Rozmowa z Bogumiłą i Andrzejem Adamskimi o polskiej sztuce złotniczej.
W Międzynarodowym Konkursie Sztuki Złotniczej, który w tym roku odbywał się pod hasłem Granice, otrzymaliście państwo, ex aequo z Jarosławem Westermarkiem, Grand Prix. Czy zdobycie pierwszego miejsca mobilizuje do jeszcze cięższej pracy?
Bogumiła Adamska: To co robimy daje nam na co dzień mnóstwo radości i przyjemności oraz co jakiś czas – tak jak w przypadku konkursu w Legnicy, konkursu o mocno ugruntowanej pozycji międzynarodowej – jest źródłem dużej satysfakcji. Na pewno nie może być mowy o „ciężkiej pracy”. Nagroda ta tę radość twórczą tylko potęguje.
Jak powstał nagrodzony projekt? Skąd czerpaliście państwo inspirację?
Bogumiła Adamska: Tak jak większość naszych projektów, jest on wypadkową indywidualnych przemyśleń, a następnie wspólnych rozmów. A inspiracja? To nasza codzienność zawodowa.
Andrzej Adamski: Z szerokiego spektrum granic, wybraliśmy tę przebiegającą najbliżej nas. Patrząc z perspektywy prawie 40 lat zajmowania się szeroko pojętą sztuką złotniczą, myślę że było mi łatwiej znaleźć punkt odniesienia.
Co chcieliście państwo przekazać światu za pośrednictwem swojej pracy?
A.A. Nasze aspiracje nie sięgają aż tak daleko. Udział w konkursie potraktowaliśmy jako głos w dyskusji, nasza praca odnosi się do zmian, których próby możemy obecnie zaobserwować. Bardzo ogólnie rzecz ujmując, powszechnie uważano, że aby móc uprawiać sztuki plastyczne, w tym również sztukę złotniczą, decydujących jest kilka czynników: wyobraźnia twórcza, zdolności manualne, znajomość surowca oraz wiedza warsztatowa. Fascynacja nowymi technologiami próbuje zmienić to dotychczasowe wyobrażenie. Jest to na pewno nowy rozdział w sztuce złotniczej, ale to tylko jeden rozdział w obszernym tomie. Znajomość historii złotnictwa, zarówno tej odległej, jak i tej niedawnej, oraz wiedza warsztatowa są nieodzowne, to nie jest wstecznictwo, a istotny element rozwoju. Sama forma, bez treści, jest pusta.
B.A. Powinni chcieć o tym pamiętać młodzi twórcy oraz osoby próbujące swoich sił w złotnictwie. Mając zdecydowanie krótszy staż zawodowy niż mąż, mogę potwierdzić, jak ważne są to elementy. Pozwalają one na pełniejszą i świadomą wypowiedź w codziennych projektach.
Jaka praca wykonana przez państwa jest dla państwa wyjątkowa i dlaczego?
B.A. Z naszych wspólnych projektów, to na pewno ta ostatnia, nagrodzona w Legnicy. Powód jest oczywisty. Natomiast indywidualnie ważny był dla mnie również zwycięski projekt w Konkursie Sztuki Złotniczej „Opraw perłę w talent”, ogłoszonym przez Galerię Yes. Pozwolił mi nabrać pewności i utwierdził o słuszności wybranej drogi, a także miał wpływ na decyzję o otwarciu własnej galerii.
A.A. Istotna jest też na pewno ta zgłoszona na wystawę „Z Jedwabnego my…”. To w pewnym stopniu rodzaj naszego komentarza do bardzo mocno kreowanego medialnie stanowiska, a co za tym idzie kształtowania sposobu myślenia o jednostronnej odpowiedzialności Polaków za to co wydarzyło się w Jedwabnem. Indywidualnie duże znaczenie mają dla mnie, i to z wielu powodów, moje prace o charakterze sakralnym.
Czy macie państwo twórcę, którego prace podziwiacie?
A.A. Śledzimy – co jest naturalne – w miarę możliwości wszystkie wydarzenia związane ze sztuką, a w szczególności tą złotniczą. Było i jest wielu artystów, których prace nie tylko my doceniamy, ale jest też sporo pojedynczych prac, które utkwiły w pamięci, nie zawsze razem z ich autorami.
B.A. W ubiegłym roku stworzyliśmy broszkę w formie półki z książkami, których poszczególne tomy symbolizują nasz subiektywny wybór klasyków sztuki złotniczej na przestrzeni wieków.
Jak oceniają państwo poziom polskiego złotnictwa? Co w ostatnim czasie zmieniło się na polskim rynku złotniczym i jak państwo oceniają te zmiany?
