„Polski Jubiler”: Skąd wzięło się u pani
zamiłowanie do biżuterii?
Ela Gierak, projektantka biżuterii: Od
kiedy pamiętam, lubiłam oryginalną,
ciekawą biżuterię. Lubiłam ją oglądać,
kupować, nosić. Niestety, wzornictwo w
tamtym czasie było bardzo ubogie, a jeżeli
już było coś ciekawszego, to mnie nie
zawsze było stać na takie szaleństwo. Kiedy
kilka lat temu zaczęłam sprzedawać
biżuterię gotową, odkryłam, że jestem w
stanie wykonać podobne rzeczy. Potem to
już poleciało szybko, jeden kurs, kilka
książek. W końcu to, co umiałam, już mi
nie wystarczało, pomyślałam, że warto
zacząć coś poważniejszego, więc
wynalazłam kursy, na których nauczyłam
się pracy ze srebrem. Oczywiście, nie
wszystkiego da się nauczyć w tak krótkim
czasie, poznać tajniki, ale początek już był.
Zakupiłam maszyny, no i ruszyłam z pracą.
Wiele rzeczy musiałam zniszczyć, wiele
godzin przesiedzieć, żeby dojść do tego,
jak coś można zrobić. Kiedy udało mi się
wykonać jeden z pierwszych kompletów:
wisior z kolczykami, czułam, że to jest to,
że tak chcę zarabiać na życie, że znalazłam
swoje powołanie. No i zachwyty
znajomych, obce osoby, które mnie
zaczepiały, żeby pochwalić moją biżuterię.
To była miłość od pierwszego kompletu.
Co chce pani zakomunikować światu
poprzez swoją biżuterię?
To nie jest tak, że poprzez swoją biżuterię
chcę przekazać coś konkretnego. Tworzę
biżuterię, ponieważ lubię podkreślać swoją
indywidualność poprzez różne elementy
wyglądu, takie jak biżuteria, ubiór i chcę
dać podobne możliwości innym kobietom.
Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach
masowej produkcji w każdej praktycznie
dziedzinie życia potrzeba nam czegoś, co
pozwoli zachować indywidualizm; dlaczego
nie miałaby być to właśnie biżuteria. To nie
musi być od razu coś dużego, bardzo
oryginalnego, rzucającego się w oczy. To
może być mała rzecz, ale inna poprzez np.
dobór odpowiednich kolorów. Takie małe
nawet drobiazgi sprawiają, że kobiety czują
się wyjątkowe. Kiedy rozmawiam z moimi
klientkami, mam wrażenie, że dla dużej
części kobiet to jest ważne.
Jak pani, jako twórca unikatowej biżuterii,
zapatruje się na oczekiwania klientów?
Z dnia na dzień oczekiwania klientów się
zmieniają. Na to, czego klienci oczekują,
ma bardzo duży wpływ obecna moda,
telewizja, pisma kobiece. Pamiętam, że ze
dwa lata temu prezenterki telewizyjne
zaczęły nosić biżuterię z kryształków
Swarovskiego i wtedy większość pań
chciała dokładnie taką samą biżuterię. To
było coś, co najlepiej się sprzedawało. Na
śluby robiłam biżuterię tylko z kryształków
i nie było mowy, żeby użyć innych
materiałów. Dzisiaj jest trochę inaczej,
pracuję teraz z czterema kobietami, dla
których projektuję biżuterię ślubną, i dwie
z nich zdecydowały się na perełki. Mam
wrażenie, że klientki bardziej świadomie
zaczynają wybierać coś, co będą nosić.
Pierwsze duże korale to był szał. Dzisiaj
jest tak, że takie korale byłyby tylko
inspiracją. Wydaje mi się, że moje klientki
stały się bardziej otwarte i odważne w
wyrażaniu siebie za pomocą biżuterii.
Jestem bardzo zadowolona z tego, co się
dzieje w tej dziedzinie, ponieważ
odchodzenie od szarości, czerni, a
wprowadzanie kolorów, rożnych form
powoduje, że świat staje się piękniejszy.
