Artykuły z działu

Przeglądasz dział OPINIE (id:131)
w numerze OPINIE (id:131)

Ilość artykułów w dziale: 8

Dlaczego złoto inwestycyjne TAK, a złoto lokacyjne TAK,TAK,TAK

Polska i Węgry zakupiły ostatnio ponad 40 ton złota, a cała sprawa nikogo specjalnie nie obeszła. Nikt specjalnie nie dopytywał się ani prezesa Narodowego Banku Węgier György’a Matolcsy’ego, ani prezesa NBP Adama Glapińskiego, dlaczego Węgry, a wcześniej Polska zwiększają swoje rezerwy złota? Prezes Glapiński, który nie chciał komentować kwestii zwiększenia rezerw, ograniczył się jedynie do lakonicznego stwierdzenia, że jest to „sposób na poprawę bezpieczeństwa narodowego bogactwa oraz ukłon w stronę historii”.

pj-2018-06v-19

Jak fakt stania się Polski jednym z największych producentów srebra, a KGHM największym światowym kombinatem produkującym srebro, można byłoby wykorzystać dla poprawy bezpieczeństwa narodowego Polski? Musimy cofnąć się jakieś ćwierć wieku do okresu, gdy wybijaliśmy się na niepodległość po 45 latach zniewolenia przez system komunistyczny. Zastanówmy się, co by się stało, gdybyśmy wtedy wykorzystali alternatywny względem „terapii wstrząsowej” prof. Jeffreya Sachsa projekt amerykańskiego ekonomisty rumuńskiego pochodzenia prof. Anghela N. Ruginy. Projekt prof. Ruginy, prezydenta stowarzyszenia International Society for the Intercommunication of New Ideas (ISINI), został zgłoszony polskim władzom w 1989 r. Dawał on szansę na „cud gospodarczy” w kraju socjalistycznym. Dawał Polsce i Polakom systemową szansę ochrony przed wszelkiego rodzaju spekulantami i spekulacjami oraz przed wyzyskiem przez obce korporacje i firmy państwowe czy prywatne. Dawał możliwość zabezpieczenia największego narodowego bogactwa, jakim jest niepodległość, oraz możliwość pójścia o krok dalej i wybicia się na suwerenność.

pj-2018-06v-21

International Society for the Intercommunication of New Ideas

Przypomnijmy sobie zatem założenia tego projektu. Zakładał on suwerenną emisję waluty, nowego złotego opartego na posiadanych przez Polskę zasobach srebra, który mógł być zrealizowany w sytuacji zaniechania pomysłu wyprzedaży wydobywanych przez KGHM zasobów naturalnych takich jak miedź lub pozyskiwanych z procesów produkcyjnych metali szlachetnych takich jak srebro czy złoto. W grę wchodzić mogły również produkowane metale strategiczne jak wolfram, ren czy molibden. Projekt zakładał: 1) oficjalny parytet nowej srebrnej złotówki, który równałby się 50 proc. uncji międzynarodowej, tj. 218,75 g srebra, co ustanawiałoby oficjalną cenę srebra na 2 nowe złote równoważne jednej uncji międzynarodowej srebra (28,3 g); 2) przekształcenie ówczesnego NBP w instytucję prawnie niezależną, której powierzy się emisję oficjalnego pieniądza, pieniądza w postaci wymiernej, waluty swobodnie wymienialnej na srebro; 3) ochronę banku centralnego, jakim stałby się NBP, przed bezpośrednim lub pośrednim wpływem mającego trudności natury budżetowej rządu oraz krajowych i zagranicznych banków komercyjnych, które – jak wiemy – indywidualnie mogą dopuszczać się różnych niegodziwości w zarządzaniu powierzonymi im funduszami. Założenia te dawały też gwarancję, że nowa srebrna złotówka nie będzie przedmiotem manipulacji przez pozostających u władzy polityków ani też spekulantów w kraju i poza jego granicami. Wprowadzenie srebrnego standardu złotówki oraz spełnienie innych warunków równowagi ogólnej dawało szansę, aby rząd polski, bank centralny oraz społeczeństwo nie obawiało się o funkcjonowanie gospodarki oraz finansów ze względu na uwarunkowania zewnętrzne czy wewnętrzne, aby stowarzyszenie i współdziałanie ze Wspólnotą Europejską, a szczególnie z jej głównymi członkami, odbywało się na poziomie suwerennego i niezależnego państwa.

pj-2018-06v-20

Wykorzystać walory złota

Przez ostatni rok cyklem felietonów chciałem przybliżyć tematykę inwestycji w złoto inwestycyjne. Chciałem nauczyć państwa, czym jest oraz do czego służy złoto, odróżniania jego rodzajów, a wśród nich w szczególności złota lokacyjnego. O ile złoto jako takie obroniło się samo i udowodniło, dlaczego ono, a nie inne aktywa, przez 6,5 tys. lat historii pieniądza dawało stabilność, o tyle nawiązania do faktów historycznych z ostatnich 100 lat miały na celu zwrócenie uwagi na to, jak wykorzystać walory złota jako inwestycji nie tylko przenoszącej wartość w czasie i zabezpieczającej stan posiadania czy budującej podstawowe bezpieczeństwo, ale przede wszystkim jak, opierając się na metalach szlachetnych, budować bogactwo jego posiadacza. Zdobyta wiedza powinna pomóc swobodnie poruszać się pomiędzy rodzajami złota po to, by wybierając złoto inwestycyjne, odróżnić, do czego służy drobne złoto inwestycyjne, a czym jest i jak wykorzystywane jest złoto inwestycyjne tzw. lokacyjne. Chciałbym jednak pójść dalej z pomysłem dotarcia ze złotem lokacyjnym „pod strzechy” i dlatego w pierwszym kwartale nowego roku ukaże się książka „Pokolenie złotych rentierów. Podręcznik świadomego zarządzania własnym bogactwem z ćwiczeniami”. Będzie on nie tylko czystą ofertą popartą 25-letnimi doświadczeniami inwestycyjnymi z polskiego rynku kapitałowego, ale także inspiracją dla wielu, jak radzić sobie z niełatwym tematem zarządzania własnymi środkami finansowymi w swoim gospodarstwie domowym.

Czesław Dec – praktyk biznesu i niezależny przedsiębiorca

Droższe od złota

Ostatnio na łamach „Polskiego Jubilera” w jednym z artykułów przeczytałem, że pierwszymi sygnałami nadchodzącej rewolucji w świecie biżuterii jest to, iż cytuję: „starzejące się społeczeństwa przeznaczają znacznie mniej środków finansowych na zakup luksusowej biżuterii. A młodzi ludzie są nią coraz mniej zainteresowani. Nie traktują jej bowiem ani jako lokaty kapitału, ani jako przedmiotu podkreślającego status społeczny posiadacza”.

pj-2018-06a-17

Trudno się z tym nie zgodzić, jednak zadajmy sobie pytanie: dlaczego tak się dzieje? Dlaczego młodzi ludzie nie rozumieją słowa „posiadacz” i „posiadać”, a lokata kapitału bardziej kojarzy się im z kupnem mieszkania na kredyt hipoteczny niż z posiadaniem majątku. Otóż źle stawiane akcenty nad definicjami poszczególnych słów, lekceważące podejście do życia finansowego obywateli przez państwo, firmy i przedsiębiorstwa, system szkolnictwa, brak edukacji rodzinnej w tym zakresie prowadzą do niezrozumienia tej tematyki, a tym samym do jej odrzucenia jako mało przejrzystej dla młodego pokolenia.

