Rozmowa z Klaudią Stopą, laureatką nagrody „Polskiego Jubilera” w konkursie im. Władysława Strzemińskiego
Klaudia Stopa Urodzona 21 lutego 1992 r. w Rzeszowie, pochodzi z Głogowa Małopolskiego. W latach 2008-2012 uczennica Zespołu Szkół Plastycznych w Rzeszowie, na kierunku metaloplastyki. W roku 2012 obroniła dyplom ze specjalizacji metaloplastyka z elementami biżuterii. Od roku 2013 studentka kierunku projektowania biżuterii na Wydziale Tkaniny i Ubioru ze specjalizacją formy złotnicze oraz biżuteria w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. W roku 2016 obroniła dyplom licencjacki. Obecnie kontynuuje studia magisterskie na tejże uczelni.
„Polski Jubiler”: Dlaczego właśnie biżuteria stała się dla pani medium wyrazu?
Klaudia Stopa: Moje zainteresowanie biżuterią pojawiło się podczas nauki w Liceum Plastycznym w Rzeszowie, którego jestem absolwentką. Byłam tam na kierunku metaloplastyki, która stała się początkiem mojej przygody z projektowaniem biżuterii. Stopniowo poznając warsztat, wykonywałam raczej większe przedmioty użytkowe, jednak z czasem skłaniałam się ku biżuterii. Już po pierwszym roku nauki wiedziałam, że jest to wiedza, którą chcę zgłębiać, i zaczęłam się tym bardziej interesować. Kolejnym krokiem był wybór studiów na łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, a biżuteria jako główna specjalizacja miała znaczący wpływ na moje życie. Stała się środkiem przekazu moich myśli i uczuć, jest odpowiedzią na zagadnienia, które mnie w danej chwili zainteresują.
Co chce pani powiedzieć światu za pośrednictwem swojej biżuterii?
Praca z biżuterią narzuca konieczność ciągłego doskonalenia się, poznawania różnych metod, pomocnych przy jej wykonywaniu. Zgłębianie technik złotniczych, których jest tak wiele, wymaga mnóstwa czasu, samodyscypliny oraz pracy. Z jednej strony, chcę pokazać, że warto sięgnąć do wiedzy z zakresu złotnictwa, gdyż to ona jest podstawą tworzenia współczesnej, designerskiej biżuterii. Z drugiej strony – że nie należy się nigdy ograniczać do tego, co już umiemy, tylko wymagać od siebie ciągłej nauki.
Jak przebiega u pani proces tworzenia?
Ponoć zawsze najgorzej jest zacząć, nieważne w jakiej dziedzinie się poruszamy i czym zajmujemy. Czasem bywa tak, że w natłoku wielu spraw, z którymi trzeba się zmierzyć na co dzień, nie potrafię zebrać myśli i skupić się nad projektem. Tym, co mi pomaga w takiej sytuacji, są inspiracje, których można doszukać się tak naprawdę we wszystkim. Są one główną sugestią, na co chcę zwrócić uwagę, projektując biżuterię. Staram się dobrze przemyśleć każdy pomysł na etapie projektu, a następnie wykorzystuję poznane techniki, by wykonać biżuterię zgodną z moimi założeniami. Przekształcenie idei w realny, użytkowy obiekt sprawia mi satysfakcję.
Skąd czerpie pani inspiracje?
Mogą to być zarówno konkretne kształty, kolory, książka czy film, jak i coś zupełnie niezmaterializowanego – wiedza, wiadomości, które posiadam, tematy, które mnie fascynują. Tak jak na przykładzie kompletu trzech brosz, wykonanych w technice emalii, inspiracją były naturalne scenerie obfitujące w przepiękne klify, które zafascynowały mnie w filmie „Poldark”. Serial jest rewelacyjnie nakręcony, a Kornwalia, w której toczy się cała akcja, jest nie tylko tłem, ale niemal dodatkowym bohaterem. Już od pierwszych scen to właśnie widoki bardzo mocno przykuły moją uwagę i postanowiłam przenieść je na formę biżuterii. Innym zjawiskiem, które chciałam wykorzystać do stworzenia kolekcji trzech wisiorów, była pareidolia. Nie każdy wie, co ono oznacza, choć często ma się z nim do czynienia. Chodzi o dopatrywanie się znanych kształtów tam, gdzie ich nie ma. Najczęstszym przykładem są chmury, które oglądającemu przypominają twarze, zwierzęta czy też różne przedmioty. Zainteresowało mnie to zjawisko, ponieważ na jego przykładzie doskonale widać, jak bardzo się różnimy od siebie, gdyż niejednokrotnie w jednym i tym samym kształcie każdy obserwator dopatrzy się czegoś zupełnie innego.
Jaki materiał jubilerski jest pani ulubionym i dlaczego?
Studiując w Akademii Sztuk Pięknych, pracuję w wielu materiałach. Chętnie eksperymentuję, gdyż jest to czas, kiedy młodzi ludzie powinni dużo obserwować i analizować, jednocześnie poszukując kierunku, którym będą podążać po studiach. Dotyczy to również materiału, z któego można wykonywać biżuterię. Nawet jeśli założymy, że dane tworzywo zachowa się tak, jak sobie to wymyśliliśmy, nie zawsze tak się dzieje. Ale do przeprowadzania takich prób jest właśnie ten czas, czas studiów. Moim ulubionym materiałem jest srebro, najbielsze z metali szlachetnych, gdyż daje mi dużo możliwości i za jego pomocą potrafię uzyskać zamierzony efekt.
Jakie ma pani plany na przyszłość?
Na chwilę obecną będę koncentrować się na dyplomie magisterskim, który będę bronić w przyszłym roku. Przede mną sporo pracy, ponieważ chcę się dobrze przygotować. Pomimo posiadania dużej wiedzy na temat obróbki i wykorzystania metali szlachetnych, wielu rzeczy jeszcze nie umiem i będę chciała zgłębić tę wiedzę. Jestem na etapie poszukiwania różnych rozwiązań technicznych, które mogłabym wykorzystać w przyszłości. Myślę, że najważniejsze jest to, że pomimo kilku lat styczności z branżą, jaką jest projektowanie biżuterii, nie znudziło mnie to. Wciąż mam ogromny zapał do pracy i motywację, która jest niezbędna do dalszego rozwoju w tym kierunku. Jestem pewna, że projektowanie i wykonywanie biżuterii jest tym, czym chcę się zajmować w przyszłości.
