Artykuły z działu

Przeglądasz dział DOBRE BO POLSKIE (id:55)
w numerze 05/2011 (id:97)

Ilość artykułów w dziale: 1

Projektant nie może osiąść na laurach

Rozmowa z Dorotą Gulbierz,
projektantką biżuterii

Polski Jubiler: Informacje spływające z zakończonych pod koniec marca największych targów jubilerskich Baselworld 2011 pokazują, że międzynarodowa publiczność zainteresowana była kupnem biżuterii i zegarków, w których wykorzystana została ceramika. Pani w swojej biżuterii, niezmiennie od wielu lat, wykorzystuje ten materiał. Czy biżuteria z ceramiką ma szansę stać się jednym z najmodniejszych trendów na polskim rynku jubilerskim?

Dorota Gulbierz: Interesujący jest fakt, że przedmioty wykonane z ceramiki cieszyły się popularnością wśród nabywców na targach w Bazylei. To miłe zaskoczenie. To czy biżuteria z ceramiką ma szansę stać się trendy, to pytanie nie do mnie. Kiedy czytam o trendach to powstaje w mojej głowie mentlik: kwiaty są trendy, look safarti też, czarno-białe kompozycje, korale, łańcuchy i bursztyn. I kto tu ma rację? Myślę więc, że przy wielości projektów jakie proponuję, zawsze wpisuję się w trendy i zawsze jestem poza nimi. Moim celem jest dążenie do uniwersalnych rozwiązań i tworzenie eleganckiego stylu.


Skąd wzięło się u Pani zamiłowanie do ceramiki?

Z ceramiką zetknęłam się jeszcze na studiach na zajęciach rzeźby i już wtedy zauważyłam możliwości kolorystyczne i formalne, jakie daje ta technika. Są one bardzo duże i ciekawe. Ale ceramika wymaga też dyscypliny, doświadczeń i eksperymentowania. Dzięki tej technice mogę realizować swoje trzy pasje: malarską, rzeźbiarską i projektową. Używam wypracowywanego przez wiele lat metalizowanego reliefu porcelanowego, który stał się moim znakiem rozpoznawczym i dzięki temu rozwiązaniu mogę uzyskiwać niespotykane efekty i tworzyć charakterystyczny styl.

Jakie jest zainteresowanie klientów Pani biżuterią? Czy wraz z kryzysem na rynku jubilerskim zmniejszył się popyt na wyroby artystyczne? A może wprost przeciwnie – klienci zaczęli szukać niekonwencjonalnych rozwiązań w biżuterii i kupować kosztowności „autorskie”, niepowtarzalne?

Popyt prawie na wszystko się zmniejszył, także na to co ja proponuję. Jest owszem grono klientów, które szuka autorskich prac, ono zawsze będzie, mam przynajmniej taką nadzieję. Pocieszające jest to, że zadowolony klient wraca i głównie na tym bazuję. Moja obserwacja jest taka, że klienci często nie mają określonych upodobań a ich potrzeby kształtują media. W tzw. periodykach modowych lansowane są przedmioty biżuteryjne wątpliwej jakości i klasy. Obowiązuje zestawienie marynarki za 2000 złotych i łańcuszka za 45 złotych. Biżuteria nie wyrobiła sobie równie wysokiej pozycji na rynku, jaką zajmują kolekcje odzieżowe. To dość smutne, przecież mamy wspaniałych projektantów biżuterii, którzy powinni być obecni w mediach.

Biżuteria w Polsce kojarzona jest przede wszystkim z prostymi wzorami obrączek, klasycznymi pierścionkami „z oczkiem” i łańcuszkami. Do niedawna trudno było sobie wyobrazić elegancką kobietę w bardzo oryginalnej biżuterii. Jednak ten trend powoli ulega przełamaniu. Jakie są Pani doświadczenia z klientami? Czego Polacy oczekują od biżuterii? Czy doceniają okazy biżuteryjne, które Pani im proponuje?

Moje doświadczenia są zupełnie inne. Do tej pory moje klientki, które lubią elegancką ponadczasowość chętnie dopełniały ją oryginalnym, pełnym koloru naszyjnikiem, pierścieniem czy broszką. Chciałabym żeby tak było nadal. Zadowalające jest to, że mężczyźni coraz częściej wybierają coś dla siebie z mojej kolekcji. W zeszłym i tym roku wykonałam wiele spinek do mankietów. Byłam zaskoczona, że panowie zamawiali pomarańczowe, różowe, fioletowe, zielone, błękitne i czerwone spinki ze złoceniem i elementami platynowymi. To pocieszający przełom.