Metale strategiczne

To pokolenie nie rozumie wszystkich spłaszczonych, niby to dla nich i dla ich lepszego zrozumienia, definicji. Dotyczy to tak samo definicji biżuterii, spłaszczonej wyłącznie do jej atrybutu, jakim jest funkcja zdobnicza ciała lub stroju, sugerująca, że może nią być każdy przedmiot użyty do celów zdobniczych, bez koncentrowania się na formie artystycznej, mistrzostwie wykonania czy materiale, z jakiego został wykonany, jak również definicji złota inwestycyjnego, spłaszczonej wyłącznie do propozycji zakupów drobnego złota inwestycyjnego służącego na jednorazowe prezenty urodzinowe czy komunijne, bo nawet nie do budowania bezpieczeństwa, a tym bardziej nie do trwałego budowania dobrobytu, majątku. Takie spłaszczanie definicji wypacza i eliminuje z użycia cały segment najwartościowszego złota lokacyjnego o standardzie Good Delivery, nadanym mu przez Londyńskie Stowarzyszenie Handlu Kruszcami (LBMA), służącego do budowania majątku.

Dlaczego? Czy dlatego, żeby mimo wszystko ograniczyć i tak ograniczony dostęp do tego rozwiązania? A co zatem z dostępem do metali ziem rzadkich, metali strategicznych? Złotnictwo coraz szerzej korzysta z najnowszych technologii, sięgając po laser i sproszkowaną postać złota czy srebra, by można było tworzyć wyjątkowe formy. Wykorzystuje metale o zgoła odmiennych właściwościach, by uzyskiwać w efekcie już nie tylko złoto o tej czy innej próbie, ale sprawiać, by było ono białe, żółte, różowe, zielone, niebieskie, fioletowe czy czarne. Sięga się po stal damasceńską, tytan czy wolfram, o platynie czy palladzie nie wspominając, by łączyć te metale, tworząc kontrasty.

Inwestycje poszły jeszcze dalej. Dostrzeżono olbrzymi potencjał tkwiący w inwestycjach w metale ziem rzadkich (REE ), takich jak: skand, itr, lantan, cer, prazeodym, neodym, promet, samar, europ, gadolin, terb, dysproz, holm, erb, tul, iterb i lutet, bez których najnowsze technologie nie mogłyby się rozwijać. Metale strategiczne, jak: ren, german, cyrkon, molibden, ind, gal, hafn, bizmut, tantal, tellur, kobalt czy wolfram, to jeszcze ciekawsze aktywa. 95 proc. nowoczesnych technologii przestałoby funkcjonować bez dopływu tych pierwiastków do produkcji. Urządzenia stosowane w branży energetycznej, elektronicznej, medycznej, motoryzacyjnej, wojskowej czy kosmicznej nie mogą obejść się bez metali strategicznych oraz metali ziem rzadkich. Europ (technologia jądrowa), ind (przemysł półprzewodników), iterb (płyty ogniw słonecznych), gal (produkcja ekranów ciekłokrystalicznych), hafn (chipy komputerowe), tantal (smartfony, komputery, sprzęt medyczny), molibden (inżynieria lotnicza i kosmiczna) czy lantan (pojazdy o napędzie hybrydowym), ren (technologie kosmiczne i zbrojeniowe). To oczywiście tylko początek listy metali, dla których nikt nie znalazł tańszych substytutów.

Cena metalu ustalona przez wolny rynek

Zapewne nie wszyscy słyszeli o takich metalach i ich zastosowaniach, a wyobraźmy sobie jeszcze, że są to metale, których nie spotkamy na Londyńskiej Giełdzie Metali (LME), a zatem ich cenę ciągle ustala wolny rynek w zgodzie z najstarszą zasadą handlu – zasadą podaży i popytu. Czy chcielibyście korzystać z możliwości inwestowania w coś, co nie traci na wartości, i gdzie nie ma ryzyka inwestycyjnego, bo ceny tych metali w zasadzie nie spadają? Powiecie: nie ma takiej opcji. Otóż jest, wprawdzie na świecie istnieją tylko dwie firmy zajmujące się dystrybucją takich metali, ale jedna z nich umożliwia swoim klientom, osobom fizycznym dostęp do metali strategicznych w postaci koszy inwestycyjnych dla wybranych branż.

Pierwszą osobą, która o tym pisała na łamach kwartalnika „Alterbusiness.info” styczeń/luty 2015 (nr 13), był Piotr S. Wajda, który zauważył, że „w sekretnym miejscu. Jednym z najpilniej strzeżonych, za pancernymi drzwiami o grubości ponad 1 metra, przechowywane są niecodzienne skarby, które na pierwszy rzut oka w ogóle na takowe nie wyglądają”. Piotr S. Wajda wywodzi się z rynku niemieckiego. To finansista, inwestor, menedżer i trener biznesu, którego doświadczenie zawodowe związane jest z obszarem Niemiec, Szwajcarii i Liechtensteinu. Twórca wielu programów inwestycyjnych opartych na fizycznych metalach szlachetnych i strategicznych.

Nasz klient po zakupie przykładowego kosza inwestycyjnego zawierającego metale z branży technologii energetycznej i energii słonecznej, zawierającego kilka różnych, kluczowych dla niej metali jak ind, hafn i gal, może zlecić ich dostawę pod wskazany adres lub zdeponować je – ze względu na bezpieczeństwo – poza strefą geopolityczną oraz poza systemem bankowym w niskokosztowych skarbcach w reżimie składu celnego pod nadzorem służb celnych Szwajcarii. Wspomnieć tutaj trzeba również, że takie rozwiązanie zakupu i sprzedaży tych metali nie jest obciążone podatkiem VAT, a gwarancja odkupu jest zapewniona. Metale te mogą być również kupowane systematycznie co miesiąc z dodatkowym wykorzystaniem efektu uśrednienia cen zakupu.

Zanim zyskasz – zrozum

W jednym z wcześniejszych artykułów „Jak skutecznie odwieść od prawdziwego bogacenia się” napisałem, że należy rozpocząć powszechne propagowanie wiedzy o inwestowaniu w złoto i srebro. Skoro już zrozumieliśmy, czym jest złoto i srebro, oraz poznaliśmy podział złota i srebra od przemysłowego przez inwestycyjne aż po lokacyjne, uznane za jedyną niezaprzeczalnie prawdziwą wartość, to nadszedł czas, aby uzupełnić naszą wiedzę o zasadnicze kwestie wywodzące się z tej problematyki, a definiowane w większości jako zagadnienia natury prawnej.

Chodzi o: wolność i niezależność; prawo własności oraz prawo do posiadania własności; zagrożenia płynące ze strony systemu politycznego, finansowego oraz monetarnego względem długotrwałego budowania bogactwa. Trzeba też poznać różnicę między wartością a ceną oraz budowaniem bogactwa opartym na wartości, a nie na cenie, a także światowe, bezpieczne strefy geopolityczne, strefy wolnocłowe i składy celne. Zrozumienie tych podstawowych zagadnień pozwoli odpowiedzieć na pytanie, jak się znaleźć w otaczającym świecie globalnego zniewolenia. Wszyscy znają definicję wolności i wiedzą, że wolność to być nieskrępowanym, niezależnym względem kogoś czy czegoś, samostanowiącym o sobie, być przewidującym, roztropnym i wyciągać mądre wnioski z doświadczeń. Zdefiniujmy zatem, czym jest wolność finansowa w naszym rozumieniu: to brak zależności od jakichkolwiek okoliczności, w tym od sytuacji politycznej, gospodarczej i ekonomicznej, a także od systemu monetarnego.