Gdzie można zapoznać się z pani twórczością?
Posiadam wirtualne portfolio, które uzupełniam na bieżąco. Znajduje się pod adresem: stopaklaudia.portfoliobox. net i właśnie tam można obejrzeć biżuterię oraz małe formy użytkowe mojego autorstwa.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Marta Andrzejczak
Rozmowa z laureatem nagrody „Polskiego Jubilera”
Wojtkiem Wałęsą
„Polski Jubiler”: Jak ocenia pan swój debiut przed szeroką publicznością na polskim rynku biżuteryjnym?
Wojtek Wałęsa: Nie jestem pewien, czy on tak naprawdę nastąpił. Jestem szczęśliwy, że zostałem zauważony i doceniony. Zwłaszcza że w zakulisowych rozmowach podczas ceremonii rozdania nagród w konkursie Strzemiński Projekt, dowiedziałem się, że moja praca wzbudziła ogromne zainteresowanie jury. Do tego stopnia, że w celu dokładniejszej oceny wyjęto ją nawet z gabloty bez mojej wiedzy. Jednak na debiut z orszakiem i fanfarami przyjdzie jeszcze czas.
Jak rozpoczęła się pana przygoda z biżuterią?
Nieco przypadkowo. Składając papiery do łódzkiej ASP, myślałem przede wszystkim o projektowaniu ubioru. Dopiero po pierwszym etapie rekrutacji dowiedziałem się, że ze względu na nierówne zainteresowanie poszczególnymi specjalnościami na wydziale jestem zobligowany do dokonania tzw. drugiego wyboru. To znaczy, że gdybym ze względu na punktację nie dostał się na listę studentów projektowania mody, ale został przyjęty na studia, będzie na mnie czekało miejsce w innej pracowni. Pod wpływem chwili padło na biżuterię. Trochę ze względu na mamę, która jest jej ogromną miłośniczką. Przyznam jednak, że moje „pożycie” z biżuterią, wbrew ostatnim wyróżnieniom, nie należy do najbardziej udanych… Jeszcze.
Czym dla pana jest biżuteria?
Tutaj zaczynają się schody. Odkąd rozpocząłem studia na ASP, wiele się w tym postrzeganiu zmieniło. Na początku myślałem, że jest to przede wszystkim produkt, który ma się podobać, aby ludzie chcieli go kupić. Wydawało mi się, że samo posiadanie dobrego smaku, którego z perspektywy czasu wcale bym już takim nie nazwał, wystarczy, żeby odnieść sukces zarówno artystyczny, jak i komercyjny. Oczywiście, będąc już jedną nogą za murami uczelni, na nowo odkrywam ten punkt widzenia, jednak sposób, w jaki to odbieram, jest już zgoła inny. Dzisiaj biżuteria wydaje mi się dużo trudniejsza. Choćby ze względu na własną ambicję, projektant nie powinien ograniczać się do dawania ludziom tego, co im się podoba.
Naszym zadaniem, jakkolwiek patetycznie to zabrzmi, jest kształtowanie świadomości i wrażliwości odbiorcy. Korzystając z wiedzy w zakresie plastyki, mamy do tego pełne prawo, a biżuteria jest na tyle wygodną i masową formą, że szkoda byłoby nie skorzystać z tej możliwości. Tyle teorii. Jeśli chodzi natomiast o praktykę, to na razie bliżej mi do rzeźbiarza niż projektanta. Dla mnie osobiście biżuteria jest rzeźbą. Nie musi nawet służyć do noszenia.
Od konwencjonalnej rzeźby współczesnej odróżnia ją tak naprawdę jedynie skala i pietyzm wykonania, która pozwala jej nawet, jeśli przyjmuje ona formę ekspozycyjnych obiektów, oddziaływać na odbiorcę w sposób bardziej wielopłaszczyznowy. Można kontemplować ją nie tylko przez pryzmat szeroko rozumianego przekazu, ale też najzwyczajniej przez ludzkie umiłowanie dla rzeczy, które są ładne, błyszczą i wyglądają drogo. W tym sensie, w uproszczeniu, moja biżuteria jest przede wszystkim studium formy, którą można uzyskać za pomocą technik złotniczych.
Jak przebiega u pana proces tworzenia?
Można go podzielić na parę etapów. Pierwszy, kiedy zaraz po otrzymaniu/ wymyśleniu tematu w głowie rodzi się ten jeden jedyny projekt. Jestem przekonany, że jest najlepszy na świecie i nic lepszego nigdy już nie stworzę. Drugi – po konsultacji tego najlepszego w życiu projektu przychodzi bolesne zderzenie z rzeczywistością, w której komuś może się on najzwyczajniej nie podobać. Trzeci etap to ten, kiedy cały czas mając w głowię wcześniejszą porażkę marketingową, staram się wyczuć, co usatysfakcjonowałoby recenzenta mojej pracy.
Wtedy rysuję i robię modele, a niektóre z nich zdają się być odpowiedzią na zupełnie inne zadania projektowe. Można powiedzieć, że jest to najlepszy etap procesu twórczego, bo często rodzą się pomysły, które później realizuję, a na które nie wpadłbym, gdyby ktoś nie zasiał ziarna wątpliwości we wcześniejszym stadium. Etap czwarty to moment powrotu. Wtedy mówię sobie, że mogę dalej próbować znaleźć inne rozwiązanie, ale często jest tak, że pierwsza myśl jest najlepsza. Piąty etap to ten, w którym dzieje się magia, bo gotowy obiekt zdobywa przychylność publiczności mimo początkowej niechęci i najczęściej ku mojemu (udawanemu) zaskoczeniu.
Skąd czerpie pan inspiracje?
Przede wszystkim obserwuję i analizuję otoczenie. Staram się nie skupiać od razu na formie i wciskaniu się w swój indywidualny styl. To wychodzi samo z siebie, z przyrodzonego poczucia estetyki, z wiedzy, z uwarunkowań społecznych i całej masy innych czynników. Zależy mi na tym, żeby póki jest na to czas i nie muszę myśleć w kategoriach w stu procentach realistycznych, dać sobie możliwość projektowania, a nie „wzorzenia”. Stąd właśnie wzięły się moje zwycięskie projekty (obok państwa nagrody w tym roku otrzymałem również Nagrodę Prezydent Miasta Łodzi – II nagrodę regulaminową; tę samą w zeszłym roku dostałem za Kapsułę do losowania pastylek. Jeden i drugi powstał w wyniku dostrzeżenia i zaprojektowania potrzeby.
