Artykuły z działu

Przeglądasz dział LUDZIE BRANŻY (id:52)
w numerze 12/2009 (id:83)

Ilość artykułów w dziale: 1

Biżuteria w równoległej rzeczywistości

Rozmowa z dr. hab. Sławomirem Fijałkowskim

“Polski Jubiler”: W polskim środowisku artystycznym coraz częściej słychać dyskusje nad ustaleniem definicji “biżuterii artystycznej”. Czy według pana, jako wieloletniego nauczyciela akademickiego, można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: czym jest biżuteria artystyczna i stworzyć jej definicję, która pogodziłaby wszystkich zainteresowanych?


Dr hab. SŁawomir Fijałkowski, projektant biżuterii, pracownik naukowy Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku: Dyskusja taka wydaje mi się jałowa, naiwna i całkowicie pozbawiona sensu, już choćby tylko z tego powodu, że – jak sama pani zauważa w pytaniu – raczej nie jest możliwe sformułowanie jednoznacznej, autorytatywnej i ponadczasowej definicji “biżuterii artystycznej”, tak, aby wszyscy bezkrytycznie się jej podporządkowali. Ostatni raz w historii podobna rzecz udała się w przypadku treści kamiennych tablic, wykutych przez Mojżesza na Górze Synaj. Tworzenie tego rodzaju przykazań w sztuce jest jednak dysfunkcjonalne.

Sam zresztą byłbym pierwszą osobą, która by je zakwestionowała. Każdy twórca i każdy odbiorca musi na własny użytek umieć formułować i stale przekonstruowywać znaczenie pojęć w zależności od kontekstu, posiadanej wrażliwości odbiorczej i kompetencji poznawczych. Niezrozumiała jest dla mnie obsesja kilku osób do wąskiego klasyfikowania terminów, które z założenia posiadają “otwarte pole interpretacji”. Ma to w sobie coś z typowej dla wielu polityków bezrefleksyjnej wiary w biurokrację, gdzie wystarczy zadekretować odpowiednie przepisy, nakazy i zakazy, żeby natychmiast zmieniła się rzeczywistość.

Osobiście bardziej wierzę w skuteczność konsekwentnej i systematycznej edukacji jako narzędzia kształtowania stanu świadomości i to samo poleciłbym twórcom i wyznawcom definicji “biżuterii artystycznej”. Z Warszawy jest najbliżej do ASP w Łodzi, gdzie prowadzone są także studia w trybie zaocznym / niestacjonarnym, a elementarne zależności między sferą twórczą i wykonawczą są powszechnie zrozumiałe już dla studentów pierwszego roku. Ja sam od trzech lat związany jestem z innym ośrodkiem akademickim – ASP w Gdańsku, gdzie

Projektowanie Biżuterii próbujemy umiejscawiać jako integralną część znacznie szerzej postrzeganego tła kulturowego, umownie określanego jako design, a w swej praktyce dydaktycznej staramy się motywować studentów do unikania prostych odpowiedzi na złożone kwestie, niechowania się za plecami bezpiecznych, narzucanych z zewnątrz “definicji”, ale właśnie odwagi do ich ciągłego przekraczania, formułowania indywidualnych punktów odniesienia i autorskich strategii rozwoju, gotowości do ponoszenia ryzyka, postaw krytycznych i samodzielności w ocenie zjawisk.


Czy według pana można nauczyć się tworzenia biżuterii artystycznej? Czy aby stworzyć obiekt biżuteryjny, należy przenieść swoje emocje na dzieło, a może należałoby skupić się przede wszystkim na warstwie warsztatowej?

Na działanie kreatywne składają się zarówno czynniki emocjonalne, jak i racjonalne. Te pierwsze są pochodną intuicji (bardzo niepedagogicznym synonimem jest też określenie: “talent”), te drugie efektem wykształcenia. Aby móc skutecznie aktywować predyspozycje intuicyjne, przydatny jest zasób wiedzy związany ze znajomością zasad kompozycji plastycznej, metodyką projektowania, umiejętnością zarządzania złożonym zespołem funkcji, określanych w tradycyjnych kręgach akademickich jako “proces projektowy”.