Dla kogo pani tworzy?
Biżuterię tworzę dla kobiet i im ją
dedykuję. Jednej podobają się duże,
oryginalne pierścienie, inna woli delikatne,
naturalne wyroby. Tak samo jak każda
osoba jest inna, tak samo różna musi być
biżuteria stworzona specjalnie na
zamówienie. Moje wyroby podobają się
paniom otwartym, skłonnym do różnych
eksperymentów.
Skąd czerpie pani inspirację?
Inspiracją dla mnie jest wszystko, co mnie
otacza. Czasami to jest liść na drodze,
czasami zwykły guzik przy ubraniu, jeszcze
innym razem zwykłe ziarenka kawy. W
chwilach, gdy pojawia się pomysł na
biżuterię, rysuję jej szkic, by potem podczas
pracy móc go odtworzyć. Czasami, choć
zdarza się to rzadziej, siadam w pracowni i
biorę do ręki srebro, po czym przekładając
je, oglądając, wyginając, patrzę, co mi się
pojawi w głowie. Inaczej jest z biżuterią na
zamówienie. W takich przypadkach staram
się poznać osobę, dla której będę
projektować, dowiedzieć się, jaka jest,
czego oczekuje. Dopiero wówczas staram
się dostosować swoją wizję biżuterii do jej
potrzeb i osobowości.
Jaki jest pani ulubiony materiał, w
którym pani tworzy?
Nie będę chyba oryginalna, kiedy
odpowiem, że srebro. Uwielbiam ten
materiał w każdej postaci, choć najbardziej
odpowiada mi surowa forma srebra, formy
nieregularne, niedokończone, wyglądające
jakby powstały przypadkiem. Lubię
możliwości, które daje srebro, które może
być matowe, stylizowane na stare,
oksydowane. Moimi ulubionymi
kamieniami są: koralowiec, malachit,
turkus, gdyż mają charakteryzujące je
intensywne barwy. Moją wizytówką stało
się łączenie ich w kontrastowy sposób;
czerwień z zielenią, czerwień z niebieskim,
no i wszystkie te trzy kolory w jednej
formie.
Jaką część procesu artystycznego lubi
pani najbardziej, a jaka sprawia pani
najmniej satysfakcji?
Najbardziej lubię sam proces tworzenia,
kiedy siedzę w pracowni i jestem tylko ja i
przedmiot, który tworzę. Świat przestaje
dla mnie wtedy istnieć. Mogę tak pracować
przez wiele godzin bez przerwy,
zapominam wówczas o wszystkim i
wszystkich. Zawsze nie mogę doczekać się
efektu końcowego. Często formy
pośrednie powodują, że w trakcie pracy
zmieniam zdanie co do wyglądu danej
biżuterii.
Najmniej satysfakcjonujący jest dla mnie
moment, kiedy zostaje już tylko „dopieścić”
dany przedmiot, ponieważ często wydaje
mi się, że jeszcze jest coś, co mogłabym
poprawić, coś zmienić na lepsze.
Czym dla pani jest biżuteria?
Od kilku lat biżuteria to moje całe życie,
moja pasja, moja praca. W biżuterii mogę
się realizować, ukazać kawałek siebie. Z dnia na dzień oczekiwania klientów się
zmieniają. Na to, czego klienci oczekują,
ma bardzo duży wpływ obecna moda,
telewizja, pisma kobiece. Pamiętam, że ze
dwa lata temu prezenterki telewizyjne
zaczęły nosić biżuterię z kryształków
Swarovskiego i wtedy większość pań
chciała dokładnie taką samą biżuterię. To
było coś, co najlepiej się sprzedawało. Na
śluby robiłam biżuterię tylko z kryształków
i nie było mowy, żeby użyć innych
materiałów. Dzisiaj jest trochę inaczej,
pracuję teraz z czterema kobietami, dla
których projektuję biżuterię ślubną, i dwie
z nich zdecydowały się na perełki. Mam
wrażenie, że klientki bardziej świadomie
zaczynają wybierać coś, co będą nosić.
