Biżuteria z emocją
Rozmowa z Katarzyną Ziębą, projektantką biżuterii.Czym dla pani jest biżuteria? Czy traktuje ją pani jako formę wyrazu artystycznego czy może jako przedmiot sztuki użytkowej?
Bardzo cenię u ludzi wrażliwość, silną emocjonalność, nie jest łatwo jednak o tym opowiadać. Codzienność zmusza nas do życia w określonych ramach, które czasem są zbyt ciasne, by wziąć szeroki rozmach. Od kiedy pamiętam, szukałam sposobów na szkicowanie swoich myśli tak, by było to czytelne dla odbiorcy. Po wielu próbach znalazłam idealne dla siebie medium w postaci biżuterii. To niekończąca się plejada form, materiałów, kolorów, technik, która – nacechowana myślą twórcy – wybrzmiewa za każdym razem, gdy idzie w świat ze swoim właścicielem. Przyznam, że ogrom radości sprawia mi tworzenie biżuterii niekoniecznie użytkowej, chociażby przez jej rozmiar czy zawarte treści. Jednak żyją one wtedy zamknięte w objęciach galerii lub sprowadzają się do fotografii w katalogu. Na co dzień projektuję prace dla ludzi, które żyją na człowieku, nabierają mocy, opowiadają historie i cieszą, zastanawiają, niektóre mocno szokują.
Co chce pani powiedzieć odbiorcom pani sztuki za pośrednictwem biżuterii?
Projektuję biżuterię od 12 lat. Przez ten czas powstało sporo prac, mam jednak swoje ulubione kolekcje, często diametralnie różne. Jedna z nich to mój ukłon w stronę natury. Emaliowana romantyczna opowieść „Garden” przenosi do baśniowego świata, pełnego żywych barw, urokliwych motywów florystycznych, kamieni i blasku srebra. Kolejna jest przedstawieniem miejsca, które ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną. Kolekcja „Wrocław”, poświęcona wrocławskiej zajezdni tramwajowej Popowice, ukazuje bezlitosne oblicze czasu. Fotografie zrobione w tym miejscu zostały naniesione na metal. Widnieją na nich elementy graffiti, maszyn, murów niszczejących i podlegających nieustannym aktom wandalizmu. To także zdjęcia detali bram oraz okien, przez które widać opuszczone, zrujnowane pomieszczenia. „Wrocław” jest początkiem dłuższej historii o zmianach, ale opowiem ją następnym razem, ponieważ nie mogę pominąć jeszcze jednej wyjątkowo osobistej kolekcji. „Love Project” powstała we współpracy z fotografem Pawłem Jakubkiem. Czarno-białe akty kochanków rozbudzają wyobraźnię, są hołdem miłości pełnej pasji, siły i namiętności. Subtelne łuki ciał, wyraziste dłonie, pełne napięcia postacie elektryzują. Nie wszystkie prace mogę zaprezentować przez wzgląd na cenzurę, ale proszę mi uwierzyć, że to odważna kolekcja.
Dla kogo pani tworzy?
Najczęściej tworzę prace w pojedynczych egzemplarzach. Projektuję i wykonuję je ręcznie, co w czasach sieciówek nie jest tak oczywiste. Poprzez biżuterię opowiadam siebie, zmieniam się, doświadczam, wciąż się rozwijam, szukam i wykorzystuję różnorodne techniki. Nie mam zatem ściśle określonej grupy odbiorców. Prace, które pokazuję, są absolutnie szczere, przefiltrowane przez moje wnętrze, dlatego odbiorcami są osoby doceniające te wartości. Projektuję dla ludzi o otwartych sercach i umysłach, dla ludzi świadomych. Sprecyzowanie grupy docelowej może zawierać się w haśle „odpowiedni poziom wrażliwości
Czym kieruje się pani, tworząc swoją biżuterię i obiekty biżuteryjne?
Słucham siebie. Wyławiam z chaosu temat, który najmocniej mnie zajmuje, i badam. Potem próbuję go ubrać w formę, która będzie zrozumiana. Słucham także swoich klientów. Staram się odpowiadać na ich potrzeby, tworząc np. biżuterię mocno spersonalizowaną lub całkiem nową kolekcję minimalistyczną, której tak wiele osób nie mogło się już doczekać. Wciąż szukam nowych rozwiązań, uwielbiam eksperymenty. Uważam, że nieustannie trzeba się rozwijać dla siebie i innych. Czasem się boję, że nie wystarczy mi życia, aby nauczyć się tych wszystkich technik, jakie chciałabym zgłębić.
