Rozmowa z Tomaszem Zaremskim, projektantem biżuterii.
Polski Jubiler: Pana rodzice – Jadwiga i Jerzy Zaremscy – byli prekursorami tworzącymi polską biżuterię autorską, a także prowadzili najsłynniejszą w Warszawie pracownię biżuterii. Ich prace prezentowane były na wystawach w Polsce oraz poza jej granicami, gdzie zawsze spotykały się z entuzjastycznym przyjęciem zarówno publiczności, jak i kuratorów. Zaprezentowane zostały w Zachęcie na pierwszej w Polsce indywidualnej wystawie poświęconej biżuterii i jej twórcom. Jak z pana perspektywy wyglądała ich droga ku, chyba można tak powiedzieć, wielkiemu sukcesowi?
Tomasz Zaremski: W moim odczuciu rodzice byli pierwszymi artystami plastykami, którzy skoncentrowali się na tej dziedzinie sztuki. Ich fascynacja biżuterią zaowocowała poszukiwaniem nowych rozwiązań technologicznych i sprawiła, że stali się oni rozpoznawalni w środowisku. Należy pamiętać, że te kilkadziesiąt lat temu, kiedy zajmowali się tworzeniem biżuterii, zajęcie to było bardzo ważne nie tylko dla projektanta, ale także dla społeczeństwa. Wystawa w Zachęcie, która odbyła się w 1979 roku, była rzeczywiście pierwszą w Polsce tego typu wystawą. Podziwiam rodziców za pracowitość, gdyż udało im się zgromadzić ogromną kolekcję obiektów biżuteryjnych i zaprezentować je publiczności.
Można zatem powiedzieć, że zamiłowanie oraz talent do tworzenia biżuterii ma pan we krwi. Jak wyglądała pana droga ku biżuterii? Jak został pan jej twórcą?
Byłem dość sprawny manualnie. Z wykształcenia jestem chemikiem, przez lata pracowałem na Uniwersytecie Warszawskim. Jednak zaletą tworzenia biżuterii był dość szybki efekt – od pomysłu do jego finalizacji mija zaledwie kilka godzin, natomiast w chemii ten sam proces trwa miesiące, a nawet lata.
A czy wykształcenie chemiczne pomaga przy tworzeniu biżuterii?
Każde wykształcenie pomaga, ale nie przywiązywałem do tego wagi. Pracę magisterską pisałem o krystalizacji, co spowodowało, że do niedawna dotykałem kamieni.
Jak udało się panu wypracować swój styl?
Moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak praca nad własnym stylem. Bliżej jest mi do „teorii błysku”, zgodnie z którą pomysł na wykonanie biżuterii pojawia się, a potem należy pracować nad jego realizacją. Wykonując biżuterię stajemy przed trudnościami technicznymi, kłopotami z materiałem. W zasadzie gdybyśmy mieli zrobić doskonałe powtórzenie idei, to bezcelowe byłoby jej realizowanie. Moim zdaniem „styl” wynika z charakteru, wykształcenia, sposobu bycia, a nie jest końcowym efektem świadomego działania.
Dlaczego biżuteria była tak wysoko ceniona w PRL?
System polityczny w Polsce w czasach powojennych przyczynił się w jakimś stopniu do rozwoju sztuki biżuterii. Nasz rynek sztuki przez lata był rynkiem pamiątkarskim. Dużą część klientów stanowiły osoby z Zachodu, które przyjeżdżały do Polski, wchodziły do Desy i kupowały niemal wszystko, co im się podobało. Nie przykładały uwagi, czy twórca danej pracy ma na koncie kilka wystaw w Zachęcie, czy nie. Można powiedzieć, że żyliśmy w czasach, kiedy dwa światy – nasz oraz zachodni – przenikały się, co było przyczyną powstania sytuacji nieprawdziwej. Sztuka użytkowa, plastyka, była przez ówczesny system polityczny traktowana nie do końca poważnie. Zauważmy, że architekci musieli siedzieć w pracowniach architektonicznych, pod czujnym okiem, a plastycy mogli żyć własnym życiem. Funkcjonowali niemal obok systemu, mieli dość dużą swobodę.