Prawo własności w świetle prawa polskiego

W art.140 kodeksu cywilnego na temat prawa własności możemy przeczytać: „W granicach określonych przez ustawy i zasady współżycia społecznego właściciel może, z wyłączeniem innych osób, korzystać z rzeczy zgodnie ze społeczno- gospodarczym przeznaczeniem swego prawa, w szczególności może pobierać pożytki i inne dochody z rzeczy. W tych samych granicach może rozporządzać rzeczą”. Jak to jednak rozumieć? Otóż prawo własności to pewnego rodzaju stosunek między osobą a rzeczą, który polega na wyłączności posiadania, użytkowania i rozporządzania tą rzeczą. Skąd możemy wiedzieć, że taki wyłączny rodzaj stosunku między osobą a rzeczą zachodzi w naszym wypadku? Skąd dowiadujemy się, że mamy prawo do posiadania własności? Bycia właścicielem? Artykuł 64 Konstytucji RP stwierdza w ust. 1: „Każdy ma prawo do własności, innych praw majątkowych oraz prawo dziedziczenia”. Znaczy to, że każdy ma prawo do bycia właścicielem i posiadania rzeczy będących jego własnością. C

zy i kiedy ten stan rzeczy może się zmienić? Otóż ta sama Konstytucja RP art. 21 ust. 2 podaje: „Wywłaszczenie jest dopuszczalne jedynie wówczas, gdy jest dokonywane na cele publiczne i za słusznym odszkodowaniem”. Zachodzi tu wyraźna sprzeczność względem wcześniejszego zapisu, gdyż wystarczy uzasadnić działania celami społecznymi i dać jakieś odszkodowanie, by właściciela można było wywłaszczyć, pozbawiając go rzeczy, która była jego własnością.

Zmiany na rynku

Zwracam uwagę, że nie rozpatrujemy wariantów zachowania właściciela, ale jedynie stwierdzamy fakty. Jednak ze względu na wydarzenia, których działanie miało charakter nieoczekiwanego czynnika, musimy podkreślić, że w ostatnich 100 latach sześciokrotnie wymieniano, zmieniano czy denominowano walutę w Polsce, za każdym razem ze stratą dla społeczeństwa. Zarazem w niecałe 50 lat dwukrotnie zmieniono ustrój polityczny i system prawny w Polsce, 25 lat wystarczyło, byśmy zrozumieli i poznali złe mechanizmy prywatyzacyjne przyjęte podczas transformacji ustrojowej, które kosztowały nas wyzbycie się rodzimego przemysłu, oddanie w obce ręce złóż surowców i suwerenności, a 10 lat by ocenić wyniki kryzysu systemu bankowego (a idąc dalej – finansowego świata) i poznać za przykładem Grecji, Włoch, Hiszpanii, Portugalii czy Polski testowane, a następnie przygotowywane w ramach pakietu dyrektyw mechanizmy wywłaszczeniowe przyjęte przez Europejski Bank Centralny względem członków wspólnoty, a tłumaczone wyższością celi społecznych.

Czy to wystarczy, by zrozumieć zagrożenia dla prawa posiadania, niezależności i wolności jednostki płynące ze strony systemu politycznego, finansowego oraz monetarnego względem długoterminowego budowania majątku? Dla mnie osobiście tak, czy dla wszystkich? Dla niedowiarków zawsze będzie za mało. 29 września 2014 r. Alan Greenspan w artykule pod tytułem „Złota zasada. Dlaczego Pekin kupuje” napisał: „Przez ponad dwa tysiąclecia złoto było praktycznie niekwestionowanym środkiem płatniczym. Nigdy nie wymagało gwarancji kredytowych trzeciej strony. (…) Dzisiaj akceptowalność fiducjarnego (papierowego) pieniądza – waluty niezabezpieczonej aktywem o wartości wewnętrznej – spoczywa na gwarancjach kredytowych suwerennych narodów obdarzonych efektywną siłą nakładania podatków. Gwarancji, która w warunkach kryzysowych nie zawsze może się równać z uniwersalną akceptowalnością złota”. Wcześniej w roku 1966 pisał tak: „Polityka finansowa państwa opiekuńczego wymaga, aby właściciele majątku nie mieli się czym bronić. To jest nikczemny sekret tyrad orędowników państwa opiekuńczego przeciwko złotu.

Wydawanie przez rząd pożyczonych pieniędzy jest prostym schematem konfiskaty majątku. Złoto stoi na przeszkodzie tego podstępnego procesu. Stoi na straży prawa własności”. Potomek twórców systemu Baron Jacob Rothschild w liście z sierpnia 2016 roku do akcjonariuszy funduszu, którym zarządza, stwierdził, że „w czasach kiedy banki centralne przeprowadzają największy w swojej historii eksperyment w postaci ujemnych stóp procentowych, którego konsekwencji nikt dzisiaj nie potrafi przewidzieć, głównym wyzwaniem inwestorów jest zachowanie wartości ich aktywów”. Osobiście dodałbym, że powinno to być motto każdego inwestora, a szczególnie osoby budującej długoterminowo majątek, która nie jest zdolna zaakceptować w tym okresie żadnych zmian szczególnie nieoczekiwanych, a nawet tych popartych wyjątkowymi racjami jak cele społeczne. Dlaczego? Bo nigdy nie osiągnie zamierzonego celu? Właśnie tak! Jak w takiej sytuacji sobie z tym radzić? Należy się zastanowić, jak przenieść w czasie gromadzoną wartość bez jej uszczuplenia. Czy jednak prawidłowo rozumiemy, czym jest wartość, a czym cena? Przytoczę tu słowa jednego z najbogatszych ludzi świata, legendarnego inwestora Warrena Buffetta, który tak to rozróżnia: „Cena jest tym, ile płacisz, a wartość to to, co dostaniesz, nieważne, czy mówimy o akcjach czy o skarpetkach”.

Zabezp ieczenie w złocie

Wnioski płynące z takiej analizy są jednoznaczne: majątek, który budowany jest przecież latami, powinien być zabezpieczany w złocie, gdyż tylko ono dzięki posiadaniu skumulowanej wewnętrznej wartości nawet w okresach pożogi wojennej zachowuje swoją wartość i przenosi ją w czasie, zabezpiecza stan posiadania w nieoczekiwanych okresach gwałtownych zmian politycznych, gospodarczych czy monetarnych, daje bezpieczeństwo. Tylko ono nie pozwala zubożeć najmożniejszym tego świata, stanowiąc największą część ich majątku, gdy my tymczasem hołdujemy fiducjarnej (papierowej) walucie, stworzonej przez system finansowy do wywłaszczenia nas z posiadanych wartości poprzez inflację.