Takie kompetencje najłatwiej zdobyć w dobrej uczelni o ugruntowanej renomie i sprawdzonych programach dydaktycznych. Jest to warunek konieczny, ale oczywiście niewystarczający do tego, aby osiągnąć sukces artystyczny. Dopiero umiejętność komplementarnego łączenia czynnika racjonalnego i intuicyjnego zwiększa przewagę konkurencyjną w sferze nie tylko usługowego, zadaniowego projektowania, ale właśnie w obszarze sztuki użytkowej. System edukacji artystycznej – mimo niekoniecznie korzystnego kierunku jego obecnej ewolucji – wciąż jeszcze jest nastawiony na selekcję i kształcenie jednostek, które bazową wiedzę potrafią interpretować i stosować w innowacyjny sposób.

Obecną czołówkę polskiej sceny designu autorskiego – nie tylko biżuterii, ale przedmiotów użytkowych w ogóle – stanowią w zdecydowanej większości absolwenci kierunków projektowych, co statystycznie potwierdza celowość edukacji w zakresie wzornictwa. Warstwa warsztatowa – niezależnie od tego, czy rozumiemy przez to sprawność rzemieślniczą i manualną, czy też umiejętność operacyjnego posługiwania się najnowszą wersją specjalistycznego soft-wareŐu jest jednym z istotnych środków do celu. Jeżeli jednak “warsztat” staje się jedynym celem i wyłącznym kryterium oceny, bezprzedmiotowe jest posługiwanie się takimi kategoriami opisowymi, jak “artystyczny” lub “projektowy”.

Wiem, że niektórym rzemieślnikom trudno jest się z tym pogodzić, chociaż, prawdę mówiąc, nie wiem dlaczego. Nie chodzi przecież o to, że aspekty artystyczne lub projektowe miałyby być czymś elitarnym, jakościowo lepszym lub choćby tylko komercyjnie bardziej nośnym niż perfekcyjne rzemiosło – są tylko czymś z założenia innym i skierowanym do odmiennego kręgu odbiorców. Ponieważ jednak – jak to już wcześniej zadeklarowałem – nie odczuwam żadnej potrzeby formułowania powszechnych teorii lub definicji, co jest “artystyczne”, a co na pewno takie nie jest, więc może nie byłoby wcale źle, gdyby określone środowiska zachowały w tej sprawie zdania odrębne. Istotą demokracji jest przecież różnica poglądów, a dążenie do ich siłowego wyrównywania nie wpłynie korzystnie na różnorodność postaw we współczesnym, polskim złotnictwie i na poziom dyskusji o jego specyfice.


Jak ocenia pan dokonania Polaków i ich wkład w rozwój wzornictwa biżuteryjnego w Europie? Czy można mówić o polskiej szkole designu?

Wkład w rozwój europejskiego wzornictwa polskich firm, projektantów i instytucji zajmujących się produkcją i promocją biżuterii jest naprawdę śladowy i marginalny – wbrew temu, co chcieliby o tym sądzić sami projektanci. Oczywiście doceniam wysiłek marketingowy nielicznych wyjątków, np. Marcina Zaremskiego, niektórych firm bursztynniczych – w tym zwłaszcza S&A z Gdyni, rozpoznawalną marką jest na pewno Galeria Sztuki w Legnicy, w środowiskach akademickich zasłużoną renomę ma obchodząca właśnie 50-lecie powstania Katedra Projektowania Biżuterii ASP w Łodzi (z czysto zawodowego punktu widzenia mogę teraz żałować swojej przeprowadzki z Łodzi do Trójmiasta, mam jednak nadzieję, że stworzenie konkurencyjnego ośrodka z rozpoznawalną marką Projektowanie Biżuterii na ASP w Gdańsku potrwa trochę krócej niż 50 lat).