Na tym właśnie, moim zdaniem, polega design. Pewnie żadna z tych prac nie nadaje się do masowej produkcji. Żadna nie jest artykułem pierwszej potrzeby, ale jedno i drugie może być drogowskazem dla ludzi, którzy dostrzegą w nich potencjał użytkowy. Prawie wszyscy, którzy mieli okazję zobaczyć moją broszę, reagowali pytaniem: co to? Za każdym razem cierpliwie odpowiadałem i widziałem, jak na twarzach moich rozmówców maluje się szczere zainteresowanie, i jest to jedno z najfajniejszych uczuć, jakich mogę doświadczyć jako przyszły projektant. Wolę wzbudzić ciekawość, niż usłyszeć tylko, że coś jest ładne. Choć oczywiście, takimi komplementami również nie pogardzę. Nie każdy ma czas na słuchanie całej filozofii przedmiotu. Reakcja estetyczna jest natychmiastowa.
Czy istnieje artysta, którego prace pan podziwia?
Jak już mówiłem, bliżej mi do rzeźbiarza, więc i mój podziw kieruję przede wszystkim w tę stronę. Szczególnie interesujące są dla mnie prace rzeźbiarzy baskijskich Eduardo Chillidy i Jorge Oteizy. Mówiłem też, że biżuteria jest dla mnie i nie tylko dla mnie formą rzeźbiarską. Wydaje mi się, a nawet wiem, że podobne podejście przyświecało prof. Helenie Kowalewicz-Wegner, inicjatorce wszelkich działań okołobiżuteryjnych na łódzkiej ASP, zwieńczonych stworzeniem Katedry Biżuterii przez prof. Andrzeja Szadkowskiego. Prace pani profesor i jej studentów szczególnie podziwiam. Stworzone w znakomitej większości w latach 60., zdumiewają ponadczasowością i innowacyjnością formy, zastosowaniem i sposobem wykorzystania materiałów, które pochodząc od przemysłu były dla niego jedynie odpadami z linii produkcyjnych. Można powiedzieć, że to właśnie wtedy, na długo przedtem, zanim na świecie nazwano to upcyclingiem, w Polsce, w Łodzi, kwitł on w najlepsze. Niestety ja sam nie czuję w sobie tzw. bluesa, żeby podjąć się działania „na odpadkach”.
Jaki materiał jubilerski jest pana ulubionym i dlaczego?
Miedź. Raczej nietypowa dla współczesnej biżuterii, ale często wykorzystywana w czasach antycznych obok srebra czy złota. Najbardziej pociąga mnie w niej kolor. Jedyny w swoim rodzaju, inny, piękny. Ponadto jest łatwa w obróbce i bardzo efektowna. Można powiedzieć, że sama gra pierwsze, drugie i trzecie skrzypce w projekcie. Nie potrzeba jej towarzystwa innych metali ani kamieni. Dla mnie, kiedy poszukuję jak najczystszej, a jednocześnie jak najciekawszej formy, jest bardzo ważne, żeby użyty materiał grał z nią w jednej drużynie. Nie każdy surowiec daje taką możliwość.
Na koniec naszej rozmowy chciałabym pana zapytać o plany na przyszłość. Czy w najbliższym czasie będziemy mogli zobaczyć pana prace na wystawach? A jeśli tak, to na jakich?
Obecnie jestem dyplomantem. Swego rodzaju tradycją stało się, że po obronie absolwenci naszej uczelni pokazują swoje kolekcje dyplomowe w Galerii YES w Poznaniu i mam nadzieję, że w tegorocznej edycji wystawy DyploMy znajdą się również moje prace.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Marta Andrzejczak
Rozmowa z Joanną Mach, laureatką Nagrody „Polskiego Jubilera”, o biżuterii
Polski Jubil
Polski Jubiler: Jak ocenia pani swójdebiut przed szeroką publicznością na polskim rynku biżuteryjnym?
Joanna Mach: Cieszy mnie ogromnie zainteresowanie moją twórczością i możliwość pokazywania jej szerszej publiczności. Takie wydarzenia niezmiernie motywują i zachęcają do dalszej pracy. Przyznam, że zarówno wyróżnienie w konkursie im. Władysława Strzemińskiego Projekt 2016, jak i udział w wystawie Ogólnopolskiego Konkursu Biżuterii Artystycznej PREZENTAC JE w 2015 roku oraz uczestnictwo w kilku wystawach, uważam za mój sukces. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę mogła podzielić się swoimi pracami podczas branżowych eventów.
Czym dla pani jest biżuteria?
Biżuteria jest dla mnie kwintesencją obserwacji, spostrzeżeń, często jest zapisem myśli, czasem wiąże się z głębszym przesłaniem. Stanowi przestrzeń, w której mogę wyrazić swoją wrażliwość. Staram się by moje prace były atrakcyjne, niebanalne. W części z nich najbardziej liczy się przesłanie, inspiracja, efektowność, aczkolwiek staram się, by większość była funkcjonalna i praktyczna. Ważne jest dla mnie, by moja twórczość była nieco zabawna, barwna i przyciągająca.
Jak przebiega u pani proces tworzenia?
Proces ten wygląda u mnie zazwyczaj podobnie. Najpierw musi pojawić się inspiracja, bodziec, który popchnie mnie do stworzenia czegoś ciekawego. Takim impulsem może być wszystko, co napotkam, czy to w świecie wirtualnym, czy w przestrzeni codziennej. Jeśli już zadecyduję, co chcę przekazać swoją pracą, zagłębiam się w temacie, a następnie pojawiają się pierwsze szkice. Później wybieram materiały adekwatne do tej okazji i zaczynam z nimi eksperymentować. Nie odrzucam przypadkowości, każdy eksperyment uważam za coś cennego, lubię niemożliwe do powtórzenia elementy, dlatego cenię sobie ten etap tworzenia. Jeśli osiągnę zadowalający efekt, pracę uważam za zakończoną, a wtedy mogę zająć się kolejnym tematem.
Z całą pewnością można powiedzieć, że odniosła pani sukces w zakresie tworzenia form biżuteryjnych, w pani pracach widać indywidualny styl, a także, co charakterystyczne zabawę konwencją. Skąd czerpie pani inspiracje?
