Artykuły z działu

Przeglądasz dział DOBRE BO POLSKIE (id:55)
w numerze 02/2023 (id:193)

Ilość artykułów w dziale: 1

pj-2023-02

Biżuteria to moja pasja

Rozmowa z Olgą Zielińską, projektantką biżuterii

pj-2023-02-379862-377200
Jak zaczęła się pani przygoda z biżuterią?

Moja mama jeszcze w PRL-u sama dla siebie montowała naszyjniki z koralików, lepiła elementy z modeliny i robiła z nich biżuterię, jakiej nie było w sklepach. Taki niepokój twórczy. Ja tę biżuterię w jakimś momencie od niej dostałam, bo moda minęła, w domu były porządki i coś miałam sobie z tym zrobić. Zaczęłam rozmontowywać, kombinować, składać na nowo – i zaczęło się. Handel online rękodziełem w Polsce raczkował, około 2005 r. w pierwszych portalach, z którymi pracuję do dziś, zaczęłam sprzedawać te koralikowe dzieła. Najpierw proste konstrukcje, potem wiele eksperymentów z różnymi technikami. Ten niepokój twórczy to musi być genetyka, moja prababcia malowała, a z drugiej strony rodziny pradziadek ręcznie robił drewniane meble. Nie wyobrażam sobie innej drogi dla siebie. Studiowałam fotografię na ASP w Gdańsku, ale jeszcze podczas studiów pojawiła się w moim życiu biżuteria i już ze mną została. Dyplom z fotografii mam i nie żałuję. Po pierwsze – umiem zrobić zdjęcia, co bardzo się przydaje, po drugie – czas poszukiwania własnej drogi nie może być czasem zmarnowanym.

Jaką drogę musiała pani pokonać, aby wypracować własny styl w tworzeniu biżuterii?

Ponieważ zaparłam się, że z biżuterii będę żyć, musiałam wielokrotnie tymczasowo zajmować się biżuterią mniej artystyczną, a bardziej opłacalną. Trochę incognito robiłam i wciąż robię rzeczy sztampowe, robię naprawy, wykonuję obrączki ślubne, zupełnie klasyczne. Jestem w siódmym niebie, że to jednak nadal jest biżuteria i w gruncie rzeczy nie muszę dorabiać w innej branży, męcząc się gdzieś w biurze i marnując godziny. Uważam, że bezcenne jest lubić swoją robotę i wiedzieć, że nigdy się nie znudzi. Jeśli chodzi o styl, to myślę, że on sam się rodzi w momencie, w którym w sposób nieskrępowany możesz tworzyć coś na spokojnie i nie musisz się martwić, czy to się sprzeda i co z tym dalej będzie. Takie okoliczności trzeba sobie stworzyć, wtedy wychodzi na wierzch nasza prawda i nasz charakter. Dając sobie szansę na spokój wewnętrzny, czyli zyskując pieniądze z innych źródeł, stworzyłam sobie taką gałąź, w której robię to, co chcę, i mam w nosie, kiedy to sprzedam. Wolność jest konieczna, inaczej nie będzie własnego stylu.

Jakie cele stawia sobie pani teraz na tej drodze?

Robię to, co lubię, i jeszcze mi czasem za to płacą. Wiem i czuję, że jestem na właściwym torze, więc podstawowy cel to dalej iść tą drogą. Móc robić to, co lubię, rozwijać się cały czas, ucząc się nowych rzeczy. Oglądać, słuchać – jestem wiecznie głodna wiedzy i nowości. Móc zamykać się w pracowni na długie godziny i tworzyć bez presji. Nie stracić tego, że praca nie jest dla mnie pracą. Nie muszę od niej odpoczywać, nie są mi potrzebne weekendy ani urlop. Nie pracuję bez przerwy, oczywiście, ale ta robota to jest taka pasja, która nie wymaga ode mnie cyklicznego resetu mózgu i wyłączania telefonu służbowego. Wszystkim ludziom na ziemi życzę, żeby lubili swoją pracę.

Jaki jest pani ulubiony materiał jubilerski i dlaczego właśnie on?

