Czy dziś krzemień pasiasty jest równie trudno dostępny jak w epoce neolitu? Czy dziś jego obróbka jest tak samo żmudna? Wreszcie: czy dziś wyroby z zastosowaniem krzemienia cieszą się taką samą popularnością jak kilka tysięcy lat temu?
Chociaż krzemień pasiaty spełnia wszystkie wymogi bycia kamieniem szlachetnym i staje się coraz bardziej popularnym kamieniem jubilerskim, to w regionie świętokrzyskim jest tak powszechny, że sprzedawany i kupowany jest za grosze. Po części dzieje się tak, bo jest traktowany jako odrzut z prac wydobywczych, po części zaś na rynku pojawia się surowiec kradziony, przede wszystkim z terenu rezerwatu archeologicznego “Krzemionki”.
Dostępność Według Cezarego Łutowicza, sandomierskiego jubilera, który krzemieniem pasiastym zajmuje się od początku lat 70. na polskim rynku jest kilkanaście ton krzemienia pasiastego. Są to przede wszystkim zapasy, ponieważ obecnie nie jest on wydobywany. Nie jest, ponieważ przedsiębiorca z Warszawy, który kupił tereny złóż krzemienia, by móc je eksploatować, musi wcześniej zebrać potrzebną dokumentację.
Jednak, jak mówi Bolesław Wiącek ze sklepu jubilerskiego “Bomar” w Ostrowcu Świętokrzyskim, w okolicy tego miasta nie ma problemu z pozyskaniem krzemienia, ponieważ udostępnia go kopalnia. Krzemień można też łatwo nabyć na giełdach mineralogicznych lub – w mniejszych ilościach – na straganach z pamiątkami w Sandomierzu. Krzemień pasiasty jest zatem łatwo dostępny dla wszystkich, którzy chcieliby wykorzystywać go jako element wyrobów jubilerskich.
Szlifowanie
Krzemień pasiasty to kamień ogromnie trudny w obróbce ze względu na jego twardość (6,5 w 10-stopniowej skali Mosha). Do jego obróbki stosuje się narzędzia do diamentów, najtwardszych minerałów występujących na Ziemi (10 w skali Mosha). – Dzięki dużemu nasyceniu rynku narzędziami do obróbki diamentów sztucznych nie są one drogie – dzieli się swym doświadczeniem Cezary Łutowicz.
Według Bolesława Wiącka w grę wchodzą wyłącznie narzędzia diamentowe. Ze względu na stopień twardości krzemienia w narzędziach do jego obróbki muszą być zatopione części diamentowe. W związku z tym ich cena jest wysoka. – Nie chciałbym mówić, ile konkretnie kosztują wszelkiego rodzaju piły, szlifierki, wiertła polerskie etc, bo każdy jubiler organizuje sobie pracę na swój własny sposób – mówi Bolesław Wiącek. Zdaniem Andrzeja Bielaka z krakowskiej Galerii Bielak, większość jubilerów wykorzystujących krzemień pasiasty kupuje gotowe półfabrykaty, które pochodzą ze specjalistycznych szlifierni. Są one w stanie dostarczyć każdy zamówiony wyrób. Na pytanie o to, ile urządzenia do obróbki krzemienia kosztują, Bielak odpowiada: – Proszę pytać szlifierzy. Wszystko zależy od tego, czy chodzi o obróbkę masową, czy pojedynczych kamieni. Do tych ostatnich wystarczy dobry silnik, tarcza szlifierska i diamentowe narzędzia.
Podróbka czy obróbka z Chin
Wiele mówi się w kraju o przemycie (kradzionego lub nie) krzemienia do Chin i tworzeniu przez chińskich rzemieślników własnych wyrobów. Pewnie i tak bywa, jednak z przytoczonych poniżej opinii, nie wynika, by Państwo Środka miało stać się zagrożeniem dla polskiego krzemienia pasiastego. Polacy wysyłają krzemień do obróbki do Chin, bo robią tam taniej w dobrej jakości. – Wszystko jedzie i wraca oficjalnie – tłumaczy Andrzej Bielak. Cezary Łutowicz opowiada, że krzemień pasiasty wysyłany jest do Chin, gdzie jest tylko obrabiany. Najczęściej według specyfikacji polskich zleceniodawców. Kamień wraca do kraju, gdzie jest oprawiany w srebro i sprzedawany jako polski wyrób. Dużo krzemienia pasiastego obrabia się w Chinach, ten krzemień jest źle obrabiany, ale za to o wiele tańszy niż obrabiany w kraju. – Cena jest poważną barierą dla rozwoju naszego rynku, ponieważ nikt w Polsce nie będzie pracował za dolara na dzień – uważa Bolesław Wiącek.
