Rozmowa z Marią Magdaleną Kwiatkiewicz,
współwłaścicielką Galerii YES i miłośniczką biżuterii, o polskim rynku jubilerskim
Niemal dwuletni czas pandemii zmienił oblicze branży złotniczej na całym świecie, niosąc korzyści, ale także powodując spore problemy. Jak według pani będzie rozwijała się polska sztuka złotnicza w tej nowej rzeczywistości?
Czas pandemii, który jeszcze nie całkiem minął, rzeczywiście przyniósł wiele zmian. Osobiście jednak staram się dostrzegać głównie te pozytywne, a więc przyspieszony rozwój sfery online, uruchomienie nowych narzędzi komunikacji z odbiorcami i mimo wszystko więcej czasu na konsumpcję sztuki. W kontekście sztuki złotniczej warto zwrócić uwagę także na kreatywność artystów, którzy w ciągu dwóch ostatnich lat pokazali nam wiele prac przepełnionych empatią i wrażliwością na otaczający nas świat.
Myślę więc, że przyszłość sztuki złotniczej będzie zmierzała w kierunku uważności – zarówno w procesach twórczych, jak i w pracy z odbiorcami. Przekonaliśmy się, że personalizacja nie jest trudna, a dostępne drogi komunikowania się pozwalają nam na bezpośredni i choć nie fizyczny, ale jednak bardzo osobisty kontakt. Od dłuższego czasu, jeszcze sprzed pandemii, obserwujemy silny nurt sięgania po materie organiczne w sztuce złotniczej. Teraz jednak nabrały one znacznie głębszej symboliki, skłaniającej nas ku refleksji o podstawowych wartościach, korzeniach, sensie istnienia i zasadności obranych kierunków rozwoju.
W ostatnim czasie Polacy znacznie chętnej decydują się na zakupy biżuterii w sklepach online. Czy według pani w dłuższej perspektywie zjawisko to będzie miało korzystny wpływ na polskie złotnictwo?
Niektórych procesów nie unikniemy, dlatego nie warto rozważać ich w kategoriach dobra i zła. Sprzedaż online jest już standardem, a możliwość dokonywania zakupów stacjonarnych w galeriach sztuki złotniczej to niewątpliwy luksus. Co ciekawe, nie dzieje się tak tylko w Polsce. Na całym świecie młodsze pokolenie przenosi wiele sfer swojego życia do sieci, czyniąc je bardziej ekonomicznymi czasowo i finansowo. Zdecydowanie jednak myślę, że ludzie nie będą chcieli zrezygnować całkowicie ze spotkań osobistych, nawet jeśli będą się one sprowadzać wyłącznie do zakupów. Wszystkie przejawy autorskiej sztuki użytkowej wiążą się z osobą twórcy, który uwiarygodnia swoje dzieła.
Możliwość spotkania się z nim osobiście to prawdziwy rarytas. Równie dobrze tę rolę odgrywają galerie sztuki, dzieląc się historiami o twórcy, źródłach jego inspiracji i rozwoju artystycznym. Korzystny wpływ na polskie złotnictwo może wywrzeć internetowe universum. Dziś nie ma już barier – ani językowych, ani geograficznych. Jednym kliknięciem możemy dokonywać transakcji na całym świecie, a nasi artyści często te okoliczności umiejętnie wykorzystują. Liczę również, że w myśl patriotyzmu lokalnego, przede wszystkim rodacy docenią niezwykłość polskiej sztuki złotniczej, nauczą się ją odczytywać i dostrzegą jej niezwykłe walory estetyczne.
Do świata wirtualnego swoją działalność przeniosły nie tylko sklepy z biżuterią, ale także galerie i muzea, które organizują w nim wystawy czy pokazy biżuterii artystycznej. Jak ocenia pani to zjawisko? Czy biżuteria artystyczna może zaistnieć w pełnej krasie w świecie cyfrowym?
Tak długo, jak to będzie możliwe, priorytetem Galerii YES, która od 24 lat promuje polską sztukę złotniczą, będzie stwarzanie okazji do osobistych spotkań z biżuterią oraz jej twórcami. I tu nie chodzi o brak możliwości przygotowania hologramów czy filmików w wersji 360, ale o kultywowanie podstawowego atutu biżuterii – relacji z ludzkim ciałem, interaktywności i sensualności. Nawet jeśli mówimy o sztuce konceptualnej, która bywa pozbawiona znamion użytkowości, to i tak kontekst ciała się pojawia jako immanentna część procesu twórczego i jego efektów. Odpowiadając zatem na pytanie – tak, biżuteria może zaistnieć w świecie wirtualnym w pełnej krasie, bo wyeksponowanie jej piękna nie jest trudne. Czy to jednak będzie miało głębszy sens – nie, ponieważ biżuteria i ciało są spójne nie tylko w filozoficznym wymiarze.
Galeria YES, której jest pani właścicielką, niezwykle szybko dostosowała swoją ofertę do potrzeb rynku i nie pozwoliła, aby Polacy zapomnieli o biżuterii artystycznej. Jak udało się to osiągnąć i jakie działania ma pani w planach w najbliższej przyszłości?
Zdecydowanie czas restrykcji i ograniczeń był dla nas trudny, ponieważ na długo galerie sztuki pozbawione były możliwości goszczenia zwiedzających. Miało to wpływ na morale zespołu, który jednak szybko zagospodarował powstałą niszę, przenosząc wydarzenia do sfery internetu. Organizowanym wystawom towarzyszyły prezentacje online, a wernisaże realizowaliśmy w postaci filmów. Znaleźliśmy ponadto czas na przygotowywanie wywiadów z artystami oraz krótkich prezentacji na temat unikatowej biżuterii z mojej kolekcji. Bieżący kontakt ze społecznością zbudowaną wokół Galerii YES podtrzymywaliśmy za pomocą mediów społecznościowych, a sprzedaż realizowaliśmy w znacznej mierze online.
Mocno jednak wierzyliśmy, że to sytuacja tymczasowa, dlatego w blokach startowych czekała na swoją odsłonę wystawa „Głos kobiet”. To jeden z najważniejszych realizowanych przez nas projektów. Napawa nas dumą to, że polskie artystki zechciały się podzielić swoimi refleksjami na temat kobiecości. Dziękujemy! Obecnie nasze plany koncentrują się na przyszłym roku i jubileuszu Galerii YES, która świętować będzie 25 lat swojego istnienia. Na pewno nie zrezygnujemy z łączenia działań analogowych oraz cyfrowych, dzięki którym możemy dzielić się sztuką złotniczą z szerszym gronem odbiorców.
Wszyscy niepokoimy się trwającym konfliktem wojennym za naszą wschodnią granicą. Czy pani zdaniem wojna w Ukrainie odciśnie swoje piętno na polskim rynku biżuterii artystycznej?
Ta wojna odciśnie piętno w każdej sferze życia, i to nie tylko Polaków. Wierzę jednak mocno w to, że poza wywarciem negatywnych skutków ekonomicznych, uwrażliwi nas jeszcze bardziej na drugiego człowieka. W sferze bardziej przyziemnej, zakupowej, widzimy, że biżuteria autorska nie ma obecnie łatwych warunków. Klienci często pytają o wyroby ze złota, które ze względu na kruszec mają walory inwestycyjne. Inwestowanie w sztukę złotniczą jest jeszcze bardziej niż na początku swojej drogi. Życzę więc nam wszystkim, aby wieloletni wysiłek, jaki całe środowisko wkłada w promocję złotnictwa, przekuł się wreszcie na ten aspekt!
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Marta Andrzejczak