Skoro jednak system poprzez zmiany prawa i przy posiadaniu całego aparatu kontroli i przymusu może nas w każdej chwili wywłaszczyć z tego, co posiadamy, to jak twórcy tego systemu zabezpieczyli się, by ich to nie spotkało? To proste: powstały bezpieczne strefy geopolityczne, strefy wolnocłowe i składy celne, gdzie największy gromadzony majątek znajduje dla siebie bezpieczną i poufną przystań. Aby tworzyć przestrzeń dla obrotu, składowania, przechowywania, ale też dla zabezpieczenia już zakupionych bądź dopiero przeznaczonych do sprzedaży towarów, właściwie od zawsze tworzono specjalne wydzielone obszary, strefy, składy czy po prostu targowiska. Z czasem, gdy wprowadzono cła dla towarów, powołano również strefy wolnocłowe/bezcłowe, wolne obszary celne oraz składy celne. Strefy te wyodrębnione na obszarach państw w obrębie lotnisk, portów, ale również specjalnych stref ekonomicznych, kierują się własnymi prawami, wykorzystując kodeksy celne.

Miejsca te znajdują się pod ścisłym dozorem celnym i są zatwierdzane przez organy celne, a nie finansowe. Jakie korzyści to daje? Ogromne. Otóż skład wolnocłowy przyrównuje się do wolnego obszaru celnego, który jest wydzielonym (najczęściej ogrodzonym) terenem, ale może też być pomieszczeniem (np. skarbcem) w obszarze celnym strefy wolnocłowej. Miejsca te podlegają też wyjątkowo ścisłej kontroli przez służby celne oraz ochronie i obronie ze strony organów państwa, na którego terytorium się znajdują. Procedura (reżim) składu celnego pozwala na składowanie w składzie celnym towarów, które w czasie tego składowania są dodatkowo ubezpieczone, nie podlegają należnościom celnym przywozowym ani środkom polityki handlowej, m.in. przepisom podatkowym. Co więcej, na składowanych towarach możliwe jest dokonywanie normalnych czynności, takich jak przepakowywanie, konfekcjonowanie, etykietowanie, co przynosi dodatkowe korzyści.

Czesław Dec – niezależny przedsiębiorca związany z polskim rynkiem kapitałowym od początku jego powstania w 1990 r. Jeden z pierwszych Polaków z tytułem Certyfikowanego Eksperta ds. Metali Szlachetnych nadanym przez europejskiego i globalnego lidera w handlu metalami szlachetnymi firmę Auvesta Edelmetalle AG z Holzkirchen, Niemcy. Współzałożyciel Polskiego Instytutu Prawdziwych Wartości Valores Veri. Specjalizuje się w inwestycjach w białe metale szlachetne oraz surowce strategiczne. www.decipartnerzy.pl; www.wschodniecentrumzlota.pl

Jak skutecznie odwieść od prawdziwego bogacenia się?

Ponad 5 tys. lat historii złota i srebra jako światowego pieniądza daje do myślenia. Zaprzeczycie? Powiecie, że to nieprawda, powiecie, że świat rozstał się ze złotem w 1971 r., gdy prezydent Richard Nixon wycofał jednostronnie USA z porozumień zawartych w Bretton Woods, rezygnując przy tym jednocześnie z parytetu złota?

pj-2018-02a-18

Otóż nic podobnego. Banki inwestycyjne, bulionowe i centralne nigdy tak naprawdę z nim się nie rozstały. W dalszym ciągu rozliczają się pomiędzy sobą tymi kruszcami, tylko banki komercyjne stojące niżej w hierarchii systemu finansowego świata i obsługujące rynki regionalne używają pieniądza fiducjarnego/ papierowego. Prawdziwa wartość to złoto i srebro Najzamożniejsi ludzie na świecie, tzw. elity finansowe świata, nigdy nie zrezygnowały przy budowie i pomnażaniu swojego majątku z zabezpieczania go tymi kruszcami. Złoto i srebro było zatem i wciąż pozostaje prawdziwą wartością z tym tylko, że srebro znalazło więcej zastosowań od złota w przemyśle, stając się dodatkowo metalem przemysłowym (podobnej analogii można by doszukiwać się w parze platyna i pallad).

Skoro zatem banki inwestycyjne, bulionowe i centralne, a obok nich elity finansowe świata nigdy nie zrezygnowały ze złota i srebra jako wartości samej w sobie, to dlaczego i komu zależy na tym, aby nas odwieść od prawdziwego bogacenia się? Dlaczego gdy oni w pełni korzystają z dobrodziejstw płynących z posiadania złota i srebra inwestycyjnego, nam grozi się wieloletnim więzieniem za jego posiadanie do kary śmierci za obrót i oddziałuje na psychikę, utrzymując te groźby, wprawdzie modyfikowane, ale przez 40 lat? Nas zniechęca się do jakiegokolwiek oszczędzania poprzez przedstawianie w mediach materiałów o nieetycznych zakupach tzw. krwawego złota czy diamentów, nazistowskich ofiarach i całych narodach łupionych przez nich ze złota i kosztowności lub o nielegalnym obrocie złotem z pominięciem rynku regulowanego, będącego pod kontrolą LBMA? Nam podsuwa się przez wyspecjalizowane agendy banksterów produkty inżynierii finansowej, które wcześniej czy później i tak wywłaszczają nas dzięki zwykłej inflacji bądź bańkom spekulacyjnym aż po kryzysy światowe, że o wymianie, denominacji i o wojnach nie wspomnę? Nas przestrzega się przed falsyfikatami i oszukańczym rynkiem obrotu monetami kolekcjonerskimi lub deprecjonuje rolę stref geopolitycznego bezpieczeństwa (uznawanych przez wszystkie strony obrotu) jak Szwajcaria, Singapur, Panama czy innych mniej znanych?

Ochrona przed infl acją

Alan Greenspan w artykule zatytułowanym „Złoto i wolność gospodarcza” w 1966 r. napisał, że „bez standardu złota nie ma żadnej możliwości ochrony oszczędności przed wywłaszczeniem w wyniku inflacji” i dalej, że „to jest nikczemny sekret najbogatszych działających przeciwko złotu” i „ deficyt budżetowy jest prostym oszustwem konfiskującym majątek”. Obecnie 75 proc. światowego wydobycia srebra to produkcja uboczna powstająca przy produkcji miedzi, ołowiu, cynku czy złota. Nasz miedziowy kombinat KGHM wysforował się w produkcji tego odpadu na I miejsce w świecie, produkując go aż 1,3 tys. ton rocznie (to ok. 40 mln oz czystego srebra o próbie 999,9). Powiecie: i co z tego? Otóż to, że cały ten odpad (łącznie z toną produkowanego złota), cała produkcja, gdyż 3 proc. pozostające w kraju nie ma żadnego znaczenia, sprzedawana jest na pniu bankowi HS BC Bank USA , którego właścicielem pozostaje jeden z największych światowych banków inwestycyjnych JP Morgan Bank. Dlaczego? Bo to ten sam bank, w którym zadłużył się nasz Bank Polski SA w okresie międzywojennym, aby ratować ówczesnego naszego złotego. Bo może pozbywając się wszystkiego wydobytego srebra i złota, wszystkich wydobytych kruszców, realizujemy jeszcze poufne zobowiązania płynące z tamtych umów kredytowych? A może dlatego, że nie wiemy jak się z tym bogactwem obchodzić?