Czy oznacza to, że klienci inwestowali w biżuterię, podobnie jak w malarstwo, a jej twórców rozpoznawali?
Można tak powiedzieć, ale artyści plastycy znani byli tylko lokalnie, gdyż funkcjonowały tylko rynki lokalne. Nazwisko moich rodziców rozpoznawalne było głównie w Warszawie. Oczywiście mogli funkcjonować gdzieindziej, ale logistyczna operacja przewiezienia biżuterii, dostarczenia ich do innych miast była niemal niemożliwa. A po upadku systemu na naszych oczach rynek z lokalnego zmienił się w globalny.
Kim jest dla pana artysta?
Artysta i twórca to nadużywane współcześnie wyrazy, których znaczenie się zdewaluowało. W Polsce mamy problem z terminologią. Projektant sensu stricte musi być osobą wykształconą, żeby jego projekt został gdzieś wdrożony. Artysta moim zdaniem ma przekazać myśl, idee, a projektant estetykę. A co najważniejsze – biżuteria według mnie – nie jest optymalnym medium do uprawiania dzisiaj sztuki współczesnej.
Co wobec tego oznacza pojęcie „biżuteria”?
Biżuterię należy podzielić na biżuterię dla siebie i biżuterię na pokaz. Biżuteria dla siebie jest przedmiotem osobistym, jest niewidoczna, symboliczna, tej na pokaz nie widzimy – jest na zewnątrz, nie jest dla użytkownika. Biżuterii dla siebie nie widać, w przeciwieństwie do tej na pokaz, której sami nie widzimy, np. naszyjnik na szyi widzimy tylko w lustrze. Kontemplować możemy coś co znajduje się na dłoni albo na ręce, a nie na szyi. Dlatego też uważam, że biżuteria jest przedmiotem, który został wykonany. Może się podobać albo nie, ma swoje znaczenie, ale nie wywoła emocji.
Jednak biżuteria wywołuje emocje.
Moim zdaniem nie do końca. Uważam, że większe emocje wywołuje wartość biżuterii. Nie ma wystawy, która wywołałaby większe podekscytowanie niż położona w gablocie tona złota. Obszarem, gdzie biżuteria może grać w tak oczywisty sposób, jest jej wartość. Można z niej szydzić, można ją deprecjonować, można nią grać. Rozmowa o wartości, o cenie jest językiem tej dziedziny.
Czy zatem biżuterię należy definiować poprzez jej wartość?
Na początku lat 70. w Wiedniu powstała Galeria sprzedaży VV, w której po raz pierwszy widziałem biżuterię wykonaną z filcu, papieru, czyli z materiałów tanich. Twórcy i użytkownicy odrzucili wartość biżuterii. Biżuteria ta dedykowana była odpowiednikowi naszej inteligencji. A ideą, jaka przyświecała jej twórcom, było odejście od wartości materiału.
Dlaczego zatem biżuteria wykonana z plastiku, filcu potrafi tak dużą wartość?
To jest jednak zupełnie inna historia. Aby osiągała ona takie ceny, musi zostać wykreowana. Musi zadziałać reklama. Dzisiejsze czasy dają możliwość wykreowania bezwartościowego produktu i sprzedania go za wysoką cenę. A to sprawia, że po wykreowaniu ma on wartość. Co ciekawe, w latach 70. i 80. dla użytkowników reklama miała dużo mniejsze znaczenie, kupowano taki rodzaj biżuterii, jaki odpowiadał gustom użytkowników. Nie działały prawa rynkowe.
W jaki sposób wobec powyższego należy oceniać biżuterię? Czy wartość biżuterii powinna zależeć od wartości materiałów użytych do jej wykonania?
W dzisiejszych czasach cenę biżuterii ustala rynek.