10 grudnia w Muzeum Bursztynu w Warszawie miało miejsce niezwykle wydarzenie – wernisaż wystawy Na wschód od bursztynu autorstwa Maryli Dubiel. Artystka zaprezentowała na nim swoją najnowszą kolekcję biżuterii, która zachwyciła licznie zgromadzoną publiczność. Wystawę można zobaczyć do 31 stycznia.
Biżuteria Maryli Dubiel powstała w wyniku połączenia, wydawałoby się niepasujących do siebie, materiałów jubilerskich: pereł, bursztynu i cyrkonii. Dzięki temu zabiegowi udało się jej ukryć w delikatnej biżuterii głębię swojego przesłania.
Bursztyn i perła
Maryla Dubiel w swojej twórczości wykorzystuje zarówno bursztyn, jak i perły, jednak po raz pierwszy zaprezentowała szerokiemu gronu odbiorców biżuterię wykonaną z dwóch jej ulubionych materiałów. Jak sama podkreśla, wpływ na jej twórczość mają częste pobyty w Chinach. Inspiracje Wschodem, tamtejszą kulturą i sztuką, pozwoliły Maryli Dubiel na eksperyment. Ukazała bowiem swoją twórczość w zupełnie innym świetle. Jej biżuteria przemówiła. Projektantka postanowiła wyeksponować bursztyn, starannie wybierając poszczególne okazy, których kształt został przełamany delikatną fakturą perły. Niejednokrotnie w jej pracach bursztyn otrzymuje nową oprawę – perłową, która pozwala na wydobycie lekkości tego niezwykłego materiału jubilerskiego. Biżuteria zaprezentowana na wystawie „Na wschód od bursztynu” zaskakuje, pozwala na nowo odkryć bursztyn. Znakiem rozpoznawczym artystki jest minimalizm i także w najnowszej jej kolekcji możemy go odnaleźć. Należy zauważyć, że Maryla Dubiel biżuterię projektuje od 1994 roku. W 1998 roku otworzyła galerię w Warszawie, gdzie prezentuje swoje kolekcje oraz prace czołowych polskich projektantów. Brała udział w ponad 30 wystawach oraz konkursach w kraju i na świecie, między innymi w Warszawie, Legnicy, Krakowie, Kazimierzu Dolnym, Gdańsku, Berlinie, Bremie, Kolonii, Monachium, Nowym Jorku, Kopenhadze, Florencji, Londynie, Mediolanie i wielu innych. Jej prace znajdują się w zbiorach Muzeum Sztuki Złotniczej w Kazimierzu Dolnym. Muzeum Bursztynu Na uwagę zasługuje także miejsce, gdzie można podziwiać prace artystki. Ukazanie bursztynowej biżuterii w Muzeum Bursztynu w Warszawie jest pomysłem idealnym. Nowe miejsce na warszawskim szlaku biżuterii autorskiej robi wrażenie. Muzeum Bursztynu w Warszawie od początku swojego istnienia prowadzi działalność edukacyjną, upowszechniającą wiedzę o bursztynie. Wstęp do muzeum jest bezpłatny, dzięki czemu każdy może zgłębić wiedzę na temat bursztynu oraz do 31 stycznia zobaczyć prace Maryli Dubiel, do czego z całego serca namawiam.
22 września w budynku galerii Willa przy ul. Wólczańskiej 31 w Łodzi odbyła się interesująca wystawa. Ekspozycja składała się głównie z biżuterii wykonanej przez dawnych studentów Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych (obecnie Akademii Sztuk Pięknych im. Wł. Strzemińskiego w Łodzi) oraz z ośmiu unikatowych eksponatów sygnowanych przez Helenę Kowalewicz-Wegner.
Lena Kowalewicz-Wegner to niezwykle barwna postać, w szczególny sposób związana z historią łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Twórczość Leny Kowalewicz wpisuje się w prąd polskich awangardzistów z Władysławem Strzemińskim i Katarzyną Kobro na czele. Znaczny wpływ na artystkę wywarła również sztuka jej męża Stefana Wegnera. Lena była wszechstronnie uzdolniona, nie ograniczała swoich działań twórczych do jednej dyscypliny: poza malarstwem czy rzeźbą świetnie odnalazła się w świecie biżuterii.
