Polski Jubiler: Tworzy Pan biżuterię, która ujmuje odbiorcę swoją niepowtarzalnością. W Pana pracach widać kunszt rzemieślniczy i lekkość artystyczną – a obie te cechy sprawiają, że prace te są oryginalnymi dziełami sztuki jubilerskiej. Czy bliżej Panu do rzemieślnika, który z mozołem wykonuje biżuterię, czy artysty, który podporządkuje swoje życie stworzeniu dzieła sztuki?
Mariusz Deka, projektant biżuterii: Chyba mam problem z umiejscowieniem siebie. Prawdę mówiąc nie jest to dla mnie istotne, nigdy nie uważałem się za jubilera, złotnika czy artystę wyrażającego siebie poprzez biżuterię. Nie wiem, być może jest i trzecia droga, jakaś harmonia pomiędzy rzemiosłem a sztuką. Nie mogę i właściwie nie chcę rozdzielać warsztatu i umiejętności rzemieślniczych od szeroko pojętej kreacji. Nie zlecam wykonywania moic projektów innym, więc jest to sytuacja wyjątkowo komfortowa jeżeli umiejętności warsztatowe nie ograniczają wyobraźni. Jestem zafascynowany i mam ogromny szacunek do rzemiosła, ale również nie mam oporów przed łamaniem jego kanonów. Staram się zbytnio nie napinać, nie tworzę dzieł sztuki, wykonuję po prostu, najlepiej jak potrafię biżuterię, którą mam w głowie.
Czym jest dla Pana biżuteria?
Mógłbym teraz zrobić całą wyliczankę, że to moja pasja, sposób na wyrażenie siebie czy opowiedzenie jakiejś historii, nie mogę zapomnieć jednak, że jest to przede wszystkim, najzwyczajniej moja praca… Biżuteria jako taka, to dość szerokie pojęcie, często wywołuje we mnie skrajne odczucia. Potrafię się nią zachwycić, a niektóre jej formy mnie odrzucają. Najbardziej interesuje mnie sam proces tworzenia. To jest mój świat. Ocenę efektu końcowego wolę pozostawić odbiorcy. Nie mogę ukrywać, że praca nad biżuterią trochę mnie pochłonęła, ale próbuję zachować dystans.
Jaka według Pana powinna być biżuteria, którą noszą Polki i Polacy – komercyjna, seryjna czy artystyczna, która pozwala osobie ją noszącej na podkreślenie swoich indywidualnych cech osobowościowych?
Dla mnie jest to dość oczywiste. Nie ma najmniejszego znaczenia czy jest to tak zwana biżuteria artystyczna czy typowo komercyjna. Chciałbym, aby w Polsce można było łatwo znaleźć biżuterię wysokiej jakości, oryginalną, dobrze zaprojektowaną i przede wszystkim odważną. Oczywiście jest mi bliższy segment biżuterii autorskiej, ale wybór chciałbym pozostawić klientom. Zazwyczaj sami dobrze znają własne potrzeby, chodzi jedynie o to, aby naprawdę mieli z czego wybrać.
Jaki wpływ na tworzoną przez Pana biżuterię ma fakt, że jest Pan absolwentem wydziału Metali Nieżelaznych Akademii Górniczo- Hutniczej w Krakowie? Czy fakt ten zmienia sposób postrzegania przez Pana metali szlachetnych?
Gdybym się głębiej nad tym zastanowił, może doszedłbym do wniosku, że mój przekorny charakter pchnął mnie w kierunku tak abstrakcyjnej i nieuporządkowanej formy biżuterii, aby w ten sposób odreagować poukładany świat inżynierii materiałowej, gdzie królują przedmioty ścisłe, a wszystko jest dokładnie opisane. Z technicznego punktu widzenia sprawa jest bardzo prosta. Takie solidne podstawy teoretyczne, przygotowujące między innymi do pracy z metalami szlachetnymi, pozwoliły mi łatwo i dosyć naturalnie przejść do pracy nad moimi pomysłami.