A.A. Globalizacja zrobiła swoje, zamieniła indywidualnego odbiorcę w masowego, zmieniono jego sposób myślenia. Klientowi oferuje się teraz głównie markę, sam produkt jest kwestią drugorzędną. W zasadzie rynek jest ujednolicony. Dotyczy to nie tylko Polski, jesteśmy jednym z puzzli składających się na ten obrazek. W kontekście tego co obserwujemy pojawia się pytanie: czy możemy to jeszcze nazywać kreowaniem gustów?
Czy mogliby państwo opowiedzieć naszym czytelnikom o swoim stylu projektowania, który wyróżnia się na polskim rynku swoją oryginalnością? Co sprawia, że udaje się państwu tworzyć tak unikatowe kolekcje?
B.A. Nasze wspólne projekty powstają od niedawna. Raczej pracujemy osobno. Realizuję się w dwu obszarach, które często się zazębiają. Poza złotnictwem, gdzie część moich prac jest charakterystyczna ze względu na stosowaną własną, ciągle ewoluującą technikę tkania i szydełkowania srebra, jestem też autorką lnianych kreacji odzieżowych wraz z galanterią. NaturaLny NaturaLnie to nazwa mojej kolekcji. W pracach tych zdarza mi się często stosować bursztyn oraz przeplatać go ze srebrem. Myślę że ich odmienność i różnorodność może stanowić o ich unikalności. A.A. Jest to poszukiwanie. Nie stronię od nowych wyzwań. To co mnie zajmuje, to nie tylko biżuteria, ale też formy użytkowe oraz argenteria kościelne. Ta działalność na kilku płaszczyznach sprawia, że nie odczuwam znużenia. Realizując np. duże formy mogę trochę odpocząć od biżuterii i za nią zatęsknić. Pozwala mi to na nabranie dystansu i świeższe spojrzenie.
Można powiedzieć, że państwa droga nierozerwalnie związana jest z bursztynem. Skąd wzięło się u państwa zamiłowanie do tego materiału?
A.A. Towarzyszy mi on od początku mojej drogi zawodowej. Z perspektywy lat mogę stwierdzić, że jest to zauroczenie od pierwszego spotkania, spod uroku którego nie mogę – i nie chcę – się wyzwolić. Zadecydowała jego odmienność i niejednorodność, która jest niezwykle inspirująca, daje wiele możliwości zastosowania go w różnych formach. Właściwie potraktowany, potrafi się odpłacić, ukazując całą swoja wyjątkowość. B.A. Mogłam przez lata obserwować męża przy pracy i jego podejście do bursztynu, ta fascynacja, stały się też moim udziałem. Poza wymienionymi walorami, dla mnie istotne jest jeszcze jego naturalne pochodzenie.
Jak widzą państwo przyszłość złotnictwa w Polsce? Czy nowoczesne technologie, takie jak choćby projektowanie komputerowe, spowodują, że zawód złotnika nie tylko się zmieni, ale także zniknie?
A.A. Myślę, że takich zagrożeń nie ma. Tak jak wspomniałem wcześniej, są to dziedziny, które stawiają twórcy odmienne wymagania. Nowe technologie mogą być uzupełnieniem pracowni złotniczej, ich zaletą jest precyzja wykonania i teoretycznie prawie nieograniczone możliwości. Jest to narzędzie, które w rękach twórcy może dać bardzo ciekawe rezultaty. Jednak sprowadzenie złotnictwa tylko do projektowania przy pomocy programów komputerowych i wydruków 3D jest nieporozumieniem, to całkowicie inna dyscyplina. Czy jest to chwilowa fascynacja, czy też trend nieodwracalny, i w jakim kierunku poprowadzi szeroko rozumianą sztukę złotniczą, pozostaje kwestią otwartą.
B.A. Tak jak teraz, jest i pozostanie to zajęcie niszowe. Tworzymy dla wąskiego grona odbiorców. W niedalekiej przyszłości każdy kto zechce, będzie mógł kupić w sieci projekt i wydrukować sobie sam w domu formę biżuteryjną – tak jak jest z muzyką i plikami mp3. Oczywiście trwałość i masowość takiego wyrobu to już osobny temat. Jedno jest pewne – będą to przedmioty bez duszy.
A jakie mają państwo plany na przyszłość? Czego możemy spodziewać się w najbliższym czasie?
B.A. Konsekwentnie dalej podążać wybraną drogą, szukając nowych rozwiązań i czerpać z tego radość, jednocześnie dzieląc się nią z odbiorcami naszych prac. A.A. Obecnie jestem w trakcie realizacji jednej większej formy, w fazie projektowej są dwie kolejne. Oczywiście pomiędzy nimi zamierzam tworzyć biżuterię. W wolnych chwilach chciałbym kontynuować zajmujące mnie od kilku lat prace nad identyfikacją postaci „Gdańskiego jubilera” z portretu autorstwa Jacoba Wessela. To plany, ale życie może je zweryfikować.