Proces bogacenia się

Skoro tylko złoto i srebro jest prawdziwym pieniądzem, a reszta to złudzenia, to aby zachęcić nas, Polaków, do pozostawienia przez kombinat KGHM całej produkcji srebra i złota, należy rozpocząć powszechne propagowanie wiedzy o tym: co daje prawdziwą wolność i niezależność; czym jest prawo własności oraz fakt posiadania własności; jak budować i na czym opierać prawdziwe bogactwo; wyjaśniając przy tym pojęcia światowych, bezpiecznych stref geopolitycznych czy stref wolnocłowych aż po funkcjonowanie składów celnych, czym jest „cena SPOT ”, o czym mówi wielkość spred, jaka jest różnica między wartością a ceną i pokazując zagrożenia płynące dla lokowanego kapitału ze strony systemu finansowego i stworzonych przez niego dla zysków i spekulacji produktów inżynierii finansowej od obligacji, akcji, kontraktów, opcji czy derywatów poczynając, a na prozaicznych rachunkach oszczędnościowych czy ROR kończąc. Czy takie działania mogłyby coś zmienić w zachowaniach Polaków? Osobiście wierzę w to, że tak. Powiem więcej, bogacilibyśmy się pewnie trzy-cztery razy szybciej niż obecnie, gdybyśmy Polaków uczyli od najmłodszych lat życia świadomego zarządzania własnym zdobywanym za życia bogactwem, zmieniając nastawienie do pieniądza jako takiego i motywację do oszczędzania. Nigdy nie będzie dobrze tam, gdzie media unikają tematów tabu jak złoto i srebro, jak się wzbogacić, co zrobić, by nie popaść w długi, gdzie powszechnie panują slogany wbijane przez otoczenie, ale także przez dziadków i rodziców dzieciom typu: bądź dziadem, ale honorowym, czy: pieniądze szczęścia nie dają. Należałoby je zamienić na: od przybytku głowa nie boli albo kto za młodu oszczędza, ten na starość nie wie, co to nędza. Podążaj za myślą przewodnią tej publikacji i swoim samolubnym interesem, ucz się od innych, którzy na tym skorzystali już wcześniej. 

Czesław Dec, praktyk biznesu i niezależny przedsiębiorca związany z polskim rynkiem kapitałowym od początku jego powstania w 1990 r. Absolwent Wyższej Szkoły Ubezpieczeń i Bankowości w Warszawie. Kryzys zaufania do instytucji finansowych lat 2007-2011 zdecydował o oparciu prowadzonego przez niego biznesu na prawdziwych, fizycznie istniejących wartościach gwarantujących klientom takie wartości jak: bezpieczeństwo kapitału, elastyczność zarządzania oraz pełną poufność prowadzonych interesów. Należy do ścisłego grona pierwszych Polaków z tytułem Certyfikowanego Doradcy ds. Metali Szlachetnych nadanego przez europejskiego i globalnego lidera w handlu metalami szlachetnymi, firmę Auvesta Edelmetalle AG z Holzkirchen, Niemcy. Jest również współzałożycielem Polskiego Instytutu Prawdziwych Wartości Valores Veri. Specjalizuje się w dziedzinie inwestycji w białe metale szlachetne oraz surowce strategiczne

.

List do redakcji

Szanowna Redakcjo, z dużym zdziwieniem przeczytałem artykuł „Zofia i Witold Kozubscy laureatami Prezentacji 2015” zamieszczony w „Polskim Jubilerze” nr 6/2015.

Cieszy mnie oczywiście fakt opublikowania informacji o konkursie i jego laureatach, dziwią natomiast zarzuty pod adresem jury. Tym bardziej, że w tym artykule zostaliśmy z nimi skonfrontowani po raz pierwszy. O ile mi wiadomo, żaden przedstawiciel środowiska złotników ani też odwiedzających targi – jak pisze autorka „skonfudowanych tegorocznym konkursem” – nie porozmawiał na ten temat z żadnym z członków jury. Nie zrobiła tego nawet sama autorka artykułu, by poznać przyczyny, „które skłoniły komisję do odrzucenia prac” (łamiąc zresztą podstawową zasadę dziennikarską, jaką jest umożliwienie drugiej stronie ustosunkowania się w tym samym artykule do stawianych zarzutów czy wątpliwości). Parafrazując autorkę: Nic. Zero pytań. Uzasadnienie wyboru prac można było usłyszeć – nawet bez pytania – podczas wernisażu wystawy Cyrk drugiego dnia targów Złoto Srebro Czas. Wbrew przekonaniu autorki, była to wystawa prac nagrodzonych, wyróżnionych i zakwalifikowanych do wystawy. My, członkowie jury, zostaliśmy zaproszeni przez organizatora do oceny przysłanych prac, a uczestnicy przysyłający je zgodzili się na warunki konkursu. Spełniliśmy swoją regulaminową rolę: dokonaliśmy wyboru prac, przyznaliśmy nagrody i wyróżnienia, jak również umotywowaliśmy pisemnie swój werdykt. Wielu autorów podobnie podeszło do tematu konkursu, co zaowocowało podobnymi rozwiązaniami co do formy plastycznej czy treści. Jury dokonało selekcji prac prezentowanych na wystawie, bowiem zgodnie podjęliśmy decyzję, że – chcąc czytelnie zaprezentować różne aspekty tego tematu – do nagród i wystawy wybierzemy prace autorów możliwie rożnie go interpretujących. Nieprawdą jest, że zawsze w tym konkursie prezentowane były wszystkie prace, bowiem zawsze jury dokonywało mniejszej lub większej selekcji prac. Chciałbym przypomnieć autorce, że Prezentacje od kilku lat są konkursem tematycznym. Sprowadzanie go jedynie do funkcji wystawy służącej jako „rokroczna obserwacja pracy najwybitniejszych polskich złotników”, która „pozwalała na zauważanie trendów, sposobów pracy, źródeł inspiracji, a wreszcie podpatrzenia samego procesu twórczego” – czego domaga się od jury autorka – nie znajduje odzwierciedlenia w regulaminie, który stanowił formalną podstawę naszej pracy. O pomyśle z Salonem Odrzuconych można oczywiście dyskutować, ale potrzebna jest zgoda uczestników czy zmiana formuły konkursu. Warto też zastanowić się, jaka jest wtedy rola fachowego jury, skoro publiczność sama może zobaczyć i ocenić prace wedle własnych kryteriów. Być może postulaty autorki staną się przyczynkiem do dyskusji o formule konkursu Prezentacje (a być może także i innych konkursów) – jeśli zostaną uwzględnione w regulaminie przez organizatorów, będzie można żądać ich egzekwowania od każdego kolejnego składu jury. Mam nadzieję, że udało mi się wyjaśnić powody takich a nie innych decyzji jury Konkursu Biżuterii Artystycznej Prezentacje 2015. Gdyby jednak pojawiły się pytania i wątpliwości, pozostaję do dyspozycji, licząc na rzetelny artykuł bazujący na faktach i wiedzy pozyskanej również z rozmów przeprowadzonych z członkami jury.

Andrzej Boss
przewodniczący jury Prezentacje 2015

pws-2016-02c-37

pws-2016-02c-38

Dlaczego bez nazwisk?