Dla kogo Pani tworzy swoją biżuterię?

Dla siebie oczywiście… ha, ha, ha. Jest w tym dużo prawdy, noszę to, co projektuję. Nie kieruję biżuterii do konkretnych grup, ale często wykonuję zamówienia indywidualne, które wymagają specjalnego podejścia i lubię takie wyzwania. Na pewno jest to oferta dla osób wyrazistych o zdecydowanych upodobaniach, które nie gonią za modą i wiedzą, czego chcą. Wiąże się to z dojrzałością, określonym stylem i statusem. Często moimi klientkami są osoby o wolnych zawodach. Ale najwięcej jest lekarek. To taka medyczna specjalność… ha, ha, ha! Może wynika to z tego, że poszczególne projekty opatrzone są na rewersie pozytywnym przesłaniem i sentencjami, np. „Miłego dnia”, „Carpe diem”, „Dolce Vita!” – a to dodaje optymizmu i wtedy ze zdrową duszą jest łatwiej leczyć ciało?


Czym dla Pani jest biżuteria – małym dziełem sztuki czy dodatkiem do ubrania?

Jedno drugiego nie wyklucza. Liczy się dobry projekt, ciekawe rozwiązanie i perfekcyjne wykonanie. Biżuteria powinna spełniać swoją funkcję, ale nie musi pełnić roli służebnej wobec stroju. Wszystko powinno tworzyć całość. Często słyszę: „pani robi małe dzieła sztuki”. Ta opinia mnie cieszy i zaspakaja moją próżność. Myślę, że klienci wyczuwają indywidualne podejście do projektów, myślę o nich jak o obrazach, często kolor jest pierwszy a potem powstaje forma.


Skąd czerpie Pani inspiracje przy tworzeniu swojej biżuterii?

Inspiracji jest bardzo wiele. Od wielu lat motywem przewodnim są kwiaty, o których można wiele mówić, ale zachęcam aby na nie patrzeć i dlatego też są tak bardzo lubiane przez moje klientki. Kolory są też wyzwaniem i stąd nazwy kolekcji, takie jak: Barwy Ziemi, Błękit, Czerwień, Zieleń, Ekspresja Metaliczna. Sama natura podpowiada wiele rozwiązań. Wykorzystuję też geometrię, która narzuca prosty oparty na kontrastach design. Niezmiennie też inspiruje mnie Klimt i Modigliani. Ostatnia moja kolekcja „Retromaniaczka” nawiązuje do estetyki pocz. XX w., kiedy kobieta była muzą artystów i miała czas na celebrację życia. Przy jej kreowaniu wykorzystałam majolikę i relief złocony i platynowany, wykończyłam prace piórami, koronkami i haftem. Zainspirowałam się również twórczością Modiglianiego i Lautreca i tak powstała seria „Kobiet Upadłych”. Ujawniłam też zacięcie literackie i stworzyłam czarno-białe, lekko podkolorowane portrety małżeńskie inspirując się starymi fotografiami ślubnymi i okolicznościowymi. Cykl ten nazwałam cytując przedwojenną diwę Ordonkę „Miłość Ci wszystko wybaczy.”

Podziwiając Pani biżuterię ma się wrażenie, że przywiązuje Pani uwagę do każdego szczegółu. Poszczególne kolekcje Pani biżuterii opowiadają inną historię – można powiedzieć, że biżuteria zmienia się wraz z nowymi kolekcjami. Czy ceramika, którą Pani wykorzystuje, umożliwia pełne wyrażenie siebie w biżuterii?

Dziękuję za słowa uznania. Tak jak już wspominałam technika ceramiki daje mi duże możliwości kreowania, mogę zrobić każdy kształt, uzyskać tysiące mieniących się barw, wymaga to wysiłku, ale podejmuję go i odpoczywam dopiero jak cel estetyczny jest osiągnięty. Muszę przyznać, że cierpię na przypadłość zwaną perfekcjonizmem. Wszystko musi do siebie pasować, a że jestem kolorystką i realizuję podczas projektowania również pasję rzeźbiarską łączę to w całość i powstaje właśnie jeden organizm, który żyje. Wybrałam mniej uczęszczaną ścieżkę i nie zastanawiam się dlaczego, ale uważam że projektant nie może osiąść na laurach, wpaść w samouwielbienie i wspominać jak to dawniej cudnie bywało. Tak – moja biżuteria zmienia się tematycznie, ale za tym idzie postęp na wielu płaszczyznach – technologicznej, jakościowej i właśnie rozwój uważam za swój największy sukces.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Marta Andrzejczak