Bardzo mnie cieszą te spostrzeżenia. Z pewnością można w moich pracach dostrzec pewne tendencje, indywidualny styl, ale sama uważam, że jestem jeszcze na etapie poszukiwań. Fascynuje mnie zbyt wiele aspektów, by móc skupić się na jednym temacie. Szybko nudzę się materiałem, techniką, więc moje prace są zbiorem przeróżnych zjawisk. Inspiracją dla mnie może być dosłownie wszystko: aktualny problem, chęć zwrócenia uwagi na jakieś zjawisko, obca dla mnie, a fascynująca kultura danego kraju, twórczość innego artysty, ciekawe zdjęcie, kwiat, bliżej nieokreślone znalezisko, czy schodząca farba na murze. Świat pełen jest fenomenów, które tylko proszą się o zwrócenie na nie uwagi.
Jednak niemal każdy twórca ma swój autorytet, mistrza, którego dzieła podziwia. Czy istnieje artysta, którego prace pani podziwia?
Nie potrafię wskazać jednej osoby, która mnie inspiruje. Nie posiadam swojego mentora, którego ewenement chciałabym powtórzyć, ale są oczywiście artyści, których prace niezwykle mnie fascynują. Podziwiam cudeńka Claudio Pino, ilustracje Cataliny Estrady, kolekcje Jiviki Biervliet czy akwarele Silvii Pelissero.
Chciałabym panią zapytać o plany na przyszłość. Czy w najbliższym czasie będziemy mogli zobaczyć pani prace na wystawach? A jeśli tak to na jakich?
Zbliżający się dyplom magisterski to coś, co w tym momencie będzie pochłaniać mnie najbardziej. W niedalekiej przyszłości będę uczestniczyć w sympozjum dotyczącym biżuterii miejskiej, które organizuje Akademia Sztuk Pięknych w Łodzi. Przy tej okazji będzie można zobaczyć jedne z najnowszych moich prac, związane z przestrzenią miejską. Ostatnio studenci katedry biżuterii mieli także możliwość uczestniczyć w wystawie Outsider Art + Design, organizowanej przez Galerię Yes w Poznaniu. Było to świetne doświadczenie i mam nadzieję na współpracę przy kolejnych tego typu projektach. Tymczasem o kolejnych wydarzeniach, w których będę brać udział, można dowiadywać się na bieżąco z mojego fanpage’a – Joanna Mach biżuteria – na Facebook’u.
Rozmowa z Adamem Kaczmarkiem, laureatem Nagrody Polskiego Jubilera.
Polski Jubiler: Pana biżuteria została zaprezentowana na jednym z najbardziej liczących się konkursów artystycznych w Polsce – XXV Konkursie im. Władysława Strzemińskiego „Projekt”. Jak ocenia pan swój debiut przed szeroką publicznością na polskim rynku biżuteryjnym?
Adam Kaczmarek: Jestem bardzo zadowolony, że moje prace przeszły do ostatniego etapu konkursu Strzemińskiego „Projekt” i dostały aż trzy wyróżnienia, oczywiście jest wiele rzeczy które mógłbym poprawić w swojej biżuterii, ale myślę, że zawsze będzie coś co będzie można zmienić na „lepsze”. Nie są to prace które mogą zawojować świat, ale myślę, że jak na początek jest nieźle.
Czym dla pana jest biżuteria? Czy traktuje pan ją jako formę wyrazu artystycznego, czy może jako przedmiot sztuki użytkowej?
Biżuteria jest dla mnie zabawą, pracą, odskocznią od problemów. Podczas studiów bardziej skupiamy się na tym, by przekazać pewną myśl poprzez biżuterię, dlatego biżuterię tworzy się z odpadów, różnych dziwnych rzeczy znalezionych na strychu lub przetworzonych wcześniej materiałów. Odkąd pamiętam bardziej interesowała mnie jednak sztuka użytkowa. Dlatego przełomowym momentem dla mnie było rozpoczęcie pracy nad dyplomem licencjackim półtora roku temu. Wspólnie z moim promotorem uzgodniliśmy, że fajnie by było zrobić dyplom designerski, prosty w formie. Szukając inspiracji, natrafiłem na różnych architektów dekonstruktywicznych, których realizacje zachwyciły mnie do tego stopnia, że zapragnąłem projektować właśnie w ten sposób, że to jest to. Oczywiście lubię projektować i wykonywać biżuterię, która jest formą wyrazu artystycznego, ale zdecydowanie sztuka użytkowa jest na pierwszym miejscu.
Co chce pan powiedzieć odbiorcom pana sztuki za pośrednictwem biżuterii?
Chcę pokazać, że biżuteria z pozornie nieszlachetnych materiałów – tworzyw sztucznych, stali, drewna, niekoniecznie ze złota i z diamentami – jest równie cenna i atrakcyjna. Nie wykonuję ani nie projektuję biżuterii super drobnej, zdecydowanie preferuję duże, przerośnięte formy i chciałbym, aby moi odbiorcy odważyli się nosić właśnie taką biżuterię.
Czym kieruje się pan tworząc swoją biżuterię i obiekty biżuteryjne?
Kieruje się emocjami, które ze mnie w danej chwili wypływają. Jeżeli tworzę biżuterię dla konkretnej osoby, to jej emocje kierują mnie do wykonania danej biżuterii. Oczywiście emocje to jedno, liczą się także przemyślane pomysły. Często zastanawiam się co mógłbym zrobić innowacyjnego, co jeszcze nie pojawiło się w biżuterii i nie chodzi mi tu głównie o formę, ale i o funkcję jaką biżuterią może pełnić, co można w niej ukryć, jak może usprawnić codzienne życie.
Jak przebiega u pana proces tworzenia?
To zależy, czasem bardzo spontanicznie wpadnę na pomysł np. słuchając muzyki. Czasem gdy zamykam oczy, wyobrażam sobie różne formy, a czasem mam wrażenie jakby projekty same mi się pokazywały. Często rysuję w szkicowniku lub na małej kartce jakieś kształty, które później ewoluują w konkretne projekty. Zwykle na początku nie projektuję biżuterii według konkretnego tematu, dopiero w późniejszym etapie szukam inspiracji, które pasują do mojego projektu, i wtedy finalizuję go wraz z inspiracją.
