Rozmowa z Anną Kruk, projektantką biżuterii i współwłaścicielką marki Ania Kruk. Ania Kruk to marka stworzona przez Annę i Wojciecha jr, dzieci Wojciecha Kruka, twórcy W.Kruk, najbardziej znanej marki jubilerskiej w Polsce.
Polski Jubiler: Marka Ania Kruk na polskim rynku biżuteryjnym pojawiła się stosunkowo niedawno, ale już spotkała się z dużym uznaniem i co ważne z entuzjastycznym przyjęciem przez Polki. Czym marka pani biżuterii wyróżnia się na tle innych projektantów?
Anna Kruk: Miło mi to słyszeć. Faktycznie, spotykamy się z bardzo ciepłymi reakcjami. Mam wrażenie, że dotychczas w Polsce brakowało takiej marki, która proponowałaby oryginalną i dizajnerską biżuterię, ale w przystępnych cenach. Na rynku z jednej strony mamy klasycznego jubilera oraz galerie autorskie, a z drugiej biżuterię sprzedawaną w sieciach odzieżowych, która najczęściej jest sprowadzana z Azji i wytwarzana ze słabej jakości materiałów. Przestrzeń pomiędzy tymi dwoma biegunami zapełniały dotychczas małe marki projektanckie, które oferują tylko jeden produkt (w zależności od technologii w jakiej pracują): sznurkowe bransoletki z zawieszką, bransoletki na gumce z kamieni naturalnych, drobne bransoletki wyginane z drutu, itd. My postawiliśmy na zbudowanie marki nie na jednym produkcie, ale na całym wachlarzu kolekcji, tak jak to jest w dużych sieciach.
Pani kolekcje biżuterii pokazują, że można stworzyć swój indywidualny styl tworzenia biżuterii. Ile czasu zajęło pani znalezienie własnej drogi w świecie biżuterii?
Myślę, że szukanie własnej drogi nigdy się nie kończy. Ja jestem dopiero na początku tego procesu. To niesamowite, ponieważ patrząc wstecz, widzę jak bardzo rozwinęliśmy się przez ten rok. Każda kolekcja to nowe wyzwania, nowe problemy, które trzeba rozwiązać. Znajdujemy inne materiały, lepsze sposoby zabezpieczania metalu, próbujemy sił w nowych technologiach. Myślę, że widać to w naszej biżuterii. Eksperymentujemy, ale stoi za tym dogłębna wiedza złotnicza i znajomość procesów produkcyjnych – a to dzięki panu Pawłowi Krygierowi, złotnikowi z wieloletnim doświadczeniem, z którym współpracuję.
Dla kogo pani tworzy biżuterię?
Nie kierujemy się tylko do jednego odbiorcy, nie ograniczamy do jednego stylu. Wręcz przeciwnie, planuję kolekcje w taki sposób, żeby były komplementarne, uzupełniały się. Jeśli jedna stawia na duże, kolorowe wzory z drewna, projektuję drugą: delikatną, drobną, z kamieniami naturalnymi. Na pewno nasza klientka lubi bawić się modą, nie boi się niestandardowych rozwiązań. Nosi biżuterię na co dzień, nie tylko od święta. Czasem ma ochotę na coś klasycznego, czasem na coś ekstrawaganckiego. Lubi rzeczy markowe – ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Chce kupić przedmiot z historią, który został wymyślony i wyprodukowany tu, w Polsce, przez osoby, które może „zidentyfikować”, a nie w wielkiej fabryce w Chinach.
Biżuteria jest komunikatem wysyłanym światu. O czym informuje biżuteria, która została przez panią zaprojektowana?
Nasza biżuteria, i również szerzej: marka Ania Kruk, jest oparta na pasji, emocjach, bawieniu się modą i biżuterią. Sięgamy po nietypowe dla branży jubilerskiej materiały, jak silikon, żywica, drewno, i łączymy je z metalem, kryształem, kamieniem. Bawimy się materiałem, bawimy się też formą: bransoletki po doczepieniu łańcuszka stają się naszyjnikami, naszyjniki można jednym gestem skracać do kolii. Lubię kiedy w biżuterii zawarty jest jakiś koncept, metafora. Udało mi się to np. w kolekcji Pixels, która sięga do estetyki gier komputerowych z lat 80-tych i spotkała się z super odzewem ze strony blogerek modowych i prasy.