Jaki jest Pana ulubiony materiał – metal, z którego wykonuje Pan swoją biżuterię autorską?
Chyba w dalszym ciągu złoto. Moje pierwsze prace autorskie wykonywałem ze złota i choć ze względów czysto ekonomicznych, coraz częściej wykorzystuję samo srebro czy srebro w połączeniu ze złotem, to jednak pozostał mi jakiś sentyment do tego metalu. Nie jestem w żadnym razie tradycjonalistą i nie padam na kolana przed jego szlachetnością, nie mam oporów przed łączeniem go z innymi metalami, aluminium, srebrem czy stalą.
W wielu projektach Pana biżuterii można znaleźć nieoszlifowane diamenty. Nieoszlifowany diament jest kamieniem, w którym można odkryć piękno natury, która nie została podporządkowana przez człowieka. Skąd u Pana pomysł, aby w swoją biżuterię wkomponowywać diamenty − naturalne i agresywne których wcześniej nie poddał Pan obróbce?
Tak to prawda, surowy, chropowaty i połyskujący diament doskonale się tu wkomponował. Moja biżuteria jest trochę taka niedopowiedziana. Surowe i nieobrobione powierzchnie kontrastują z błyszczącymi elementami. Bardzo często nadaję tylko kształt swoim wyrobom, czy są to obrączki czy okazałe pierścienie, staram się jak najmniej ingerować w surową powierzchnię metalu. W takim przypadku umieszczenie surowych diamentowych bryłek w tych pracach przyszło dosyć naturalnie. Rozwinięciem tej kolekcji jest biżuteria z pięknymi naturalnymi i nieszlifowanymi kryształami turmalinu i akwamarynu, którą właśnie przygotowuję.
Skąd czerpie Pan inspirację? Jak przebiega u Pana proces tworzenia biżuterii?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Jest to bardzo trudne, zwłaszcza gdy moja inspiracja to jakaś wypadkowa i składa się z wielu czynników. W niektórych pracach dosyć wyraźnie widoczna jest inspiracja sztuką i biżuterią antyczną. Ale myślę sobie, że ma to duży związek z prostymi technikami, jakie wykorzystuję przy pracy nad nimi. Myślę, że jeżeli człowiek jest otwarty na świat i innych ludzi i ma jakąś wrażliwość estetyczną, to może go inspirować dosłownie wszystko, ludzie, muzyka, przyroda. Nie trzeba się przy tym wysilać, praca jest przyjemnością.
Pana biżuteria to przede wszystkim biżuteria stworzona dla kobiet. Męska biżuteria nie pojawia się w Pana kolekcjach. Czy tworzy Pan tylko i wyłącznie dla kobiet?
Nie, chyba nie do końca się z tym zgadzam. To prawda nie mam oddzielnej kolekcji przygotowanej dla mężczyzn. Jednak nie czuję takiej potrzeby, wyraźnego sugerowania dla kogo jest ona przeznaczona. Gdybym sam był zwolennikiem noszenia biżuterii, nie miałbym oporów przed włożeniem któregoś ze swoich pierścionków lub obrączek. Często są to propozycje dość uniwers a l n e . A mężczyźni są również moimi klientami.
Dla kogo tworzy Pan swoją biżuterię? Czy ma Pan wyimaginowanego odbiorcę, którego chce Pan zafascynować swoimi okazami, czy przede wszystkim liczy się dla Pana proces tworzenia, a odbiorców traktuje Pan jak publiczność, która może zachwycić się Pana biżuterią i odnaleźć w niej siebie?
Chyba miałem szczęście, że dopracowując się jakiegoś własnego stylu, znalazłem odbiorcę, który podziela moją estetykę czy też sposób patrzenia na biżuterię. Raczej nie wczuwam się w rolę odbiorcy, robię przedmioty, które mnie się podobają. Tylko w taki sposób mogę czerpać radość z pracy.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Marta Andrzejczak