Jakich materiałów używa pan do produkcji swojej biżuterii i który z nich jest dla pana ulubionym?
Na początku mojej przygody z biżuterią używałem srebra, drewna i plexi. Uwielbiałem drewno, dzisiaj nadal mi się podoba i fascynuje mnie jego struktura i różnorodność, natomiast nie chcę zamykać się w jednym materiale. W tym momencie używam tworzyw sztucznych, druku 3D, a w najbliższej przyszłości chcę popracować ze stalą i podejrzewam, że zostanie ona moim ulubionym materiałem.
Z całą pewnością można powiedzieć, że odniósł pan sukces w zakresie tworzenia form biżuteryjnych. W pana pracach widać indywidualny styl i nowatorskie rozwiązania technologiczne. Jednak niemal każdy twórca ma swój autorytet, mistrza, którego dzieła podziwia. Czy istnieje artysta, którego prace pan podziwia?
Staram się cały czas myśleć o tym, co mogę zrobić nowego. Sądzę że jest za wcześnie, by mówić o sukcesie, gdybym tak myślał, nie rozwijałbym się dalej. Kiedyś nie miałem konkretnych autorytetów, jednak kilka lat temu zafascynowałem się biżuterią Michaela Bergera. Jego kinetyczna biżuteria zadziwiła mnie swoją niezwykle prostą formą i niebanalnym rozwiązaniem technologicznym. Jest to pierwsza osoba, która stała się moim autorytetem. Zawsze chciałem robić niestandardową biżuterię i on taką tworzy. Gdy projektowałem dyplom licencjacki, natrafiłem na architekturę dekonstruktywiczną i artystkę Zahę Hadid. Jej kosmiczna architektura diametralnie zmieniła mój styl projektowania biżuterii – organiczne formy zdecydowanie przeważają. Te dwie postaci są moimi jedynymi autorytetami na razie.
Jakie ma pan plany na przyszłość? Czego będziemy mogli spodziewać się po nowych kolekcjach biżuterii wykonanej przez pana?
Od października zaczynam ostatni rok studiów magisterskich, gdzie najważniejszą rzeczą dla mnie będzie zaprojektowanie i wykonanie dyplomu z projektowania biżuterii. Jeszcze nie mogę zdradzić jaki będzie temat i co znajdzie się w kolekcji, ale chciałbym, żeby ją zapamiętano. Mam w głowie dużo projektów, część potrzebuje zaawansowanej technologii i ekspertów do ich realizacji, co wydłuża czas premiery. Jeżeli starczy czasu, chciałbym kontynuować temat zegarków drewnianych w połączeniu ze srebrem czy stalą. Jakiś czas temu wykonałem sobie takowy i spodobał się publiczności, co bardzo mnie cieszy. Wrócę też do projektu z biżuterią z czarnej plexi, natomiast wzbogacę ją stalą lub srebrem. W nowych kolekcjach pojawią się duże formy, będzie przeważać stal, szarość, czerń, stonowana kolorystyka, organika, zabawa światłem i cieniem. Ostatnimi czasy zafascynowałem się projektowaniem samochodów, jest to dość abstrakcyjny pomysł, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie w przyszłości.
I Nagroda Polskiego Jubilera – Biżuteria wyplatana
Maria Antonina Łęcicka, urodzona 13 czerwca 1989 roku w Lublinie. W latach 2005-2009 uczennica Liceum Plastycznego im. Józefa Chełmońskiego w Nałęczowie, specjalizacja meblarstwo. W latach 2009-2013 studiowała na Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi na Wydziale Tkaniny i Ubioru, specjalność biżuteria. Ukończyła studia I stopnia dyplomem z wyróżnieniem. Obecnie kontynuuje studia II stopnia na tym samym wydziale, specjalność formy złotnicze.
Rozmowa z Marią Antoniną Łęcicką, zdobywczynią pierwszej nagrody Polskiego Jubilera.
Polski Jubiler: Pani biżuteria została zaprezentowana na jednym z najbardziej liczących się konkursów artystycznych w Polsce – XXIV Konkursie im. Władysława Strzemińskiego „Projekt”. Jak ocenia pani swój debiut przed szeroką publicznością na polskim rynku biżuteryjnym?
Maria Antonina Łęcicka: Śmiało mogę powiedzieć, że to sukces. Składał się on z wielu rzeczy, od projektów prac aż po ich miejsce w przestrzeni wystawy. Cieszy mnie zainteresowanie moją twórczością. Jest to zachęcające do działania.
Czym dla pani jest biżuteria? Czy traktuje ją pani jako formę wyrazu artystycznego, czy może jako przedmiot sztuki użytkowej?
Jest zapisem chwil, myśli oraz skrawków moich dotychczasowych doznań. Zwykle przyjemnych, rzadziej niemiłych. Tworzy ona moją przestrzeń wyrazu, często nie tylko artystycznego, ale również egzystencjalnego. Niezwykle ważna jest dla mnie symbiotyczna więź funkcjonalności i artyzmu.
Co chce pani powiedzieć odbiorcom pani sztuki za pośrednictwem biżuterii?
By nie bali się nosić odważnych dodatków na co dzień, ponieważ w każdej biżuterii stworzonej przeze mnie jest zagadka, niejasność czy też ciekawa historia ilustrująca to, co dzieje się dookoła nas. Myślę, że istotą jest nie tylko forma dzieła, ale również materiał, z jakiego jest wykonana biżuteria. Sposób w jaki oddziałuje na widza lub posiadacza, np. pluszowego pierścionka, często mnie mile zaskakuje.
Czym kieruje się pani tworząc swoją biżuterię i obiekty biżuteryjne?
Kierunek, jaki obieram tworząc, wyznacza się samoistnie. Jest to impuls, jaki napełnia mnie myślą, wyobrażeniem danej pracy.
Jak przebiega u pani proces tworzenia?
Najczęściej inspiracją jest przypadkowa sytuacja z życia, obraz dostrzeżony w dokumencie przyrodniczym. Natura, której często nie mogę dotknąć lub zobaczyć na żywo. Ten harmonijny świat to zastrzyk emocjonującego piękna. Sprawia, że zaczynam je kontemplować, zgłębiać temat. Ciągłe myślenie to niekończąca się wędrówka. Obraz w głowie nie pozwala mi zasnąć. Choć taki stan rzeczy bywa frustrujący, to jednak przyprawia o euforię w momencie odkrycia. Czasem projekt pozostaje w wyobraźni, lecz zazwyczaj przechodzę do realizacji. Zaczynam bazgrać na wszystkim, co mam pod ręką. Takie na pozór chaotyczne działanie ma w sobie w rzeczywistości konsekwencje i dążenie do świadomego tworzenia. Swoista burza mózgu jakiej doświadczam pozwala mi zawsze określić kierunek, nawet jeśli wykonuję pracę na określony temat.
