrem A. Pastusiakiem,
artystą, absolwentem Akademii Sztuk
Pięknych w Łodzi, właścicielem
pracowni plastycznej PAPAS.
Polski Jubiler: Skąd wzięło się u Pana zainteresowanie biżuterią?
Piotr A. Pastusiak, pracownia plastyczna PAPAS: Wiele dorosłych spraw
ma swoje początki w dzieciństwie, tak jak mój zachwyt kulturą średniowiecza
z rycerzami i alchemikami. Wtedy też pojawiły się moje pierwsze
próby tworzenia biżuterii. Znaleziony kawałek miedzianego pręta, jakiś
kamień, młotek… Radość z pierwszej bransolety czy wisiora była widać
tak potężna, że odbiła się na mojej dorosłej twórczości. Pamiętam, że
zachwyciła mnie miedź z jej cudowną plastycznością i malarską barwnością.
I kamienie. Te przepiękne, które znajduje się w piaskownicy,
chowa do pudełka jak największy skarb. Moi przodkowie byli rzemieślnikami,
często ponoć bardzo uzdolnionymi: kowalami, bednarzami,
stolarzami, szewcami, fryzjerami. Miałem szczęście, że mój dziadek
podkręcał mój zapał konstruktora i kowala. Dalsza droga
była już oczywista. Łódzka ASP i jedyna w swoim
rodzaju pracownia biżuterii prof. Andrzeja
Szadkowskiego.
Pana kolekcje pokazują, że
można stworzyć swój unikatowy
styl. Ile czasu zajęło Panu znalezienie swojej własnej drogi
w świecie biżuterii?
W zasadzie cały czas szukam swojej drogi. Chodzę to tu, to tam. Pamiętam,
że na studiach robiłem zwykle inaczej niż reszta. Gdy wszyscy polerowali
przedmioty, ja obijałem je kamieniami. Gdy reszta zachwycała się
nowymi materiałami i trendami, ja wykuwałem archaizujące przedmioty
z miedzi. Cały czas coś się zmienia i nowe przeżycia wzbogacają moją
twórczość. Czasem jakaś droga zaprowadzi w ślepy zaułek i trzeba
szukać nowej. Ale zawsze musi to być w zgodzie ze mną.
Co dla Piotra Pastusiaka oznacza biżuteria?
Biżuteria? Na uczelni dowiedziałem się, że może nią być niemalże wszystko,
zresztą potwierdzają to „trendowe” konkursy. Pytanie to brzmi trochę
jak: „Czym jest sztuka, kim jestem ja”. Polemiki na temat definicji sztuki
zdają się nie mieć końca. A „kim jestem?”, to najtrudniejsze pytanie jakie
znam. Jeśli mam opowiedzieć czym dla mnie jest biżuteria to najpierw
powiem, że ludzie często mylą pojęcia ozdoba i biżuteria. Dla mnie
między tymi określeniami jest przepaść. Moim zdaniem biżuteria to klejnot.
Szlachetny materiał, szlachetny warsztat. To rzeźba, choć ostatnio
częściej używa się określenia „obiekt”, dla której tłem jest człowiek.
Pana twórczość to nie tylko biżuteria, ale także malarstwo srebrem.
Skąd wzięło się u Pana zamiłowanie właśnie do takiej formy obiektów
biżuteryjnych?
Ważnym sposobem mojej wypowiedzi artystycznej jest rysunek, a w zasadzie
małe formy rysunkowe. Pracując w srebrze, ocierając się o kowalstwo,
odczuwałem brak tego przedstawiającego sposobu opowieści o mnie. Stąd
repusowane plakiety, odnoszące się do XVII-wiecznych plakiet wotywnych.
Repusowanie to dla mnie połączenie rysunku, rzeźby i biżuterii. Moje
plakiety to moje rysunki w srebrze. Można je powiesić oprawione w ramę
na ścianie, a można eksponować na szyi czy nadgarstku.
Pana prace nawiązują do okazów biżuteryjnych wykonywanych
w średniowieczu. Projektuje Pan biżuterię, która stylistyką nawiązuje
do dawno minionych czasów. Dlaczego interesuje Pana biżuteria
dawna, a nie podąża Pan za najnowszymi trendami i nie tworzy
kosztowności według współczesnego wzornictwa?
Jeżeli zachwyca nas dzisiaj Sainte Chapelle, to myślę, że
piękno gotyckiej biżuterii też nie straciło na wartości.
