Jan Suchodolski
– projektowaniem biżuterii zajmuje się od 1986 roku. Był laureatem wielu krajowych i międzynarodowych konkursów złotniczych
Polski Jubiler: Jak zaczęła się pana przygoda z biżuterią? Czy od zawsze chciał pan zostać artystą, który realizuje się w tworzeniu kosztowności?
Jan Suchodolski: Moja mama była artystką. Projektowała kostiumy teatralne, zabawki, biżuterię, tak więc dorastałem w artystycznej atmosferze. Projektowaniem biżuterii zainteresowałem się w liceum, niestety wtedy nie miałem jeszcze pomysłu na zrealizowanie swoich marzeń. Dopiero kiedy byłem na studiach (Architektura Krajobrazu), zupełnie przypadkowo otworzyła się możliwość nauki w pracowni znanego warszawskiego projektanta – Jarka Westermarka, z której natychmiast skorzystałem. Studia poszły w odstawkę, zająłem się nauką złotniczego rzemiosła u Jarka. Dość szybko udało mi się stworzyć własną pracownię i pierwsze własne wzory. Tak więc czas spędzony w pracowni Jarka był dość krótki, zbyt krótki nawet. Tym niemniej decydujący o moich życiowych i zawodowych losach.
Co stanowi dla pana inspirację?
Jan Suchodolski: Generalnie rzecz ujmując – OTOCZENIE. Architektura, przyroda, inne dziedziny sztuki. Jeśli zaś definiować moje inspiracje czysto biżuteryjne, można myśleć o ozdobach etnicznych – afrykańskich, południowoamerykańskich, także słowiańskich.
Jaką część procesu artystycznego lubi pan najbardziej, a jaka sprawia panu najmniej satysfakcji?
Jan Suchodolski: Uwielbiam wpadać na dobre pomysły, doznawać nagłego olśnienia, szczególnie po okresach intelektualno-artystycznej posuchy. Sama realizacja pomysłu bywa nudniejsza, mniej wciągająca. Liczy się pomysł w głowieÉ a potem końcowa jego konfrontacja z realnym przedmiotem. To, co po drodze, to konieczność czasem dość nużąca
.
Na swoim blogu pisze pan, że myśląc o metalu jako o materiale na biżuterię, myślimy głównie o złocie i srebrze, a przecież stal i tytan pozwalają uzyskać niesamowite efekty kolorystyczne. Jakich materiałów używa pan do produkcji swojej biżuterii i który z nich jest pana ulubionym?
Jan Suchodolski: Oczywiście używam głównie srebra, ale także miedzi – jest w niej coś magicznego. Poza metalami tworzywa sztuczne, syntetyczne emalie, tkaniny, także takie przedmioty, jak tarcze starych zegarów, szklane koraliki, różne inne przedmioty wyszukane na pchlich targach. Lubię barwić materiały, których używam, na przeróżne kolory, stosując farby, emalie, złocenia.
Biżuteria autorska oceniana jest oczywiście przez znawców sztuki, jednak miarą jej wartości jest także sukces komercyjny. Jak godzi pan ze sobą te dwie, wydawałoby się niemożliwe do pogodzenia, dziedziny, jakimi są sukces komercyjny i artystyczny? Jak przełożyć artystyczne inspiracje na zainteresowanie klientów?
Jan Suchodolski: Wbrew pozorom sukces artystyczny można przekuć na sukces komercyjny dość łatwo. W projektowaniu artystycznym potrzeba między innymi dużej dozy pewnego “szaleństwa”, które to szaleństwo należy nieco później przytemperować do potrzeb projektowania komercyjnego, nie rezygnując z niego zupełnie. Sukces artystyczny związany jest między innymi z poszukiwaniem nowych rozwiązań formalnych, a to daje pewną, czasem nawet ogromną przewagę w codziennej konkurencji na rynku.
Pana dzieła można odnaleźć zarówno w legnickim, jak i kazimierskim muzeum sztuki. Czy w związku z tym czuje pan, że wpisał się pan w historię polskiej sztuki jubilerskiej?
Jan Suchodolski: Kiedy zaczynałem pod koniec lat osiemdziesiątych swoją przygodę z biżuterią, w polskich galeriach dominowało tak zwane dmuchane srebro, czyli wszelkiego kształtu zlutowane puszki wypolerowane pieczołowicie na lustro. Od początku odrzuciłem taki sposób myślenia o srebrnej biżuterii. Wiało nudą, jak dla mnie. Tak więc niektórzy mówią, że mam spory wkład w zmianę tego stanu rzeczy. Teraz polskie galerie pełne są koloru. Polerowane srebro jest rzadkością. A swoją drogą może już czas na “kontrrewolucję”?
Został pan nagrodzony aż 14 statuetkami, z pana dziełami mieli szansę zapoznać się, podczas międzynarodowych wystaw, miłośnicy biżuterii z niemal całego świata. Czy zatem można powiedzieć, że jest pan artystą spełnionym?
Jan Suchodolski: Tak, chyba nikomu i nic nie muszę już udowadniać. W dalszym ciągu staram się jednak przygotowywać ciekawe projekty na wystawy konkursowe. Praca nad nimi daje mi niezłego “kopa” intelektualnego i odpowiednią dawkę adrenaliny, aby urozmaicić nieco codzienną, nudną czasem złotniczą egzystencję.
Rozmawiała Marta Andrzejczak