Pierwsze duże korale to był szał. Dzisiaj
jest tak, że takie korale byłyby tylko
inspiracją. Wydaje mi się, że moje klientki
stały się bardziej otwarte i odważne w
wyrażaniu siebie za pomocą biżuterii.
Jestem bardzo zadowolona z tego, co się
dzieje w tej dziedzinie, ponieważ
odchodzenie od szarości, czerni, a
wprowadzanie kolorów, rożnych form
powoduje, że świat staje się piękniejszy.
Dla kogo pani tworzy?
Biżuterię tworzę dla kobiet i im ją
dedykuję. Jednej podobają się duże,
oryginalne pierścienie, inna woli delikatne,
naturalne wyroby. Tak samo jak każda
osoba jest inna, tak samo różna musi być
biżuteria stworzona specjalnie na
zamówienie. Moje wyroby podobają się
paniom otwartym, skłonnym do różnych
eksperymentów.
Skąd czerpie pani inspirację?
Inspiracją dla mnie jest wszystko, co mnie
otacza.
Czasami to jest liść na drodze,
czasami zwykły guzik przy ubraniu, jeszcze
innym razem zwykłe ziarenka kawy. W
chwilach, gdy pojawia się pomysł na
biżuterię, rysuję jej szkic, by potem podczas
pracy móc go odtworzyć. Czasami, choć
zdarza się to rzadziej, siadam w pracowni i
biorę do ręki srebro, po czym przekładając
je, oglądając, wyginając, patrzę, co mi się
pojawi w głowie. Inaczej jest z biżuterią na
zamówienie. W takich przypadkach staram
się poznać osobę, dla której będę
projektować, dowiedzieć się, jaka jest,
czego oczekuje. Dopiero wówczas staram
się dostosować swoją wizję biżuterii do jej
potrzeb i osobowości.
Jaki jest pani ulubiony materiał, w
którym pani tworzy?
Nie będę chyba oryginalna, kiedy
odpowiem, że srebro. Uwielbiam ten
materiał w każdej postaci, choć najbardziej
odpowiada mi surowa forma srebra, formy
nieregularne, niedokończone, wyglądające
jakby powstały przypadkiem. Lubię
możliwości, które daje srebro, które może
być matowe, stylizowane na stare,
oksydowane. Moimi ulubionymi
kamieniami są: koralowiec, malachit,
turkus, gdyż mają charakteryzujące je
intensywne barwy. Moją wizytówką stało
się łączenie ich w kontrastowy sposób;
czerwień z zielenią, czerwień z niebieskim,
no i wszystkie te trzy kolory w jednej
formie.
Jaką część procesu artystycznego lubi
pani najbardziej, a jaka sprawia pani
najmniej satysfakcji?
Najbardziej lubię sam proces tworzenia,
kiedy siedzę w pracowni i jestem tylko ja i
przedmiot, który tworzę.
Świat przestaje
dla mnie wtedy istnieć. Mogę tak pracować
przez wiele godzin bez przerwy,
zapominam wówczas o wszystkim i
wszystkich. Zawsze nie mogę doczekać się
efektu końcowego. Często formy
pośrednie powodują, że w trakcie pracy
zmieniam zdanie co do wyglądu danej
biżuterii.
Najmniej satysfakcjonujący jest dla mnie
moment, kiedy zostaje już tylko „dopieścić”
dany przedmiot, ponieważ często wydaje
mi się, że jeszcze jest coś, co mogłabym
poprawić, coś zmienić na lepsze.
Czym dla pani jest biżuteria?
Od kilku lat biżuteria to moje całe życie,
moja pasja, moja praca. W biżuterii mogę
się realizować, ukazać kawałek siebie.
Rozmawiała Marta Andrzejczak