Rozmowa z Jarosławem Westermarkiem, projektantem unikatowej biżuterii artystycznej, laureatem znaczących nagród w prestiżowych konkursach jubilerskich.
Polski Jubiler: Zacznę od pytania, czym dla pana jest biżuteria?
Jarosław Westermark: Odpowiem niejednoznacznie – jeśli ktoś uważa, że to co robię jest biżuterią, to sam definiuje to pojęcie. Ja po prostu robię przedmioty. Staram się, aby były one atrakcyjne wizualnie i artystycznie. Tworzę przedmioty, które nie są niezbędne do życia. Ich funkcją jest uzupełnienie stroju, zaznaczenie osobowości, i dające przyjemność w obcowaniu z nimi.
Co chce pan przekazać swoją biżuterią?
Nie mam przesłania, nie komunikuję się ze światem za pośrednictwem biżuterii, co najwyżej się dzięki niej uzewnętrzniam. Nigdy nie oczekuję informacji zwrotnej – oczywiście sprawia mi przyjemność, jeśli moje prace się podobają. Jednak nie narzucam nikomu swojej estetyki. Lubię innowacyjność, nie boję się nowych technik, kreacji stylistycznych, zmian środków wyrazu. Sądzę, że to co robię jest dla wszystkich zrozumiałe.
Poza przedmiotami, które można nosić, tworzy pan również obiekty biżuteryjne. Czym one są i w jakim celu powstają?
Nikt nie wie, czym jest obiekt biżuteryjny – znacznie łatwiej powiedzieć czym nie jest: przedmiotem dającym się używać wygodnie. A więc obiekty biżuteryjne to przedmioty, które będą jedynie udawały, że można ich używać, a w rzeczywistości będą nadawały się tylko do oglądania. Z myślą o konkursach tworzę małe formy, w których można się najlepiej wypowiedzieć, na przykład pierścionki, nie zawsze dbając o funkcjonalność.
Dlaczego bierze pan udział w różnego rodzaju konkursach?
Lubię uczestniczyć w konkursach, lubię współzawodnictwo. Staram się odpowiedzieć na wyzwanie zawarte w temacie. Czasami waham się, czy ulec tendencjom, czy zachować swoją osobowość, ale jak przychodzi do realizacji, to wybieram zawsze swoją drogę i nie dopasowuję się do trendów. Nawet jeśli moje prace przechodzą niezauważone, lub są krytykowane, to ponieważ jestem przekonany o ich wartości, nie czuję się z tym źle.
Skąd czerpie pan inspiracje?
Nie wiem, stąd się biorą pomysły. Jestem nimi za każdym razem zaskoczony. Nagle przychodzi impuls, inwencja twórcza, która nakazuje mi działać. A jak przebiega u pana proces twórczy? Nie rysuję projektów, gdyż mogę wyobrazić sobie proces realizacji. Mogę „zrobić” dany przedmiot w wyobraźni. Staram się nie dostosowywać przedmiotu do możliwości wykonawczych, raczej pogłębiam umiejętności, żeby dany projekt zrealizować. Często zdarza się, że ktoś opanował podstawy pewnej technologii, a potem realizacje jego prac krążą wyłącznie wokół zdobytych umiejętności, co praktycznie uniemożliwia dalszy rozwój.
Gdzie nauczył się pan warsztatu złotnika?
Jestem samoukiem, któremu pomogła wyobraźnia, intuicja i zdolności manualne. Na początku drogi ku złotnictwu przeczytałem książkę Franciszka Zastawniaka, która dała mi wiedzę teoretyczną. Później była już praktyka – próby, błędy. Wiele, wiele prób…
Biżuterią zajmuje się pan prawie czterdzieści lat. Jak z perspektywy czasu ocenia pan zmiany, jakie dokonały się na rynku jubilerskim?
Kiedy zaczynałem, problemem była dostępność materiałów i narzędzi. Miało to swoje dobre strony. Z racji ograniczonej ilości materiału każdy projekt był przemyślany i bardzo starannie wykonany. Sprzedawaliśmy swoje pomysły zaklęte w metalu szlachetnym. Były to wypracowane, charakterystyczne dla danego twórcy małe dzieła sztuki. Widać to było chociażby na konkursach w Legnicy. Pojawienie się na rynku nowoczesnych technologii, na przykład drukarek 3D, tworzących modele do odlewów, czy programów komputerowych do projektowania biżuterii, które pozwalają stworzyć przedmioty, kiedyś niewykonalne, zmieniło rynek. Teraz często jest to po prostu produkcja masowa.
Czy dobrze rozumiem – biżuteria artystyczna to dla pana biżuteria z metalu szlachetnego?
Uważam, że piękny, dobrze zrobiony przedmiot z plastiku, drewna czy papieru może być biżuterią, w przeciwieństwie do przedmiotu zrobionego byle jak i z byle czego. Przychylam się jednak do opinii, że biżuteria artystyczna to przedmioty wykonane z wartościowych materiałów, które uzasadniają wkładaną w nie pracę. Kiedy realizuję ciekawy projekt pierścionka z surowym diamentem ozdobionym brylantami i mam spędzić nad nim wiele godzin, to wykonanie go z mosiądzu byłoby dla mnie nielogiczne. Wybiorę raczej platynę, złoto, ewentualnie srebro.
Jak wobec powyższego należy traktować złotą czy srebrną biżuterię masową, produkowaną na szeroką skalę np. w Chinach?
Jeżeli jest na nią popyt to znaczy, że jest potrzebna.
Jak widzi pan zatem przyszłość branży?
Nie czuję się znawcą branży. Robię to, co lubię. Swoją przyszłość jako projektanta widzę w rzeźbie.
Co uważa pan za swój największy sukces?
Nigdy nie wartościowałem swoich sukcesów. W ubiegłym roku podczas targów Złoto Srebro Czas przyznano mi tytuł Projektanta 25-lecia. Było to bardzo miłe.
I na koniec pytanie, jaki materiał jest pana ulubionym?
Najbardziej lubię pracować w metalach szlachetnych, szczególnie w złocie.
A ulubiony kamień?
Diament.