Czy ktoś zaczął już podrabiać krzemień pasiasty? Na rynku krążą legendy o dużych krzemiennych buddach i słoniach, które zostały zrobione albo z przemyconego surowca albo z surowca podrobionego. Łutowicz uważa, że nie jest możliwe podrabianie krzemienia pasiastego. Bielak dziwi się na pytanie PJ: – Po co? Na razie jest za tani, nie słyszałem o takich pomysłach. Nasi rozmówcy są zgodni w jednym: krzemień pasiasty jest obecnie zbyt tani (według Cezarego Łutowicza jego cena powinna dorównywać cenie bursztynu – chociaż zdaniem redakcji: jeśli na rynku i “w ziemi” jest o wiele więcej krzemienia niż bursztynu, to logiczne, że jest on tańszy), na rynku jest dostępne przynajmniej kilkanaście ton surowca i nikt, kto chciałby wykorzystywać go jako produkt jubilerski, nie powinien mieć problemu z dostępem do surowca.
Ile zakładów jubilerskich w Polsce zajmuje się obróbką i tworzeniem biżuterii z krzemienia pasiastego? Zdaniem Łutowicza takich pracowni jest kilkadziesiąt. Bolesław Wiącek uważa, że: – Można zorientować się po targach. Z wyrobami z krzemienia bywa na nich ok. 5-6 firm. Myślę, że w sumie jest to ok. 30-40 firm. Kamień jest trudny w obróbce, więc nie każdy się na to decyduje. Nieco innego zdania jest Andrzej Bielak: – Na targach widać kilkanaście osób. Większość ma krzemień jako jedną z ofert. Chyba nikt, poza Czarkiem Łutowiczem, wyłącznie krzemieniem pasiastym się nie zajmuje.
Wnioski
Wydaje się, że największym zagrożeniem dla przyszłości krzemienia pasiastego jako kamienia jubilerskiego może stać się tzw. polskie piekiełko. Oto część ludzi, w tym ludzi z branży, lansuje już krzemień jako wartościowy surowiec jubilerski. Pięknie wyszlifowane i oprawione w srebro kamienie można kupić w salonach jubilerskich. Z drugiej strony całkiem spore bryłki krzemienia można kupić za 3-5 złotych na sandomierskim rynku.
Czy ktoś pomyślał o jakiejś innej strategii odnośnie krzemienia, niż tylko o odcinaniu kuponów od marketingowego hasła: krzemień pasiasty. Na razie te kupony odcina Sandomierz, odcina też Ostrowiec Świętokrzyski poprzez muzeum w Krzemionkach Opatowskich. Jeśli oba miasta nie przestaną tylko “odcinać” i wspólnie nie zainwestują w poważny pomysł na krzemień pasiasty, to za kilka lat być może nie pozostanie im nic do odcinania. Poza historią.
Ostatnie kopalnie krzemienia pasiastego w Krzemionkach Opatowskich zamknięto ponad 3,6 tys. lat temu. I mniej więcej na tyle lat zapomniano o tym kamieniu. Nawet odkrycie dawnych kopalń w latach dwudziestych ubiegłego wieku, chociaż stało się sensacją archeologiczną, niewiele zmieniło w postrzeganiu kamienia: był tworzywem służącym do wyrabiania kamiennych siekierek. Dopiero na początku lat 70. zaczęto dostrzegać w krzemieniu pasiastym kamień czy raczej “kamyczek” jubilerski. Ale nie uprzedzajmy faktów…
Jak mogło być
Są dwie teorie na temat tego, skąd wziął się krzemień pasiasty. Według jednej kamień ten powstał 150 milionów lat temu w wyniku wymarcia kolonii pewnego gatunku gąbek morskich. Według drugiej powstał dzięki skorupiakom żyjącym w płytkich lagunach ciepłego jurajskiego morza. Budowały one w jego dnie korytarze i nory, w których magazynowały m.in. obumarłe fragmenty roślin. Pod wpływem zmian temperatury, ciśnienia i odczynu chemicznego wody, zawarta w szczątkach organizmów morskich krzemionka wytrącała się, szczelnie wypełniając zagłębienia. Niezależnie od tego, która z teorii jest prawdziwa, rezultaty w postaci urzekających mniejszych lub większych tworów przypominających swym usłojeniem wzburzoną wodę możemy podziwiać dziś.