30 września w Galerii Otwartej w Sandomierzu zakończyła się szósta wystawa biżuterii z cyklu promującego biżuterię powstającą w pracowniach polskich artystów i projektantów. Trwała od 26 kwietnia, a uroczyste spotkanie z publicznością, instytucjami wspierającymi projekt oraz wręczenie wyróżnień dla autorów odbyło się 31 maja.

pj-2014-05-26

Jej tytuł okazał się nieco nieścisły. 80 x Biżuteria – nawiązywał do liczby osób biorących udział w wystawie, a okazało się, że biżuteria była sygnowana aż 85 nazwiskami, wliczając w tę liczbę spóźnialskich.

Szacunek dla twórcy i odbiorcy

Projekt Galerii Otwartej w założeniu miał wymiar artystyczny łączący promocję nazwisk autorów z efektem dla nich jak najbardziej wymiernym finansowo. Konkurs kolejny raz udowodnił, że można oferować publiczności biżuterię autorską nie ukrywając nazwiska twórcy i nie traktując takiego przedsięwzięcia w aspekcie czysto handlowym. Wszystkie prace przez cały czas trwania wystawy były podpisane nazwiskami autorów, zainteresowani byli informowani o osobach, technikach wykonania prac, adresach stron internetowych. Nabywcom biżuterii wręczane były wizytówki autorów, które Galeria Otwarta tradycyjnie dołącza do wszystkich zakupionych prac. Również osobom zainteresowanym jedynie określonymi pracami. Jeżeli Autor takich informacji nie nadesłał, jego nazwisko było zapisywane na wizytówce Galerii Otwartej. A dlaczego o tym piszę właśnie teraz? Otóż w moim pojęciu oferowanie w galerii prac artystów wymaga szacunku dla twórcy i odbiorcy! Niepodpisywanie biżuterii nazwiskiem jej twórcy w przestrzeni zwanej galerią to nadużycie. Albo traktujemy przedmiot jako autorski, albo jako towar. Jeżeli jest to towar w rozumieniu właściciela takiego miejsca, niech zaniecha nazywania się galerią sztuki lub galerią biżuterii autorskiej. Bo to po prostu nieprawda. Chyba, że w klimacie galerii mebli lub galerii chleba.

pj-2014-05-27

Szanujmy się wzajemnie

Wystawa w Sandomierzu kończy się, obserwacje i wnioski zostają. Po paru latach już nie teoria, a praktyka niech zabrzmi w pytaniu: czy naprawdę osoby i firmy pośredniczące w sprzedaży biżuterii autorskiej muszą ukrywać nazwiska ich twórców? Czy potencjalnie minimalne straty wynikające z umożliwienia kontaktu bezpośredniego klienta z wykonawcą z pominięciem pośrednika (bardzo rzadka sytuacja!) nie są warte tego, aby stworzyć wspólne działanie pod hasłem „my razem”? Bo wydaje mi się, że nie marketing, wątpliwy PR czy klimat „promocyjnych” banerów pomoże biżuterii autorskiej w dotarciu do odbiorcy. Może biżuteria autorska może mieć cenę 105 zł i nie ubliżać inteligencji kupujących dziewiątkami na metce? Czy może nie mieć obok siebie kartki „promocja”? Inaczej: czy stać nas na to, aby się szanować? Czy właśnie nie o tym powinniśmy rozmawiać? I wspólnie działać? Jakże miłą jest sytuacja, w której osoba wchodzi do sklepu z biżuterią, a wychodzi z galerii sztuki złotniczej i biżuterii autorskiej. Jak często widać, że informacja o tym, że za każdą pracą stoi człowiek i jego myśl i praca, jest ważna i pozytywna. Jego (autora) emocje, niemal intymne poczucie estetyki, odpowiedzialność za projekt (przecież podpisany!), jego przekaz, sugestia, by zobaczyć w biżuterii nie pamiątkę z Sandomierza, nie ozdobę, tylko… W tym roku Galeria Otwarta szczególnie często witała tych, którzy chcieli kupić biżuterię, która „ma” swojego autora. Ba, goście nierzadko żądali informacji! Nie chcę powiedzieć, że było tych osób dużo, ale skoro tak do biżuterii podchodzi przeciętnie jedna – dwie osoby dziennie, to może właśnie to jest to? Może tak właśnie powinniśmy promować siebie i swoją pracę? Po raz kolejny mogę uznać, że taki projekt ma sens. Moim zdaniem właśnie takie działanie jest szansą na stworzenie ciekawszej przestrzeni dla biżuterii autorskiej na tak zwanym rynku. Sprawdziliśmy to. Ja i autorzy w jednym miejscu. To działa. Więc może jednak warto myśleć tak, że nazwiska autorów mogą być siłą promującą nasze miejsca? Że dziś tworząc taki właśnie zwyczaj sprzedaży biżuterii autorskiej inwestujemy w nowy sposób jej postrzegania dziś i w przyszłości?

Lista autorów wyróżnionych podczas wystawy 80 x Biżuteria
– Dorota Cenecka – wyróżnienie Burmistrza Sandomierza;
– Andrzej Kupniewski – wyróżnienie Muzeum Okręgowego w Sandomierzu;
– Danuta Czapnik – wyróżnienie Biura Wystaw Artystycznych w Sandomierzu;
– Rafał Kozubowicz – wyróżnienie Sandomierskiego Centrum Kultury;
– Edyta Andrejczyk – wyróżnienie Galerii Sztuki w Legnicy;
– Beata Ciesielska – wyróżnienie Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych;
– Jacek Ostrowski – wyróżnienie Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych;
– Danuta Czapnik – wyróżnienie Galerii Gold & Silver Cezarego
Łutowicza – nagroda Wielkiego Krzemienia;
– Ewa Chmielewska-Manaj – wyróżnienie Galerii Otwartej;
– Waleria Ługowska – wyróżnienie Galerii Otwartej;
 Krzysztof Gińko– wyróżnienie Galerii Otwartej.

To dopiero początek

Dziewiątka to nowopowstała grupa zajmująca się projektowaniem i tworzeniem biżuterii. W skład grupy wchodzi dziewięć projektantek: Edyta Andrejczyk, Beata Ciesielska, Elżbieta Kurkiewicz, Małgorzata Podleśna-Zdunek, Waleria Ługowska, Aleksandra Rybak, Ewa Chmielewska-Manaj, Marta Gronowska i Katarzyna Zięba. Członkinie grupy poznały się na łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego, gdzie wspólnie studiowały na kierunku Projektowanie Biżuterii (roczne studia podyplomowe w latach 2012-2013).

pj-2014-04-36

Okres studiów dla jednych z nas był kontynuacją od lat uprawianej pasji, dla innych początkiem przygody z biżuterią.To był czas nie tylko ciężkiej pracy, ale też możliwość konfrontacji, sprawdzania własnych umiejętności, artystycznych analiz i nie kończących się rozmów o roli i znaczeniu biżuterii w dzisiejszym świecie. Dzięki wykładowcom, m.in. Oldze Podfilipskiej-Krysińskiej, Jarosławowi Kolcowi i Magdzie Kacperskiej, którzy mieli błysk w oczach i umiejętność przekazywania swojej wiedzy, wiedziałyśmy, że spotkałyśmy się we właściwym miejscu i czasie. Każda z nas wniosła do grupy inną energię, umiejętności i zdolności. Jesteśmy w różnym wieku, ale dzięki temu uczymy się od siebie wzajemnie, młodsze korzystają z wiedzy i doświadczenia starszych, a starsze nasiąkają entuzjazmem i energią młodszych koleżanek, które są motorem napędowym grupy. Dzięki tej synergii i ogromnemu wsparciu przede wszystkim dr. Jarosława Kolca i prof. Andrzeja Szadkowskiego, miały miejsce dwie wystawy grupy: pierwsza na Międzynarodowych Targach Amberif w Gdańsku w marcu tego roku, a druga w kwietniu w Galerii Otwartej w Sandomierzu. – Stylistycznie biżuteria naszej grupy nie jest spójna. Nie tworzymy postulatów i nie zamierzamy na siebie wzajemnie na tym polu wpływać. Każda z nas ma inne upodobania i fascynacje: Ola, która jest z zawodu rzeźbiarką, bawi się kinetyką, Ela lubi duże geometryczne formy, a Kasia, wykładowca w Szkole Wyższej Rzemiosł Artystycznych i Zarządzania we Wrocławiu, tworzy biżuterię z metali szlachetnych inspirowaną.