Trochę historii
Helena Kowalewicz-Wegner urodziła się w 1924 roku w Wilnie. Studiowała w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi, gdzie w 1959 roku założyła pierwszą w Polsce Pracownię Drobnych Form (obecnie Katedrę Biżuterii). Sama artystka opracowała autorską metodę kształcenia, którą stosowała na swoich studentach. Składała się ona z sześciu głównych zasad: „podstawą kształtowania współczesnej biżuterii jest myślenie abstrakcyjno- przestrzenno-rzeźbiarskie; przeciwstawianie się zdobieniu i powierzchownej estetyce przedmiotu z położeniem nacisku na precyzyjne budowanie formy w oparciu o założenia sztuki czystej; wydobywanie charakterystycznych cech surowca, unikanie imitacji oraz budowanie formy w logicznym związku z użytym tworzywem; podkreślanie współzależności charakteru ubioru, biżuterii, typu urody; indywidualizacja procesu nauczania w stosunku do poszczególnych studentów celem wydobycia ich zróżnicowanych predyspozycji twórczych oraz nawiązanie do doświadczeń wyniesionych z pracowni ogólnych i przenoszenie doświadczeń zdobytych w pracowni biżuterii na inne dziedziny sztuki”. Niezwykle ważne w metodzie nauczenia Leny Kowalewicz-Wegner było właśnie to indywidualne podejście do studentów. Dla niej sztuka piękna i sztuka projektowa były dziedzinami stojącymi z sobą ramię w ramię. Jedna mogła czerpać doświadczenie z drugiej i prowadzić do stworzenia przedmiotu doskonale wpisującego się w pojęcie sztuki wysokiej, opartego o zasady kompozycji, kontrastu, rytmu. Dla artystki nie bez znaczenia była również relacja między biżuterią a ludzkim ciałem – w jej pracowni studenci musieli zmierzyć się między innymi z ćwiczeniem badającym zależności między ludzką sylwetką a zaprojektowanym przedmiotem.
Wystawa prac
Przygaszone światła, elegancko ubrani goście, przytłumione rozmowy nad szklanymi gablotami – tak witała nas wystawa w dniu wernisażu. Do głównego pomieszczenia prowadziły schody przyozdobione czerwonym dywanem, po prawej stronie, na małym stoliku, rozdawane były wydru kowane informacje o autorach i historii prezentowanych prac. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to dbałość o szczegóły: przemyślane podświetlenie biżuterii eksponowanej w kontekście przepięknych, czarno-białych fotografii z lat 60-tych. Widać było, że ktoś poświęcił wiele czasu i serca, by każde z dzieł należycie podkreślić. Inicjatorami, dzięki którym odbyła się wystawa, byli Sergiusz Kuchczyński oraz Olga Podfilipska- Krysińska. To oni spędzili wiele godzin przeszukując archiwa Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, Centralnego Muzeum Włókiennictwa oraz Muzeum Miasta Łodzi, tworząc wydarzenie. Moim zdaniem to niezwykle piękna inicjatywa, z której należy brać przykład – nie godzi się zapominać o korzeniach i nie przekazywać dalej wiedzy o początkach, wielkich ludziach i ich artystycznych dorobkach. Tak duży projekt wymagał oczywiście zaangażowania większej liczby osób niż tylko wspomniana dwójka kuratorów. Przy ekspozycji oraz oprawie graficznej wystawy pomagał Mariusz Andryszczyk, autor jednego z piękniej wydanych katalogów, jakie do tej pory miałam okazję widzieć. Teksty zamieszczone w katalogu są w języku polskim i angielskim. Zawiera on nie tylko zdjęcia prac, cytaty z osobistych notatek Leny Kowalewicz-Wegner czy fotografie biżuterii prezentowanej na modelkach – byłych studentkach WSSP. W wydanym albumie znajdziemy kolorowe szkice, projekty wykonane przez artystkę, archiwalne zdjęcia pracowni Leny Kowalewicz-Wegner oraz przede wszystkim bardzo dokładne opisy poszczególnych przedmiotów biżuteryjnych, kawał historii łódzkiego świata artystycznego z dawnych lat.
Tworzywo sztuczne, rezolan, bakelit, mosiądz
Tworzywo sztuczne, rezolan, bakelit, mosiądz jak również różnego rodzaju półprodukty, będące odpadami przemysłowymi, to materiały, które królowały w biżuterii projektowanej przez studentów w ówczesnej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi. Recykling, polegający na zastosowaniu powtarzalnych elementów pochodzących z fabryk, był podyktowany z jednej strony sytuacją państwa w tamtych latach, gdzie kontakt z zachodem był utrudniony, z drugiej otwartością samej Leny Kowalewicz- Wegner, która dostrzegła potencjał w czymś, co dla kogo innego było jedynie odpadem. To bardzo nowatorskie jak na tamten okres rozwiązanie, wzbudzało powszechne zainteresowanie. Wystawa Lena. Helena Kowalewicz-Wegner i łódzka szkoła projektowania biżuterii to nie tylko rarytas dla historyków sztuki badających dzieje polskich artystów. To przede wszystkim lekcja dla młodego pokolenia, które zyskało szanse na zetknięcie się z przedmiotami i historią, do której we własnym zakresie mogłoby nie dotrzeć. Dodatkowo aktualność prezentowanych obiektów, mimo upływu takiej ilości czasu, jest czymś, co może być bolesnym pstryczkiem w nos dla początkujących artystów, przekonanych, że odkryli swoim projektem Amerykę – nie mając bladego pojęcia o tym, że podobne rozwiązania były stosowane już pół wieku wcześniej.