Jak przebiega u pani proces tworzenia?
Od samego początku wywiadu nie ukrywam, że jestem bardzo emocjonalna. W każdym aspekcie życia ten pierwiastek decyduje o wszystkim. To chyba głównie tendencja kobiet. Koncentracja na emocjach wprawia w ruch nieustającą machinę wyobraźni. Wszystko, czego dotykamy w życiu, zostawia ślad. Czasem wystawa malarstwa spowoduje zapłon projektowy, innym razem rozmowa z drugim człowiekiem. Kiedy pracuję z klientem i projektuję np. pierścionek zaręczynowy, staram się zgromadzić jak najwięcej informacji o przyszłej narzeczonej. Oglądam zdjęcia, pytam o muzykę, filmy, czasem zdarzało się także „przypadkiem” osobiście natknąć na parę, by potem zrobić ten idealny klejnot :) Potem pozostaje dobór techniki i ręczna praca w metalu.
Jakich materiałów używa pani do produkcji swojej biżuterii i który z nich jest pani ulubionym?
Na początku mojej biżuteryjnej podróży głównie towarzyszyły mi mosiądz, miedź i srebro. Oprawiłam dużo wspaniałych kamieni z różnych stron świata, a nawet sama szlifowałam kamienie odpowiednio pod projekt biżuterii. Eksperymentowałam z ceramiką, szkliwieniem, wełną z merynosów, własnoręcznie wytapianymi obiektami z dichroicznych szkieł. Przez te wszystkie lata moje serce jest wierne absolutnie fantastycznym emaliom jubilerskim wypalanym w piecu. Z czasem zaczęłam pracować w złocie, ale srebro do tej pory jest jednym z ulubieńców. Z zaciekawieniem obserwuję nowe technologie, programy komputerowe, maszyny. Technika nanoszenia fotografii na aluminium otworzyła przede mną zupełnie inną przestrzeń, z wielkim zapałem planuję kolejną kolekcję.
Jak odnosi się pani do konkursów złotniczych, których coraz więcej organizowanych jest w kraju?
Jestem wielką fanką takich inicjatyw. Wprowadzają rytm w tworzeniu abstrakcyjnych form wypowiedzi, są fantastycznym pretekstem do dyskusji, twórczych spotkań. Należę do „Grupy 9”, w skład której wchodzą wspaniałe kobiety, pełne pasji. Wzajemnie się motywujemy do tworzenia prac konkursowych, robienia własnych wystaw. To jest najlepszy pretekst do poszukiwań nowych rozwiązań, bardzo kreatywny czas.
Niemal każdy twórca ma swój autorytet, mistrza, którego dzieła podziwia. Czy istnieje artysta, którego prace pani podziwia
? Oczywiście. Z ogromnym szacunkiem i uznaniem podziwiam prace wielu artystów. To zarówno starsze, jak i młode pokolenie projektantów polskich i zagranicznych. Najmocniej oddziałują na mnie jednak osobistości, z którymi mogłam spędzić trochę czasu. Spotkałam na swej drodze wspaniałych projektantów biżuterii, a przy tym cudownych ludzi, którzy z pewnością mają wpływ na moją estetykę i podejście. To dobry moment, by podziękować profesorowi Andrzejowi Szadkowskiemu, doktorowi Jarosławowi Kolcowi, Andrzejowi Bandkowskiemu, Cezaremu Łutowiczowi, Mariuszowi Pajączkowskiemu i bardzo bliskiemu mi Jackowi Skrzyńskiemu, którego zwykłam nazywać „tatusiem”.
Jakie ma pani plany na przyszłość?
Rozwój. Nic nie daje większej radości. Mam już szkice następnej kolekcji oraz wybraną technikę do zgłębiania jej niuansów. Równocześnie zamierzam prezentować biżuterię większej liczbie ludzi, także na rynkach zagranicznych. Łączy się to z sesjami zdjęciowymi, których ostatnio jest bardzo wiele, zaangażowaniem w promocje i plan marketingowy. Biżuteria jest moją wielka miłością, chcę żeby rozkwitała.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Marta Andrzejczak