Strzał w kolano

W odpowiedzi na artykuł „Czy z mapy polskich muzeów zniknie jedyne muzeum złotnictwa?”

W poprzednim numerze Polskiego Jubilera ukazał się wywiad z panem Michałem Gradowskim pt. „Czy z mapy polskich muzeów zniknie jedyne muzeum złotnictwa?”. Dowiadujemy się z niego o historii Muzeum Sztuki Złotniczej, jego dzisiejszych niepewnych losach i zupełnie niewiadomej przyszłości. Pan Michał Gradowski w sposób jakże charakterystyczny dla siebie przedstawia fakty spokojnie, wyważonym tonem. Jego charakter nie pozwala na skargę. Bo to, co się w ostatnim czasie dzieje, należy rozpatrywać również w kategorii niesprawiedliwości i ludzkiej złej woli. Podstawowym problemem podnoszonym we wspomnianym artykule są plany zmiany nazwy Muzeum Sztuki Złotniczej w imię zupełnie niejasnych celów.

pj-2014-03-41

Michał Gradowski jest człowiekiem, który nawet nie wspomniał w wywiadzie o błędach swoich wieloletnich przyjaciół. To nie leży w jego charakterze. Rozumiem jego wybór. Jednak nie mogę przemilczeć kilku istotnych faktów, bo pośrednio przyczyniłem się – ja oraz wielu moich przyjaciół, kolegów i znajomych ze Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych – do dzisiejszego przykrego stanu rzeczy. Ale może po kolei.

Zmiany w statucie Muzeum Nadwiślańskiego

Mniej więcej półtora roku temu historycy sztuki oraz środowisko związane ze złotnictwem zostało zbulwersowane faktem proponowanych zmian w statucie Muzeum Nadwiślańskiego, a mających na celu zmianę nazwy i rangi Muzeum Sztuki Złotniczej. Do Kazimierza posypały się liczne protesty ze strony największych autorytetów związanych z historią sztuki, muzealnictwem i złotnictwem. Swoje krytyczne zdanie przekazało również Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. „Logika” argumentów nowej dyrekcji Muzeum Nadwiślańskiego budziła zdziwienie i niedowierzanie. Bardzo szybko środowisko zrozumiało i zinterpretowało te działania. Otóż kończyła się budowa nowej siedziby Muzeum Sztuki Złotniczej. W pierwotnych planach miało to być miejsce dla stałej kolekcji dawnej i współczesnej sztuki złotniczej, warsztatów konserwatorskich, złotniczej biblioteki i czytelni naukowej, magazynów, pomieszczeń technicznych i biurowych oddziału Muzeum Sztuki Złotniczej, pokoi dla licznie przybywających tu gości, wykładowców i artystów (wynajmowanie dla nich pomieszczeń to dodatkowy koszt prowadzenia działalności Muzeum Nadwiślańskiego). Nowa dyrekcja postanowiła, że tak piękny i nowy budynek nie może służyć wyłącznie jako siedziba jednego oddziału i miejsce wystaw czasowych pozostałych oddziałów Muzeum Nadwiślańskiego. II piętro to piękne miejsce dla administracji, księgowości, poczekalni, z gabinetu dyrekcji mógłby rozciągać się tak piękny widok! Bo jakże to tak? Dyrekcja ma zostać w drewnianym zabytkowym budynku w pewnym oddaleniu od rynku? Decyzja o zmianie przeznaczenia nowej budowli zapadła. Tu ma być nowa siedziba Muzeum Nadwiślańskiego. Tylko jak to by wyglądało, gdyby na jednej ścianie widniały dwa napisy „muzeum”? Proste – będzie jedno, zaś z drugiego zrobi się „oddział złotnictwa”. A że znacząco obniży się ranga zbiorów, naruszy się intencje darczyńców i literę zawartej z nimi umowy – to nie jest ważne. Przecież administracja nie po to jest, aby ułatwiać opracowywanie i udostępnianie zbiorów muzealnych. Administracja jest po to, aby je godnie (!) reprezentować, a za swój trud być godziwie wynagradzana! Więc nadszedł czas na budowę marki Muzeum Nadwiślańskiego bez względu na koszty. Deprecjacja zbiorów budowanych od 35 lat ma się do tego przyczynić… Ot, myślenie w Kazimierzu. Liczne przykłady i praktyka innych muzeów, w tym Muzeum Narodowego, są nieistotne. Zaś budżet Muzeum Nadwiślańskiego trzeba przeznaczyć na nowe etaty, nie zaś na konserwacje i powiększanie zbiorów. Ech, a miało być lepiej… Zastanawia mnie siła oporu, z jaką dyrekcja odrzucała wszelkie interwencje i monity w tej sprawie. Czy aby wszyscy się mylili, zaś rację miała jedna osoba? I proszę nie podawać argumentu, że zmiany w statucie są zatwierdzane przez kolejne szczeble gremiów, do których należy mądra opieka nad zbiorami, ich rozwojem i ochroną. Ten temat nie jest przedmiotem tego artykułu, może napisze o tym ktoś inny.