Pewnie to samo urzekło kogoś, kto niemal 6 tys. lat temu zobaczył krzemień pasiaty i wziął go do ręki. I jeśli niewiele czasu później, faktycznie próbował przetworzyć ów trzymany w ręce kamień w przedmiot użyteczny lub wygładzić go, tworząc rzecz o walorach ozdobnych i czynił to za pomocą drugiego krzemienia, to ów kamień musiał go urzec po raz drugi. Urzec, bo krzemień krzesany jeden o drugi miota iskry. A iskry, ogień, to przecież magia. Było to około 3,9 tys. lat przed naszą erą w okresie zwanym neolitem. A magia w epoce neolitycznej znaczyła więcej niż dziś. Więcej, chociaż okres neolitu, w którym powstały pierwsze kopalnie krzemienia pasiastego, to już nie okres “walki o ogień”, ale czas największej rewolucji w życiu człowieka. Wówczas powstawały nowe osady, człowiek udomowił zwierzęta i nauczył się uprawiać ziemię, rozwinęło się rękodzieło – tkactwo i garncarstwo.
Magicznym kamieniem zainteresowali się plemienni towarzysze odkrywcy i wkrótce każdy z nich chciał mieć taki sam. Powrócili więc na wskazane przez odkrywcę miejsce znalezienia kamienia i tym razem zebrali kilkanaście sztuk. Gdy rosło zapotrzebowanie, a magiczny kamień okazał się przydatny także do wyrobu narzędzi, np. siekier czy noży żniwnych, okazało się, że trzeba go szukać pod ziemią.
Kopalnie krzemienia pasiastego w Krzemionkach Opatowskich
zostały odkryte w 1922 r. przez geologa Jana Samsonowicza. Kopalnie pochodzą z okresu neolitu i wczesnej epoki brązu (ok. 3900 -1600 l. p.n.e.), jednak większość szybów znajdujących się w Krzemionkach powstała w wyniku działalności górników w latach 2900-2500 p.n.e.
Wytwarzane przez nich z krzemienia siekiery i narzędzia cieszyły się dużą popularnością i rozprowadzano je w promieniu do 660 km od kopalń. Pole eksploatacyjne w Krzemionkach umiejscowione jest na obszarze wychodnim wapienia jurajskiego, górnooksfordzkiego i obejmuje krawędź istniejącej tu synkliny. Ma kształt paraboli o dł. 4,5 km i szer. 20-200 m, czyli ok. 78,5 ha. Liczbę kopalń czy raczej szybów określa się na ponad 4 tys., a ich głębokość wynosi od 2 do 9 m.
Jak było
Najpierw wydobywano krzemień metodą odkrywkową. Oznacza to, że gdy okazało się, że kamienia trzeba szukać pod powierzchnią ziemi, zaczęły powstawać pierwsze kopalnie jamowe. Takie lejkowate doły wykonywane w glebie gliniastej osiągały głębokość do 3-3,5 metra. Ubrani w skórzane przepaski górnicy kopali je za pomocą narzędzi sporządzonych z poroża zwierząt, drewna lub odpowiednio dobranych odłamków krzemienia. Z czasem okazało się, że im z większej głębokości wydobywany jest krzemień, tym wyższa jest jego jakość. Dlatego zaczęto drążyć głębiej.
Kopalnie niszowe, czyli głębokie na ok. 4 m jamy, rozszerzały się przy
dnie tak, by umożliwić wydobycie jak największej ilości surowca
Drogą prób i błędów powstał nowy typ szybu – niszowy. Takie szyby pozwalały na poszukiwanie i wybieranie surowca z głębokości około 4,5 metra oraz “wkopywanie” się na kilka metrów wszerz, tworząc kilka nisz rozchodzących się od dna szybu pierwotnego. Póki górnicy kopali w powierzchniowych warstwach skał, zwietrzałych i rozdrobnionych, praca chociaż ciężka szybko posuwała się naprzód. Jednak po pewnym czasie okazało się, że ulokowane w odległości od kilku do kilkudziesięciu metrów szyby nie pozwalają już na znalezienie wartościowego surowca. Krzemień znika w skale wapiennej.