To wszystko jednak wciąż za mało, żeby mówić o jakiejś wyjątkowej roli polskiego designu w Europie. Z całą pewnością przydałyby się profesjonalnie zaplanowane, wspólne i skoncentrowane na wyraźnie określonym celu działania promocyjne całego środowiska – np. naprawdę współczesna i dobrze zorganizowana wystawa, która mogłaby zaistnieć w ważnych galeriach komercyjnych w Europie lub na najważniejszych targach jubilerskich. Być może to właśnie STFZ, jako reprezentant znacznej części środowiska, powinien opracować skuteczną strategię promocji polskiego złotnictwa, nie tylko z perspektywy doraźnych, komercyjnych korzyści, ale ze świeżym pomysłem na nowatorską i dającą się zapamiętać prezentację, obliczoną na osiągnięcie trwałego efektu wizerunkowego, także poza zamkniętym kręgiem hurtowników i pośredników.

Nie jest to oczywiście zadanie ani proste, ani łatwe i poza niezbędnym kapitałem, wymaga także odważnego, wizjonerskiego pomysłu. Dobrą wskazówką, jak powinna wyglądać tego rodzaju prezentacja biżuterii, może być wystawa “Story of Cartier” w tokijskim Muzeum Narodowym, którą zaaranżował japoński projektant Tokujin Yoshioka – ten sam, który zaprojektował stoisko firmy Swarovski podczas tegorocznych targów w Bazylei (polecam info: www.tokujin.com w zakładce: “space”).


Jedną z najdynamiczniej rozwijających się gałęzi sztuki współczesnej jest biżuteria. Czy wydaje się panu możliwe, że nastąpi rewolucja, która spowoduje, że nawet najbardziej ekscentryczny obiekt biżuteryjny będzie mógł opuścić galerie i stworzyć nową przestrzeń we współczesnym świecie?

Jednym z jurorów najważniejszego w Polsce wydarzenia artystycznego – Międzynarodowego Konkursu Sztuki Złotniczej w Legnicy był w tym roku Gijs Bakker (swoją drogą szkoda, że jego wizytą nie zainteresowały się branżowe media). Poza tym, że jest on wybitnym artystą – złotnikiem, jednym z niekwestionowanych “klasyków awangardy” i postacią o olbrzymich zasługach dla wywalczenia miejsca dla współczesnej biżuterii jako autonomicznej dziedziny sztuki użytkowej, jest także wykładowcą i współtwórcą sukcesu Design Academy w Eindhoven – najbardziej progresywnego ośrodka akademickiego w zakresie wzornictwa na świecie oraz ideowym twórcą instytucji pn.: Droog Design, która wypromowała całą plejadę holenderskich designerów – wielu z nich stanowi dzisiaj światową czołówkę: Tejo Remy, Jurgen Bey, Marcel Wanders, Frank Tjepkema, Hella Jongerius, Chris Kabel, Tord Boontje, Maarten Baas. Korzystając z pretekstu obecności Gijsa Bakkera w Polsce, odbyłem z nim kilka rozmów o podstawach sukcesu zjawiska “Dutch design”, starając się także uzyskać podpowiedź, jakie warunki musiałyby zostać spełnione, żeby zbliżony model rozwoju móc próbować powtórzyć w kraju, takim jak Polska.

W odpowiedzi otrzymałem bardzo pouczającą opowieść, która na konkretnym przykładzie uświadomiła mi, w którym miejscu jesteśmy obecnie, i jak wiele jest jeszcze do zrobienia w zakresie przewartościowania świadomości nie tylko odbiorców i konsumentów, ale także samych twórców. Historia dotyczy serii mebli, których autorem jest holenderski twórca Piet Hein Eek. Wykorzystuje on w swych projektach m.in. deski wyrzucane w porcie w Rotterdamie przy rozładunkach frachtowców z całego świata. Ponieważ nie mam praw autorskich do reprodukcji zdjęć, podsyłam przykładowy link: (http://www.pietheineek.nl/en/collection/scrapwood/art.nr.-3885h) z obrazkiem dającym pogląd, o co chodzi. Kultowymi realizacjami tego projektanta są meble wykonane ze zużytych sklejek i desek, którymi obija się portowe kontenery, z fragmentami oryginalnych nadruków logo producentów lub eksporterów np.: kawy, bananów, mango oraz stemplami egzotycznych urzędów celnych.