Jakich materiałów używa pani do produkcji swojej biżuterii i który z nich jest pani ulubionym?
Klasyczne materiały nie są mi obce, jednak bycie ich więźniem byłoby dla mnie złotą klatką. Poszukuję ciągle czegoś nowego, uwielbiam eksperymentować. Dopełniać metal czymś ciekawym. Do każdego materiału muszę podchodzić inaczej, uczę się na własnych błędach. Spostrzegłam, że nie tyle materiałem, co techniką, która mnie zaciekawiła, jest wyplatanie, które początek miało w Liceum Plastycznym w Nałęczowie. Tam pierwszy raz uświadomiłam sobie, jakie właściwości ma wiklina. Z dużych obiektów, jakimi były meble, przeszłam do tworzenia wyplatanej biżuterii. Czasem pozostawiam formę od początku do końca wyplecioną, ale częściej staram się ją łączyć z metalem. Wyplatanie bardzo mnie uspokaja i działa kojąco na moje zmysły. To chwila wyłącznie dla mnie, czas na przemyślenia. Kiedy zacznę tworzyć, nie widać końca, jednak wcale mnie to nie zniechęca. Wręcz przeciwnie. Dlatego najchętniej używanym przeze mnie materiałem jest coś elastycznego i cienkiego, np. różnego rodzaju żyłki, sznurek papierowy, metalowe druciki czy ozdobne wyciory. W moich pracach istotnym elementem jest kolor i jego intensywność.
Z całą pewnością można powiedzieć, że odniosła pani sukces w zakresie tworzenia form biżuteryjnych. W pani pracach widać indywidualny styl i nowatorskie rozwiązania technologiczne. Jednak niemal każdy twórca ma swój autorytet, mistrza, którego dzieła podziwia. Czy istnieje artysta, którego prace pani podziwia?
Świat zmienił się tak znacznie, nie ma już jednego mistrza, mentora. Jest tylko piękno, ono jest wszystkim.
Jakie ma pani plany na przyszłość? Czego będziemy mogli spodziewać się po nowych kolekcjach biżuterii wykonanej przez panią?
Obecnie będę kontynuować temat dyplomu, czyli Podwodne miasto, jednak z użyciem nowych materiałów. Zbliżający się dyplom magisterski wnosi świeżość, nowe inspiracje, technologie. Światło i ciała niebieskie to coś, co będzie można odnaleźć niebawem nie tylko w mojej biżuterii, ale również w obiektach lub lampach. Poza tym wszystkim czekają mnie wystawy indywidualne w Galerii Sztuki w Legnicy i Galerii YES, gdzie można będzie zobaczyć moje prace na własne oczy.
II Nagroda Polskiego Jubilera – Badanie granic możliwości nowej techniki
Rozmowa z Magdaleną Lamch, zdobywczynią II nagrody Polskiego Jubilera
Polski Jubiler: Jak ocenia pani swój debiut przed szeroką publicznością na polskim rynku biżuteryjnym?
Magdalena Lamch: Debiut to zawsze coś ekscytującego. Jako debiutantka czuję się dobrze, na razie wszystko mi wolno, ponieważ tworzę biżuterię z czystej pasji, mogę na to poświęcić cały swój czas i dużo uwagi.
Czym dla pani jest biżuteria?
Medium, w którym realizuję siebie, materią, na którą przekładam swoją wrażliwość i obserwacje na temat świata. Czymś do noszenia jest trochę z obowiązku. Na razie najważniejsze jest dla mnie to, żeby moja biżuteria była ładna, ciekawa, zaskakująca. To, czy będzie ona praktyczna, to drugorzędna sprawa. Po przejściu tego etapu rozwijania wyobraźni i poznawania możliwości technologicznych, czyli po zakończeniu studiów, planuję jednak robić rzeczy coraz bardziej użytkowe.
Jak przebiega u pani proces tworzenia?
Na początku jest abstrakcyjna wizja. Później szukam odpowiedniego materiału i techniki. Temu etapowi towarzyszą liczne eksperymenty. Przy okazji pojawia się forma i kolor, a na końcu nadaję powstałym obiektom funkcję.
Zazwyczaj efekt różni się od początkowego wyobrażenia i cieszy mnie to, bo znaczy, że podczas tego procesu właśnie się rozwinęłam.
Z całą pewnością można powiedzieć, że odniosła pani sukces w zakresie tworzenia form biżuteryjnych, w pani pracach widać indywidualny styl, nowatorskie rozwiązania technologiczne a także, co charakterystyczne, zabawę konwencją. Skąd czerpie pani inspiracje?
Moje prace są często wynikiem badania granic możliwości nowej techniki lub materiału. Inspiracje czerpię z natury, pokazów mody, grafiki użytkowej, a ostatnio także map. Bardzo ważne są dla mnie też emocje, jakie mają towarzyszyć późniejszemu odbiorowi pracy. Unikam raczej zbytniej powagi.
Jednak niemal każdy twórca ma swój autorytet, mistrza, którego dzieła podziwia. Czy istnieje artysta, którego prace pani podziwia?
Niezwykle inspiruje mnie twórczość i filozofia holenderskiego projektanta Nacho Carbonella. Bardzo lubię surowość i prostotę jego prac, przez które przemawia jednak tyle emocji.
Na koniec naszej rozmowy chciałabym panią zapytać o plany na przyszłość… Czy w najbliższym czasie będziemy mogli zobaczyć pani prace na wystawach? A jeśli tak, to na jakich?
Najbliższa okazja będzie na wystawie Srebrne Szkoły w Legnickim Centrum Kultury, ekspozycja czynna do 15 czerwca. Natomiast moją kolekcję dyplomową będzie można oglądać na wystawie prac absolwentów po obronie. O terminie będę informować na swoim profilu facebookowym: Magdalena Lamch Jewellery.