Czasem poszukiwanie na siłę nowych form nie
przynosi dobrych rezultatów. Moja fascynacja
ornamentyką gotycką i barokową,
zachwyt nad kowalską robotą
z tamtych czasów ma bezpośrednie
przełożenie na moją twórczość.
Poszukuję prostoty, przenosząc kowalskie techniki w miniaturową formę. W dobie
cyfrowo tworzonych przedmiotów to zapewne
fanaberia. W zasadzie już przed studiami nęciła
mnie sztuka archaiczna i średniowieczna.
Stąd też moje uczestnictwo w grupach
odtwórców historycznych oraz tworzenie
przedmiotów nawiązujących i inspirowanych
kanonami i warsztatem z epoki.
Staram się wykonywać przedmioty, jakie
mogliby tworzyć mistrzowie tamtych
czasów. Poznaję warsztat i stylistykę,
ponieważ bliska jest mi prostota formy,
czystość ornamentu, choć często o barokowej
fakturze. Świadomie nie uczestniczę w trendach.
Robię swoje i dla siebie. To rzadki komfort twórcy.
A ja go pielęgnuję. Nie muszę żyć z biżuterii, więc
mogę robić dla siebie i dla tych, którzy chcą mieć Pastusiaka
a nie przedmiot ze znanego domu jubilerskiego. I tacy do
mnie trafiają i dla nich wykonuję biżuterię. To trochę jak robienie
talizmanu, trochę jak praca architekta wnętrz. Staram się zrobić
przedmiot w pełni pasujący i podkreślający osobowość odbiorcy. I to nie
jest jeden z dziesięciu czy stu takich samych przedmiotów. To jest ten
jedyny. Nawet kiedy robię kolczyki, to każdy jest inny. Są parą, trochę jak
brat i siostra, ale nie bliźniaki.
Skąd czerpie Pan inspiracje?
Moje inspiracje? Piękno jest wszędzie w naturze, w jej formach, fakturach.
Tak jak zachwyca prostota i czystość prac prymitywnych i dziecinnych,
tak samo piękno znajduję w najdawniejszych przedmiotach, gdzie
konstrukcja i forma stanowią jedność, a nieugłaskana faktura ożywia
światłem metal i kamień. Tak już jest, że do jednych przemawiają róże,
do innych storczyki, a jeszcze inni lubią bez. I dobrze. Ja uwielbiam
gotycką ornamentykę wynikającą z konstrukcji i barokową misterność.
Walczą we mnie te dwie estetyki, a efekt jest taki jak widać.
Jak wygląda Pana warsztat pracy? Jakie metody pracy Pan stosuje?
Moimi podstawowym narzędziami są młotki i młoteczki oraz różne
przedmioty, które je czasami udają np. zawias ze stodoły, kowadła i ich
erzace oraz cała masa puncyn. W zasadzie moja pracownia nie różni
się od tych sprzed kilkuset lat. No, może trochę: pracuję palnikiem
zamiast dmuchawką, diaksem zamiast furkadełkami.
Głównie odkuwam i repusuję. Często stosuję też
kowalskie metody łączenia elementów.
Co chce Pan powiedzieć odbiorcom swoją
sztuką?
Do tej pory się nie zastanawiałem co chcę
powiedzieć odbiorcom. Bo to jak z jabłkiem.
Jednemu kojarzy się z rajem,
drugiemu z witaminami, a trzeciemu
z prostym winem. Tak też jest z moją
biżuterią, albo trafia na wrażliwego
odbiorcę, albo nie. Często moje
rysunki interpretowane przez oglądających
zaskakują mnie swoją
opowieścią (to raczej nie na temat).
Ale jeśli już miałbym coś powiedzieć
to to, że prostota i forma, warsztat
i elegancja są ponad trendami.
Dla kogo Pan tworzy?
Swoją biżuterią tworzę głównie
dla siebie i zawsze jest moja.
Niejako wydzierżawiam ją na
wiecz- ność. Fakt, że używają jej moi
przyjacie- le i znajomi sprawia wielką
f r a j d ę i przyjemność. A serio to
odbiorcami mojej sztuki są ludzie, którzy
mają dosyć tren- domanii. Ci, którzy cenią
„mięso” materiału i potrafią docenić stary,
wręcz archaiczny warsztat. Robię do „szuflady”,
czasami coś z niej ubywa i idzie
w świat. Niekiedy powstaje coś dla konkretnej
osoby, ale muszę ją poznać. Galeria
w internetowym sklepie mojej ukochanej
jest raczej wizytówką, niż miej- scem sprzedaży, bo
cenię kontakt bezpośredni i trud- no mi się rozstać
z moimi skarbami.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Marta Andrzejczak