Tego rodzaju unikatowe meble, zawierające materialne cytaty z całego świata i opowiadające jednostkowe historie, są sprzedawane tak jak obiekty sztuki – w cenie kilkudziesięciu tysięcy euro. Próbuję sobie teraz wyobrazić polskiego konesera współczesnego, autorskiego designu, który jest w stanie docenić i zapłacić za tego rodzaju pomysł, skoro sam na pewno ma w garażu (bo przecież “szkoda wyrzucić”) stertę zużytych desek z ostatniej budowy. Oczywiście banalnym truizmem mogłoby być podsumowanie, że design jest częścią kultury – i to wbrew zewnętrznym pozorom wcale nie materialnej, ale jak najbardziej duchowej. Kultura z kolei powstaje tam, gdzie jest na nią zapotrzebowanie.

Wszyscy znamy dzieła i nazwiska rzeźbiarzy starożytnej Grecji, ale czy ktokolwiek z nas zna nazwisko choćby jednego współczesnego, greckiego rzeźbiarza? Nie ma innego sposobu na promocję dobrego designu niż cierpliwa, mądra, pokazująca dobre wzorce i kształtująca prawdziwe potrzeby EDUKACJA – zarówno przyszłych designerów oraz krytyków i dziennikarzy piszących o wzornictwie w sposób kompetentny i rzeczowy, jak i kuratorów, organizatorów wystaw, menedżerów, którzy potrafiliby skutecznie lansować i komercjalizować najlepsze wzorce – w ślad za tym zawsze pojawia się zainteresowanie odbiorców i ich większa świadomość estetyczna. Dobrym przykładem tego rodzaju działań promocyjno-biznesowych jest drugi obok Droog Design projekt, zainicjowany przez Gijsa Bakkera pod nazwą “Chi ha paura?” (polecam: www.chihapaura.com).

Jego celem jest zaproszenie projektantów biżuterii, ale także zaangażowanie topowych designerów, do stworzenia unikatowej kolekcji biżuterii na określony temat przy wykorzystaniu współczesnych technologii przemysłowych. Dotychczas w projekcie wzięli udział m.in. tej klasy projektanci, co: Ron Arad, Marc Newson, Marcel Wanders, Studio Job, a sama kolekcja konsekwentnie pokazywana jest na największych targach i wystawach wzornictwa, m.in. podczas mediolańskich Salone del Mobile, przyczyniając się do promocji autorskiej biżuterii poza bardzo wąskim, ściśle branżowym obiegiem.

Współcześnie rośnie zainteresowanie wzornictwem rozumianym jako element jakości życia (life style). To z kolei powoduje zagrożenie, że projektanci mogą stać się produktem medialnym a w konsekwencji doprowadzić do komercjalizacji sztuki alternatywnej. Czy nie obawia się pan, że młodzi projektanci mogą stać się rzemieślnikami działającymi pod dyktando mediów i reklamodawców?

Trudno nie zauważyć, że proces ten rozpoczął się już dobrych kilka lat temu, a obecnie trwa w najlepsze – zwłaszcza w internecie, który stał się nie tylko “równoległą rzeczywistością” międzyludzkiej komunikacji, ale także alternatywnym kanałem dystrybucji wszelkiego rodzaju “gadżeciarstwa”, którego częścią składową jest również biżuteria – podstępnie nazywana “artystyczną”. Sam byłem zdziwiony skalą tego zjawiska, kiedy w swojej pracy designera przypadkowo natknąłem się na jedną ze stron typu: “fabryka-kolczyka.com.pl” i sprowokowany instynktem poznawczym doszukałem się czterdziestu podobnych – tylko w języku polskim.