III Nagroda Polskiego Jubilera – Biżu do użytku
Paweł Krzyszkowski, urodzony 6 listopada 1988
W 2007 roku ukończył z wyróżnieniem Państwową Ogólnokształcącą Szkołę Sztuk Pięknych w Częstochowie ze specjalizacją jubilerstwo. W latach 2008-2012 student Akademii Sztuk Pięknych im. W. Strzemińskiego w Łodzi na kierunku wzornictwo na Wydziale Tkaniny i Ubioru. Specjalizacja formy złotnicze i biżuteria. W roku 2012 dyplom licencjacki z oceną bardzo dobrą. Aktualnie kontynuuje studia na etapie magisterskim w Akademii Sztuk Pięknych im. W. Strzemińskiego w Łodzi. Kierunek Wzornictwo na Wydziale Tkaniny i Ubioru, specjalizacja formy ałotnicze i biżuteria. Coroczne prezentacje prac z Katedry Biżuterii na targach branżowych Złoto Srebro Czas – Targi biżuterii i zegarków w Warszawie, Amberif – międzynarodowe targi bursztynu, biżuterii i kamieni jubilerskich w Gdańsku, Inhorgenta – Targi biżuterii, zegarków, wzornictwa, kamieni i technologii w Monachium. W 2012 roku laureat nagrody miesięcznika „Polski Jubiler” w XXIII konkursie im. Władysława Strzemińskiego pt. „Projekt”. W 2013 roku otrzymał stypendium Rektora Akademii Sztuk Pięknych im. W. Strzemińskiego. W tym samym roku laureat dwóch nagród w konkursie na ekskluzywny przedmiot jubilerski organizowanym przez Pracownie Form Złotniczych razem z Centrum Transferu Technologii ASP w Łodzi. Współpraca z Urzędem Miasta Łodzi. W 2014 roku laureat nagrody miesięcznika „Polski Jubiler” w XXIV konkursie im. Władysława Strzemińskiego pt. „Projekt” oraz Laureat Nagrody Rektora ASP W Łodzi w XXXI Konkursie im. Władysława Strzemińskiego Sztuki Piękne.
Na łamach Polskiego Jubilera prezentujemy sylwetkę laureata konkursu Polskiego Jubilera za najlepszy projekt biżuteryjny zaprezentowany na XXII Konkursie im. Władysława Strzemińskiego „Projekt”. Zwycięzcą tegorocznej edycji został Paweł Krzyszkowski. Artysta urodzony 6 listopada 1988. W latach 2001-2007 uczeń Państwowej Ogólnokształcącej Szkoły Sztuk Pięknych w Częstochowie, dyplom z wyróżnieniem. W latach 2008 student kierunku wzornictwo na wydziale Tkanin i Ubioru ze specjalizacją Formy złotnicze i Biżuterii w Akademii Sztuk Pięknych im. W. Strzemińskiego w Łodzi. W roku 2012 otrzymał dyplom licencjacki. Aktualnie kontynuuje 2 stopień studiów w tejże Akademii.
Polski Jubiler: Pana biżuteria została zaprezentowana na jednym z najbardziej liczących się konkursów artystycznych w Polsce – XXIII Konkursie im. Władysława Strzemińskiego „Projekt”. Co oznacza dla pana ukazanie swojej biżuterii szerokiemu gronu odbiorców?
Paweł Krzyszkowski: Doroczny Konkurs im. Władysława Strzemińskiego to wspaniała okazja do zaprezentowania moich prac artystycznych, które wykonałem ucząc się na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Ukazanie mojej biżuterii szerokiemu gronu publiczności, jak również Nagroda, która otrzymałem sprawia mi satysfakcję i chęć tworzenia, kreowania realizacji nowych następnych pomysłów, których powstawianie nie odbywa się zbyt szybko, a efekt końcowy mnie również potrafi zaskoczyć.
Jak traktuje pan biżuterię, czy jako formę wyrazu artystycznego, czy może jako przedmiot sztuki użytkowej?
Moja biżuteria przez wszystkie lata nauki, czy to w liceum plastycznym w Częstochowie czy podczas studiów na Akademii Sztuk Pięknych, jest nieodłączoną częścią mojego życia. Wyrażam siebie poprzez nią i uwielbiam kiedy biżuteria przeradza się w przedmiot sztuki użytkowej. Wtedy potrafi cieszyć. Mam nadzieje, że nie tylko moje oko. Niezwykłą satysfakcję sprawia mi, że prace, które stworzyłem stają się częścią czyjegoś życia.
Czym kieruje się pan tworząc swoją biżuterię i obiekty biżuteryjne?
Kieruje się wszystkim co mnie otacza w danym momencie. Każdy element, każda chwila może przyczynić się do procesu twórczego.
Skąd czerpie pan inspiracje?
Inspiruje mnie muzyka, obrazy z codziennego życia. Stop klatki fotograficzne zatrzymane w kadrze.
Jak przebiega u pana proces tworzenia?
Za każdym razem jest inaczej, czasem zaczynam od pomysłu a czasem od narzuconego tematu. Każda praca musi być poprzedzona projektem aby przystąpić do realizacji i różni się fazą początkową. Chciałbym, aby moja praca była przemyślana od początku do końca, ale jak to bywa w życiu efekt końcowy może być powalający; oczywiście w dwie strony.
Jakich materiałów używa pan do produkcji swojej biżuterii i który z nich jest pana ulubionym?
Do tworzenia biżuterii używam różnych materiałów, w zależności od koncepcji lub powierzonego mi zadania. Każdy metal posiada jakieś pozytywne walory czy właściwości. Aluminium – to taki mój nowy pomysł na formy użytkowe. Aluminium w kolorze srebrnym nadaje się doskonale do nowoczesnych wnętrz.
Kto jest pana mistrzem?
Jest wielu mistrzów, których twórczość jest mi bliska i mnie fascynuje. Jednak najbardziej inspiruje mnie otoczenie, pęd toczącego się życia, natura, która pobudzała do procesu twórczego malarzy, rzeźbiarzy, architektów i projektantów itp. Myślę, że inspirowanie się nimi nie jest niczym negatywnym, wiem na pewno, że pomysł przychodzi w nieoczekiwanym momencie i trzeba sie starać tę myśl uchwycić a potem zrealizować, mogę powiedzieć, że za każdym razem tworząc biżuterie, która staje się przedmiotem użytkowym, staram się nadać jej własną formę i styl.
Jakie ma pan plany na przyszłość? Czego będziemy mogli spodziewać się po nowych kolekcjach biżuterii wykonanej przez pana?