Można powiedzieć, że tworzenie biżuterii ma pani we krwi. Skąd jednak wzięła się u pani potrzeba wyrażania siebie za pośrednictwem biżuterii?
Wychowywałam się przy projektowaniu i produkcji biżuterii. Mój pradziadek założył mały zakład złotniczy, złotnikiem był też dziadek, a mój tata przekształcił W.Kruka w najbardziej znaną markę jubilerską w Polsce. Ja też zawsze chciałam projektować: studiowałam wzornictwo przemysłowe na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu i próbowałam swoich sił w różnych dziedzinach: wnętrza, meble, ubrania, grafika, typografia. Biżuteria, jak żadna inna dziedzina projektowania, leży na granicy sztuki i użytkowości. Są to przedmioty, które mają zdobić, które kupujemy, ponieważ kierują nami emocje, a nie organiczna potrzeba. Myślę, że właśnie dlatego w tworzeniu biżuterii jest coś magicznego, pierwotnego, co mnie przyciąga.
Co stanowi bazę pani biżuterii? Jaki materiał jest pani ulubionym?
Lubię eksperymentować z różnymi materiałami – co widać w naszej biżuterii. Każdy z nich przynosi nowe wyzwania. Bardzo istotne jest dla nas też zaprojektowanie finalnej ceny produktu. Mówię „zaprojektowanie”, ponieważ o cenie detalicznej myślimy prawie od początku. Rozrysowując wzór kalkuluję sobie w głowie: jeśli użyję takich materiałów wyjdzie już za drogo, muszę wymyślić coś innego. Wiem, że dziś na rynku, cena jest bardzo istotnym argumentem dla naszej klientki przy podejmowaniu decyzji o zakupie. A my chcemy być blisko niej – żeby mogła sobie pozwolić na mały prezent dla samej siebie jak najczęściej, a nie tylko od święta. Dlatego bazujemy na metalach kolorowych, głównie jest to mosiądz lub mosiądz posrebrzany. Dużym odkryciem był dla nas silikon – to materiał, z którego dotychczas robiło się bransoletki festiwalowe lub dotyczące różnych akcji społecznych. My wprowadziliśmy go „na salony”.
Czym zazwyczaj wywołany jest u pani proces tworzenia biżuterii? Skąd czerpie pani inspiracje?
Nie będę oryginalna mówiąc, że inspirację można znaleźć wszędzie. Na ulicy, na blogach modowych i portalach, patrząc na ciekawe połączenia kolorów, dotykając chropowatych kamieni budynku. Wszystko co mi się spodoba, nawet luźne skojarzenia, przypinam do ściany inspiracji. Tak rodzą się pomysły, które potem powoli kiełkują w głowie, jedne szybciej, inne są odkładane na później, a niektóre nie powstają nigdy.
Jakie ma pani plany na przyszłość?
Mamy w tej chwili mnóstwo pracy i przypuszczam, że w przyszłości nadal tak będzie. Na wiosnę praktycznie co tydzień wchodziła do naszych butików nowa kolekcja. Na jesień na pewno nie zwolnimy rytmu i nadal będziemy projektować, projektować i projektować. Pojawi się więcej wzorów srebrnych – mały ukłon w stronę klasycznego jubilerstwa. Lato to idealny czas na silikonowe szaleństwo, ale zimą lubimy wrócić do klasyki. Mamy w tej chwili 6 butików w całej Polsce, na jesień planujemy otwarcia kolejnych 4 salonów. Przygotowujemy też parę niespodzianek, żeby być bliżej klientów z miast, w których na razie nie planujemy otwierać sklepów – ale nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów. Powoli budujemy sobie rozpoznawalność i swoje miejsce na rynku. Każda nowa klientka jest dla nas cenna – bo pokazuje zakupioną bransoletkę swoim koleżankom i rodzinie, staje się naszą ambasadorką. Mam nadzieję, że w 2015 już będziemy ulubioną marką biżuterii modowej wszystkich Polek.