Rozkwita na nich radosna terapia zajęciowa w większości jeszcze anonimowych “stylistek”, wykorzystujących w swoich wyrobach głównie: kryształki, szkiełka “Murano”, supełki, koronki, wstążeczki itp., co w efekcie końcowym stwarzać może wrażenie, że biżuteria jest produktem z branży – już nawet nie galanterii, ale pasmanterii. Oczywiście dzisiaj trudno jest prognozować, jak znaczącą część rynku zawłaszczy dla siebie w najbliższej przyszłości nurt jednorazowej, sprzedawanej on-line biżuteryjnej konfekcji. Myślę jednak, że im więcej będzie ogólnodostępnej “taniochy”, tym większą wartość będą miały także designerskie kolekcje projektowane na indywidualne zamówienia i wytwarzane ręcznie w pojedynczych egzemplarzach lub limitowanych seriach.

Ważne, aby profesjonalni designerzy nie próbowali ścigać się z samozwańczymi “stylistkami” i konsekwentnie pracowali nad własnym, rozpoznawalnym stylem, nie ulegając efemerycznym, sezonowym modom, siłowo lansowanym głównie przez “product placement” w serialach w Polsacie. Niezależnie od tego, jak bardzo taka perspektywa miałaby nam się nie podobać, to jednak lepiej tego zjawiska nie ignorować już dzisiaj, tym bardziej, że jest ono zgodne z ogólnym kierunkiem ewolucji rynków konsumenckich, zwłaszcza wyrobów popularnych, ale także coraz częściej produktów “premium”.

Dla dzisiejszych dwudziestolatków, jeżeli czegoś nie ma na Allegro, to znaczy, że nie istnieje w ogóle i nie ma powodu przypuszczać, że w kolejnych latach zmienią oni swoje dotychczasowe nawyki i przyzwyczajenia. Na pewno zatem warto tworzyć także profesjonalne, opiniotwórcze fora dyskusyjne, e-galerie, autorskie strony internetowe, gdzie designu nie przedstawia się w konwencji lifestylowych tabloidów, których największą atrakcją są zgryźliwe komentarze “recenzentów” ukrywających się pod anonimowym nick’iem.

Jako pozytywny i wart naśladowania przykład polecam portal www.designws.com – dotyczący, co prawda, głównie wzornictwa holenderskiego (ale przecież nie ma obecnie niczego lepszego na świecie). Wolałbym oczywiście nie myśleć o sobie jako o kimś staroświeckim, ale może jednak coś w tym jest, skoro nie dostrzegam u siebie choćby śladowej potrzeby prowadzenia bloga, nie ma mnie nawet na Facebooku, utworzenie własnej strony internetowej nieustannie odkładam na bliżej nieokreśloną przyszłość, a zdecydowaną większość towarzyskiej, prywatnej i zawodowej aktywności wciąż jeszcze prowadzę w realu. Š


Rozmawiała Marta Andrzejczak

Sławomir Fijałkowski, pin “71 brylantów, w tym jeden naprawdę duży”, poliamid spiekany laserowo (rapid prototyping według projektu cyfrowego), srebro rodowane

Sławomir Fijałkowski, patera mała, aluminium anodowane, mosiądz rodowany

Sławomir Fijałkowski, nóż do truskawek, srebro

Sławomir Fijałkowski, kosz na owoce, aluminium anodowane

Anna Dul, “Tłuk kaszubski”, aluminium (obiekt ready made), frezowanie CNC

Daniel Januszewski, projekt pierścionka, rendering cyfrowy

Jacek Ryn, pen-drive, silicon

Bogdan Dowlaszewicz, prototyp pierścionka (projekt zrealizowany we współpracy z firmą “YES Biżuteria”), srebro