Marta Andrzejczak: W ostatnim czasie z czołówek gazet nie znika temat kryzysu finansowego, który wielkimi krokami zbliża się do naszego kraju. Jak, pana zdaniem, kryzys finansowy wpłynie na polski rynek jubilerski? Czy sądzi pan, że Polacy przestaną kupować biżuterię, czy może wprost przeciwnie, znaczna część obywateli naszego kraju nie będzie rezygnowała z zakupów w sklepach jubilerskich?
Wojciech Kruk: Ludzie nie zrezygnują z kupowania prezentów, wzajemnego obdarowywania się. Oczywiście, należy liczyć się z tym, że te zakupy mogą być tańsze, można to było zauważyć już przed świętami. Na szczęście liczba transakcji była większa i rekompensowała ubytek wartości.
A jak pan ocenia sytuację małych polskich sklepów jubilerskich i możliwości przetrwania przez nie kryzysu?
Na pewno małym sklepom bez reklamy jest trudniej przetrwać, zresztą handel coraz bardziej przenosi się do centrów handlowych. Mali jubilerzy powinni szukać swojej niszy rynkowej, specjalizować się w usługach, naprawach, szybciej reagować na oczekiwania klienta. W tym zawsze będą lepsi od dużych firm. Czasy indywidualnego zamawiania złotej biżuterii i płacenia za nią dwa razy więcej, już nie wrócą. Małe sklepy istnieją na całym świecie i mają się dobrze. Każdy ma swoje miejsce.
Co według pana będzie oznaczało wkroczenie Polski do strefy euro? Czy wspólna waluta będzie miała znaczenie dla rynku jubilerskiego?
Dla rynku jubilerskiego takie same jak dla całej gospodarki, czyli pozytywne. Brak ryzyka kursowego, kosztów przewalutowań itp. Ostatni przykład Słowacji pokazuje, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Zagrożenia wyolbrzymiają politycy dla swoich celów, a komentarze szarego obywatela, że podrożało lub podrożeje, to pierwsze oceny niepoparte jakąkolwiek analizą. Dla osób niemających kontaktu ze światem przyjęcie przez Polskę euro będzie bez znaczenia, to będzie taka sama operacja jak denominacja z początku lat 90. Dla tych, którzy prowadzą działalność gospodarczą i są otwarci na świat, to duże ułatwienie. Dla całej gospodarki to, jak mówią specjaliści, przyspieszenie wzrostu gospodarczego o mały procent. Szczególnie w czasach kryzysu jest to niesłychanie istotne. Ostatnie zawirowania wokół złotego są najlepszym tego przykładem.
W państwa firmie pracują wybitni projektanci, m.in. Anna Orska, autorka wielu wystaw i laureatka wielu konkursów. Jak pan, z perspektywy największej firmy jubilerskiej na rynku, ocenia młodych polskich projektantów biżuterii. Czy mają oni szansę odnosić sukcesy na światowych rynkach?
Jest jubilerstwo masowe, są stragany na plaży, ekskluzywne sklepy i galerie autorskie, wszyscy mają swoje miejsce na rynku. Niech każdy robi swoje i nie próbuje być kimś innym. Klient staje się w miarę wzrostu swojej zamożności coraz bardziej wymagający i będzie to dopingowało jubilerskich producentów do coraz większej precyzji, wyższej jakości, stosowania nowych technologii, czyli projektant coraz częściej będzie projektował, a jubiler produkował.
Spektakularny sukces firmy Kruk zawdzięcza pan własnemu uporowi i talentowi. Co doradziłby pan młodym osobom, które chciałyby odnieść sukces na rynku jubilerskim?
Trzeba znaleźć swoją niszę i swoją grupę docelową, całego świata od razu się nie podbije. Nie wrócą czasy, kiedy klienci czekali często rok na zamówiony pierścionek. Dzisiaj wszystko wszędzie jest dostępne. Stąd młodzi muszą bardziej specjalizować się i być bliżej klienta, czyli oryginalne wzornictwo, usługi i wysoka jakość.
Czy w najbliższym czasie firma Kruk planuje jakieś inwestycje, zamierza otwierać nowe obiekty? Macie państwo podpisaną umowę z firmą ROLEX. Czy zamierzacie może państwo podpisać umowę z jakąś inną ekskluzywną firmą?
Nasze sklepy otwieramy tak, jak powstają nowe, ciekawe lokalizacje handlowe. Chcemy likwidować białe plamy, jeszcze jest parę średnich miast, gdzie nas do tej pory nie ma.
Jak pan ocenia plany wprowadzenia do Polski firmy Tiffany? Czy będzie ona zagrożeniem dla niezachwianej od dłuższego czasu pozycji W.KRUK na polskim rynku?
A czym Tiffany jest lepszy od Cartiera, Choparda i innych sławnych firm, które są w Polsce od kilku lat? Na całym świecie wszyscy ze wszystkimi konkurują i jeden sklep Tiffany’ego nie spowoduje rewolucji na naszym rynku. Oczywiście, media miałyby czym żyć przez pierwszy miesiąc. Bo w Polsce obowiązuje zasada, że o zagranicznych firmach piszą wszyscy, a jak polska firma coś pokazuje, to o tym nie piszemy, bo to kryptoreklama.
Czy napływ taniej chińskiej biżuterii jest zagrożeniem dla polskich firm jubilerskich i czy państwo nie obawiają się tej konkurencji?
Od lat już tanią biżuterię polskie firmy importują z Włoch, Izraela, a ostatnio coraz więcej z Chin i Indii. Na Dalekim Wschodzie zaczynamy kupować to, co do tej pory importowaliśmy np. z Włoch, a odkryliśmy, że Włosi i tak produkują to w Chinach, czyli eliminujemy niepotrzebnych pośredników. Produkcji artystycznej, srebra galanteryjnego, bursztynu, tego, w czym nasi złotnicy osiągnęli prawdziwe mistrzostwo, nikt nam nie zabierze. Oczywiście rosną wymagania jakościowe, ale z tym poradzą sobie nasi producenci. Jest już pewien rozpoznawalny styl polskiej biżuterii i mimo różnych zastrzeżeń lepsza jakość niż w krajach np. bałtyckich. Widać to na przykład, jak się porównuje ofertę na targach Inhorgenta w Monachium.
Jak pan sądzi, w którą stronę będzie zmierzał polski rynek jubilerski w 2009 roku? Czy będzie starał się pozyskać klientów w kraju, czy raczej firmy zdecydują się na eksportowanie swoich towarów za granicę?
Nie spodziewam się w tym trudnym roku jakichś znaczących zmian. Sądzę, że każdy będzie chciał rozwijać to, w czym odnosił do tej pory największe sukcesy.
Wojciech Kruk z żoną Ewą
Rozmawiała Marta Andrzejczak