Myślę, że to oczywiste: ukończyć studia i wejść w dorosłe życie z satysfakcją, wspaniałymi wspomnieniami, pozytywną energią również do pracy, realizacji, pomysłów oraz marzeń czego wszystkim życzę, co do reszty czas pokaże.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Marta Andrzejczak
Wyróżnienie w konkursie Polskiego Jubilera za najlepszy projekt biżuteryjny zaprezentowany na XXII Konkursie im. Władysława Strzemińskiego „Projekt” otrzymała Monika Miodek.
Polski Jubiler: Jak ocenia pani swój debiut przed szeroką publicznością na polskim rynku biżuteryjnym?
Monika Miodek: Myślę, a w zasadzie mam nadzieję, że to dopiero preludium do debiutu. Niewątpliwie mam teraz swoje pięć minut, które postaram się w pełni wykorzystać. Bardzo mnie cieszy, że moje prace zostały docenione przez znawców sztuki jubilerskiej. To bardzo budujące i motywujące.
Czym dla pani jest biżuteria?
Na co dzień często widzę małe, bardzo interesujące fragmenty rzeczywistości. Chciałabym je jakoś zauważyć, podkreślić, unaocznić. Próbuję to przekazać w swojej biżuterii. Jednak nie chcę, aby biżuteria stanowiła jedynie sztukę dla sztuki. Jest dla mnie formą piękna, ale dążę do tego, żeby nie była pozbawiona cechy użytkowości. Stanowi też dla mnie małe źródło radości. Sprawia mi satysfakcję fakt, że gdy ktoś spojrzy na moją biżuterię, to się uśmiechnie albo po prostu poczuje się lepiej. To samo dotycz y form użytkowych, które osobi- ście wolę nazywać biżuterią stołu. Uważam, że to sformułowanie lepiej oddaje charakter tych przedmiotów. Jest to też chyba moje podświadome założenie w procesie ich tworzenia, ponieważ m.in. to one tworzą klimat naszych mieszkań i powodują, że zwykłe, codzienne życie nabiera odrobiny luksusu i smaku. A przy tym wszystkim tworzenie biżuterii jest dla mnie po prostu przyjemnością, nieraz żmudną, trudną, czasem nudną (gdy szlifuję), ale bardzo wciągającą pasją.
Jak przebiega u pani proces tworzenia?
Często mam narzucony jakiś temat. Zawsze staram się do niego podejść nieszablonowo. Przed ASP ukończyłam matematykę, w związku z czym mam wbudowane automatyczne pytania: Czy wszystkie moje założenia co do tematu są prawdziwe i konieczne? Czy ewentualna rezygnacja z któregoś wniesie coś nowego do pracy? W efekcie zawsze staram się pokazać „drugą twarz” danego tematu, czy przedmiotu. Chciałabym swoimi pracami zaskakiwać oglądających, choć trochę zmusić do myślenia.
Z całą pewnością można powiedzieć, że odniosła pani sukces w zakresie tworzenia form biżuteryjnych, w pani pracach widać indywidualny styl, nowatorskie rozwiązania technologiczne a także co charakterystyczne zabawę konwencją. Skąd czerpie pani inspiracje?
Tak jak już wcześniej wspomniałam staram się być uważną obserwatorką świata, ludzi i ich wytworów i to w różnych dziedzinach. Inspiracji szukam wszędzie. Może ona pochodzić z przyrody, architektury, fotografii, form przemysłowych czy przeróżnych staroci. Mam wrażenie, że mój mózg jest zawsze w trybie oczekiwania, że zaraz, za chwilę, w każdym momencie może pojawić się coś godnego uwagi i do wykorzystania w biżuterii. Oczywiście nie każdy pojawiający się pomysł jest od razu wprowadzony w życie, najczęściej przechodzi wiele faz rozwoju. Większość po drodze zostaje też wykluczonych. Ponieważ cały czas jestem na etapie uczenia się nowych rzeczy, to zdarzają mi się błędy. Czasem z tych błędów też wychodzi coś fajnego i interesującego.
Jednak niemal każdy twórca ma swój autorytet, mistrza, którego dzieła podziwia. Czy istnieje artysta, którego prace pani podziwia?
A jednak. Nie potrafię, szczerze mówiąc, wymienić jednego twórcy, mojego mistrza. To zresztą byłoby chyba krzywdzące podać jedno nazwisko w czasach, gdy mamy tyle wybitnych twórców, mniej lub bardziej znanych, funkcjonujących na rynku międzynarodowym czy bardziej lokalnym. U jednych podpatruję i szukam wiedzy z zakresu technologii i materiałoznawstwa, a u innych z zakresu sztuki. Czasem podoba mi się kogoś sposób patrzenia i wyrażania, którego ja bym raczej nie zauważyła. Dzięki internetowi można dzisiaj być w prawie każdym miejscu na świecie i poznawać dorobek wielu mistrzów i poprzez to się od nich uczyć. Najbardziej jednak inspirują mnie ludzie, którzy przełamują konwenanse. np. panie w słusznym wieku, które latają szybowcami, człowiek który przełamuje swój strach, żeby przetestować możliwość skoku z wysokości 36 km, czy osoby niepełnosprawne, które codziennie pokonują własne ograniczenia. Osoby, które osiągnęły więcej niż niejeden człowiek mógłby sobie wymarzyć, a mimo to nie ustają w poszukiwaniu nowych wyzwań. To są moi mistrzowie. Oni nie są mistrzami biżuterii, ale łamią na co dzień stereotypy i ja też to próbuję osiągnąć w moich formach biżuteryjnych. Mam nadzieję, że zbliżę się chociaż w niewielkim stopniu do ich poziomu mistrzostwa i pasji tworzenia.
Na koniec naszej rozmowy, chciałabym panią zapytać o plany na przyszłość…Czy w najbliższym czasie będziemy mogli zobaczyć pani prace na wystawach? A jeśli tak to na jakich?
Najbliższym wyzwaniem jest dla mnie przygotowanie kolekcji dyplomowej. Równolegle muszę też stworzyć kolekcje, które dzięki zdobytym nagrodom, będą prezentowane na indywidualnych wystawach w Galerii Legnica i Galerii Yes. Moją biżuterię będzie można także zobaczyć podczas konkursu Złota Nitka 2013.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Marta Andrzejczak