Rozłam w środowisku

Wróćmy zatem do istoty problemu. Otóż wśród licznych i niezawodnych przyjaciół było również Stowarzyszenie Twórców Form Złotniczych. Od czasu jego powstania Muzeum Sztuki Złotniczej oraz Michał Gradowski i Aniela Ryndziewicz jako kierownik oddziału byli naszymi członkami honorowymi. Zawsze życzliwi, zawsze obecni na zjazdach STFZ i wernisażach, wspólnie planujący czas, jaki nastanie po zakończeniu budowy nowej siedziby Muzeum Sztuki Złotniczej. Opór pana Michała Gradowskiego przed deprecjacją jego kilkudziesięcioletniej honorowej (!) pracy był oczywisty. I jako naukowca, i jako osoby światłej, i jako osoby prywatnej. Całe środowisko, w tym STFZ, wsparło jego starania i działania, aby z tej nieszczęsnej decyzji o zmianie nazwy dyrekcja się wycofała. Bo wszyscy bez wyjątku darzyli go zaufaniem, sympatią i szacunkiem, szanowali argumenty i racje. Cóż, do czasu… Wyłom w tak jednolitym stanowisku osób i instytucji spoza Kazimierza był dyrekcji Muzeum Nadwiślańskiego bardzo potrzebny. Udało się. Podczas otwarcia nowej siedziby Muzeum Nadwiślańskiego doszło do pierwszego spotkania delegacji Zarządu i Rady Programowej STFZ z dyrekcją. Potem nastąpiły kolejne. W ich wyniku władze STFZ postanowiły zmienić stanowisko i wycofać wsparcie dla inicjatywy Michała Gradowskiego. Mimo spotkania, do jakiego doszło między ZiRP STFZ i panem Michałem w jego mieszkaniu, a mającym na celu wyjaśnienie wzajemnych relacji, do zbliżenia stanowisk nie doszło. Za obietnicę nawiązania współpracy podczas organizacji Nocy Muzeów i obchodów 25-lecia istnienia STFZ została praktycznie zerwana współpraca z oddziałem Muzeum Sztuki Złotniczej, zaś nawiązana nowa – z dyrekcją Muzeum Nadwiślańskiego. Która – na marginesie – o sztuce złotniczej ma znacznie mniejszą wiedzę. Cóż, Muzeum Nadwiślańskie ma 7 oddziałów, nic to dziwnego. Ot, taki deal w imieniu członków STFZ: wystawy za poparcie. ZiRP argumentują, że nawiązanie współpracy z pominięciem Muzeum Sztuki Złotniczej przyczyni się do lepszej promocji biżuterii, sztuki złotniczej i członków STFZ. Zadziwiająca teza. Ja jednak uważam, że organizacja jednej lub kilku akcji lub wystaw ma niewspółmiernie mniejsze niż stworzenie „stałej kolekcji współczesnej sztuki złotniczej w Muzeum Sztuki Złotniczej”. Poza tym – czy wystawy STFZ pod szyldem STFZ nie wyglądałyby poważniej? Zorganizowałem kilkadziesiąt wystaw w Warszawie, Sandomierzu i kilku innych miastach w Polsce. Wiem, że fakt medialny dotyczący wystawy przemija bardzo szybko. I jeżeli nie zostanie po wystawie dokumentacja w postaci katalogu – po niedługim czasie nawet sami uczestnicy mają problem w odtworzeniu o niej informacji. Naprawdę! Zaproponuję krótki test: gdzie była pokazywana wystawa STFZ Nasz Bursztyn? A gdzie STFZ.Eko? A najświeższy news: czyje prace były pokazywane podczas ostatniej Nocy Muzeów w Kazimierzu? No właśnie… Gdzie zatem szukać wiadomości, materiałów źródłowych, prac i zdjęć, które już newsem nie są? Intuicyjnie – w Muzeum Sztuki Złotniczej. Kto będzie ich szukał w Muzeum Nadwiślańskim? Przecież tu raczej będziemy szukać malarstwa, kultury żydowskiej, historii i literatury, zabytków przyrodniczych związanych z dorzeczem Wisły. Kiedy Muzeum Nadwiślańskie zacznie kojarzyć się ze złotnictwem? Miną lata, jeżeli w ogóle to nastąpi. I przy okazji krótka dygresja. W Galerii Otwartej w Sandomierzu często pytamy gości, z czym kojarzą im się nazwy Muzeum Sztuki Złotniczej i Muzeum Nadwiślańskie. Otóż większość gości, którzy w ogóle słyszeli nazwę Muzeum Sztuki Złotniczej, umieszcza ją bezbłędnie w Kazimierzu Dolnym. Bardzo rzadkie są odpowiedzi, że w Warszawie, Krakowie, Malborku lub Gdańsku. A jak wyglądają odpowiedzi dotyczące Muzeum Nadwiślańskiego? Jest umiejscawiane w Płocku (najczęściej!), Toruniu, Bydgoszczy, Sandomierzu (!) i – rzadko – w Kazimierzu Dolnym. Tej ostatniej odpowiedzi udzielają najczęściej ci, którzy odwiedzili Kazimierz chwilę wcześniej. Cóż z tego wynika? Pewnie powinni odpowiedzieć na to specjaliści od promocji. Ja uważam, że działania marketingowe są Muzeum Nadwiślańskiemu potrzebne. Ale czy potrzebna jest zmiana nazwy oddziału Muzeum Sztuki Złotniczej? Nie!

Władze przychodzą i odchodzą

Michał Gradowski postąpił jak człowiek honoru. Skoro grono przyjaciół zawiodło, wycofał się. Na ostatnim zjeździe zrezygnował z członkostwa honorowego STFZ. Z pewnością pozostał żal i zawód. Przyczyniłem się do tego również ja, bo może za cicho (a na pewno nieskutecznie) protestowałem przeciw takiej decyzji. I protestuję nadal. Dziś wyłącznie jako jeden z ponad stu kilkudziesięciu członków STFZ. Wiem, że wiele koleżanek i kolegów ma podobne zdanie. Ale nikt was nie usłyszy, jeżeli go nie wyrazicie głośno. Myślę, że dla pana Michała warto. I na zakończenie – również zastanawiałem się, czy warto być nadal członkiem STFZ. Otóż – tak! Członkowie STFZ to grupa jakże wspaniałych i ciekawych ludzi, prawdziwych indywidualności, zdolnych artystów, obiecujących projektantów, największa reprezentacja środowisk twórczych zaangażowanych w działania złotnicze. STFZ to nie kilka osób, które (moim zdaniem) pewnie w większości bez złej woli, ale podjęły błędną decyzję. Nie każdy ma wizję przyszłości i świadomość konieczności działań jak pan Michał Gradowski. Nie każdy rozumie rangę istniejących i powstających kolekcji jak pani Aniela Ryndziewicz. Niektórzy myślą krócej, doraźnie, być może i ambicjonalnie broniąc swoich racji. I w administracji, i u nas. Zarząd i Rada Programowa STFZ podjęła decyzję nie bacząc na to, w jakim świetle postawili nas, swoich członków, wobec innych grup zaangażowanych w rozwój złotnictwa. Władze przychodzą i odchodzą, oceniają je i wybierają je członkowie Stowarzyszenia. Podobnie dyrekcje muzeów. Dziś są, jutro być może będą inne. Zaś praca na rzecz środowiska zostaje, kolekcje mają szansę rozwoju, wspólne pozytywne działania chronią kulturę i ludzi, którzy się jej oddali. Zatem – musimy przeczekać złe czasy. Wierzę, że Muzeum Sztuki Złotniczej przetrwa lub powróci, bo to jest słuszne, racjonalne i mądre.

PS. Podkreślam, że wypowiadam się wyłącznie w swoim własnym imieniu, nie roszcząc sobie prawa reprezentowania jakiejkolwiek grupy (choć innych słucham uważnie). Z ostatniej chwili: Nie tylko środowisko złotnicze ma problemy z obecną dyrekcją Muzeum Nadwiślańskiego. Okazało się, że związki zawodowe, do których należy znaczna większość pracowników muzeum, weszły w spór zbiorowy z dyrekcją. Budynki Muzeum Nadwiślańskiego zostały oflagowane. Cóż, dyrekcje przychodzą i odchodzą…

Mariusz Pajączkowski, członek STFZ od roku 1991, w latach 1997- 2011 członek zarządu, w latach 2011-2013 członek rady programowej. W latach 1998-2009 administrator strony internetowej www.stfz.art.pl. Współorganizator ponad 80 wystaw promujących biżuterię autorską i sztukę złotniczą. Od roku 2010 prowadzi autorską Galerię Otwartą w Sandomierzu. Śródtytuły pochodzą od redakcji