Srebro oczywiście, a także żywica. Srebro ma w sobie magię i spokój, wyczuwam pod palcami jego szlachetność. Jest w dużym stopniu przewidywalne, można je dość szybko wyczuć, nauczyć się, jak się zachowuje. Żywica z kolei to kapryśny materiał. Oczywiście są zasady, co i jak, w jakich okolicznościach zrobić, żeby efekt był właściwy, ale ona i tak czasem potrafi powiedzieć po prostu NIE. Uczy cierpliwości i pokory. Może dlatego, że na efekt muszę czasem czekać kilka dni i że czasem coś nie wyjdzie, to radość z sukcesów w pracy z żywicą jest duża. Traktuję ją jako środek do celu, a nie cel, nie tworzę z niej form przestrzennych, ona jest tylko pomocnikiem w prezentacji tego, co pod nią chowam. A są to moje zdjęcia i rysunki. Żywica pozwala mi je utrwalać na długie lata.

Jak zdefiniowałaby pani swoją biżuterię – dla kogo pani tworzy i co chce przekazać za pośrednictwem biżuterii?

Myślę, że moja biżuteria nie jest dla miłośniczek klasyki. Raczej dla kolorowych ptaków, wolnych umysłów i kobiet odważnych. Biżuteria, tak jak buty czy ubranie, może wyrażać bardzo dużo albo nie mówić zupełnie nic. Ty wybierasz, w zależności od nastroju albo cech twojego charakteru, czy chcesz przyciągać wzrok, czy coś swoim wyglądem mówisz, czy krzyczysz, czy chcesz w tłumie zlać się z szarzyzną i zniknąć. Zaznaczam, że dla obu wariantów jest moja pełna zgoda i akceptacja. Ale ja lubię mocne kolory, duże formy, nietypowe rozwiązania, one wymagają pewnej odwagi. Uwielbiam wystrojone kobiety, w wielkich kolorowych kolczykach i szalonych ciuchach. Sama, jak szewc bez butów, noszę mało biżuterii i jeżdżę na rowerze w starych T-shirtach, ale bez zwariowanych ludzi w kolorach tęczy na ulicach byłoby mi bardzo smutno.

Skąd czerpie pani inspiracje?

Miliony obrazów przewijają się przed naszymi oczami codziennie. Coś zostaje, coś się pamięta, coś się zapisuje na potem w głowie. Czerpię z kina, z natury, z mody, ze sztuki. Z ludzi, z moich klientek niejednokrotnie. To, co już widziałam, przetwarzam w głowie, produkuję z tego, co już jest, nie odkrywam Ameryki – ale maluję ją po swojemu. Mówi się, że wszystko już było, że już tylko odtwarzamy. Moda zatacza koła, wracają koturny, kolejny raz wracają spodnie dzwony. W biżuterii codziennej np. wróciły kolczyki koła, a parę lat temu były bardzo niemodne. W modzie nic nie mija na zawsze. Moim zdaniem ważne, żeby dużo oglądać, czytać i słuchać, wówczas inspiracji nie zabraknie.

Jak ocenia pani zainteresowanie odbiorców w dzisiejszych dość trudnych czasach biżuterią autorską?

Biżuteria autorska to produkt luksusowy i niszowy, więc oczywiście klientów jest odpowiednio mniej niż na produkty z półki pop, o chińskich produktach kiepskiej jakości nie wspominając (a Polacy lubią tę kiepską jakość niestety). Ale klienci na biżuterię artystyczną są, wierzę. I widzę, że jest ich coraz więcej. Takich, którzy rozumieją różnice między nieznanym stopem jakichś kosmicznych metali a srebrem o określonej próbie. Takich, którzy kupują u rzemieślników, a nie u producentów masowej bylejakości. Internet skraca odległości, a ja funkcjonuję od jakiegoś czasu wyłącznie w internecie, jeśli mowa o sprzedaży. Jest mi na pewno o tyle łatwiej niż artystom jeszcze 30 lat temu, że mam dostęp do reszty świata, klienci są nie tylko z mojej ulicy. Afirmując i trzymając kciuki za coraz większe sukcesy, nie chcę narzekać na brak klientów.

Gdzie można kupić pani wyroby i zapoznać się z pani twórczością?

Zapraszam na moją stronę: www.olgazielinska.pl – tam można znaleźć wszystkie informacje.

Dziękuję za rozmowę.