Wydobywcy coraz bardziej pożądanego surowca nie poddali się i w ciągu następnych lat doprowadzili sztukę neolitycznej inżynierii górniczej do szczytu ówczesnych możliwości technologicznych. Szczytem tym przez pewien okres były kopalnie filarowo-komorowe, ale ostatecznie komorowe. Kopalnie takie znajdujące się na głębokości ponad 9 metrów osiągnęły powierzchnię kilkuset metrów kwadratowych.
Na tej głębokości skały nie były już popękane i nie było potrzeby dodatkowego zabezpieczania stropów filarami. Biorąc pod uwagę, że wysokość podziemnych chodników wahała się między 0,5 a 1,2 metra, łatwo można sobie wyobrazić, w jakich warunkach pracowali prehistoryczni górnicy. Musieli kuć skałę klęcząc lub w pozycji półleżącej. Wnętrze podziemi oświetlano łuczywami oraz – być może – lampkami na tłuszcz zwierzęcy.
Ówcześni górnicy mieli do dyspozycji dość ograniczony wybór nie tylko narzędzi, ale przede wszystkim surowców, z których powstawały. Narzędzia górnicze wykonywane były z kości zwierzęcych, drewna, kamienia i krzemienia. Kliny, dźwignie, kilofy, czy dłuta wykonane były z fragmentów poroża jeleni, saren i łosi. Do rozgarniania i przesypywania drobnego gruzu służyły łopaty z łopatki zwierzęcej. Jednak drewno, które najczęściej używane było jako dźwignie służące do obrywania większych płyt ze stropu i ścian chodników lub jako kliny do rozwarstwiania skały, nie sprawdzało się, jak inne narzędzia. Dlatego służyło do umacniania ścian lub oddzielania chodników od skalnych usypisk.
Twardy kamień służył zazwyczaj jako obuch w kilofie górniczym. Natomiast narzędzia krzemienne, przede wszystkim tłuki, używane były do “badania jakości” surowca, zanim trafił na powierzchnię. Ponieważ wydobywany krzemień miał różną twardość, czyli mógł okazać się nieprzydatny do obróbki na powierzchni. Dlatego, by zaoszczędzić trudu wydobywania na powierzchnię nieodpowiedniego materiału, pracujący przy słabym oświetleniu górnicy badali jego jakość, oceniając dźwięk, jaki wydawał przy odtłukiwaniu go od skały lub uderzaniu weń innym, “sprawdzonym” krzemieniem.
Górnicy nie byli sami, bo na górze wokół kopalni tworzonych przez kilka takich szybów mieli pomocników przygotowujących narzędzia do pracy pod ziemią czy obrabiających wydobyty krzemień. Z czasem wokół kopalń powstały całe osady, w których nie tylko wyrabiano wszystko to, co pomagało zabezpieczyć i usprawnić pracę pod ziemią, ale toczyło się normalne życie.
Krzemień pasiasty
Kamień ten bywa nazywany polskim diamentem. Jest to ozdobna odmiana krzemienia odznaczająca się koncentrycznym, mniej lub bardziej regularnym ułożeniem ciemnych i jasnych smug lub warstewek, często tworzących bardzo atrakcyjny wzór. Swoim usłojeniem przypomina wzburzoną wodę, a krzesany jeden o drugi miota iskry. Jego składnikami są opal i chalcedon. Na świecie znane jest tylko jedno miejsce występowania krzemienia pasiastego – we wschodniej części wojewdztwa świętokrzyskiego na północ i wschód od Ostrowca Świętokrzyskiego.
Krzemień pasiasty był wydobywany w neolicie i wczesnej epoce brązu w Krzemionkach Opatowskich koło Ostrowca Św. Był wówczas używany do wyrobu siekierek o znaczeniu magicznym i obrzędowym. Krzemień pasiasty posiada trzy najważniejsze cechy kamienia jubilerskiego: rzadkość występowania, dekoracyjność i odpowiednią twardość. Twardość krzemienia pasiastego, to 6,5-7 w 10-stopniowej skali Mohsa, w której liczba 10 odpowiada twardości diamentu. Stosowanie krzemienia w biżuterii zapoczątkował w 1972 roku sandomierski jubiler Cezary Łutowicz.