Rozmowa z Andrzejem Bielakiem, założycielem i byłym wieloletnim prezesem Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych, współorganizatorem oraz jurorem wielu wystaw, konkursów biżuterii, mistrzem złotnictwa, właścicielem galerii biżuterii w Krakowie, artystą, który wyeksportował ponad tonę unikatowej biżuterii srebrnej na 4 konynenty.
Andrzej Bielak w 1975 roku ukończył studia magisterskie na Wydziale Mechanicznym Politechniki Krakowskiej a w 1978 r. studia doktoranckie w Politechnice Krakowskiej. W 2006 roku rozpoczął wykonywanie obrączek ślubnych wprowadzając nową jakość do tej branży, tworzy unikatowe, zindywidualizowane obrączki, pięć pomysłów jest zgłoszonych do Urzędu Patentowego i chronionych prawem. Artysta wykorzystuje zanikające i trudne techniki złotnicze; mokume–gane, niello, inkrustację, ręczne grawerowanie. Andrzej Bielak wyeksportował ponad tonę unikatowej biżuterii srebrnej na 4 kontynenty. www.bielak.krakow.pl www.galeriabielak. pl www.inneobraczki.pl
Polski Jubiler: Jest pan jednym z najbardziej znanych i uznanych twórców biżuterii w naszym kraju. Został pan uhonorowany Medalem św. Eligiusza oraz tytułem Złotnika Roku 2011, srebrnym medalem im. J. Kilińskiego oraz Honorową Odznaką Rzemiosła. Dlatego nie mogę nie zapytać, co wpłynęło na pana, że postanowił pan wyrażać siebie poprzez biżuterię?
Andrzej Bielak: Nie jestem nikim wielkim, jestem zwykłym wyrobnikiem biżuterii. Jak mawiał Marek Nowaczyk, wyrobnik równa się osoba wyrabiająca biżuterię. Nigdy nie planowałem kariery złotniczej. Byłem dobrze zapowiadającym się pracownikiem naukowym w Politechnice Krakowskiej, gdy przypadek skierował mnie w innym kierunku. Wtedy zacząłem profesjonalnie zajmować się projektowaniem i wykonywaniem biżuterii. A odpowiedź na pytanie „co wpłynęło?” brzmi – poznanie mojej przyszłej żony – Barbary, która pochodzi ze starej krakowskiej rodziny fotograficznej.
Jak przebiegała pana droga zawodowa?
Wielokrotnie słyszałem w jej rodzinie jak opowiadano, że zastawa stołowa została wykonana na zamówienie dziadka Garzyńskiego, ze srebra odzyskanego z odczynników. Pomyślałem: mógł dziadek, mogę i ja. I tak we wczesnych latach siedemdziesiątych pojawiły się moje pierwsze sztabki srebra. Początkowo sprzedawałem je, oczywiście nielegalnie, artystom plastykom. Wtedy pojawiła się myśl, że trzeba zacząć robić coś samemu. Okazało się, że poza wykształceniem w kierunku technologii metali (to co koledzy zdobywali latami doświadczeń, ja miałem w małym palcu), mam jakiś dar boży. Tak się zaczęło. Z Barbarą, która w międzyczasie skończyła wzornictwo na krakowskim ASP, współpracowaliśmy do 1998 roku. Potem Barbara odeszła od złotnictwa przejmując firmę Foto Garzyńska po matce. Naszą działalność datujemy od 1978 roku, kiedy to nawiązaliśmy kontakty z krakowską firmą Imago Artis. Przedstawienie ponad trzydziestu lat mojej kariery zawodowej, zajęłoby zbyt wiele miejsca i czasu a efekt jest taki, jaki przedstawia pani w pierwszym pytaniu. Trzeba tu dodać niezwykle ważną dla mnie działalność w Stowarzyszeniu Twórców Form Złotniczych. Współpraca z licznym gronem polskich artystów złotników była dla mnie zaszczytem, tym bardziej, że wspólnie udało nam się stworzyć Naprawdę Dużą Wartość. Jeszcze działalność w Cechu Złotników Krakowskich, blisko 100 wystaw w kraju i za granicą, działalność edukacyjna, publicystyczna, organizowanie konkursów złotniczych, 30 lat to szmat czasu.
Co miało największy wpływ na pana sztukę?
Sztuka to duże słowo, jestem tylko projektantem i producentem biżuterii. Skąd się to wzięło już wiadomo. Co do wpływu starałem się nigdy na nikim nie wzorować. Szedłem własną drogą, z jednej strony obciążony brakiem wykształcenia artystycznego, z drugiej strony z głową naładowaną pomysłami.
Podziwiając pańskie kosztowności można zaobserwować, że bawi się pan konwencjami, miesza ze sobą wiele stylów, co sprawia, że pana biżuteria porusza, zaskakuje. Czy to właśnie jest receptą na tworzenie biżuterii budzącej pragnienia szerokiej rzeszy klientów a równocześnie będącej artystycznym wyzwaniem?
Tak, to prawda. Moje wzornictwo nie jest jednorodne i łatwo rozpoznawalne. Idę za pomysłami, które rodzą się w głowie. A że pomysły są rożne to „mieszanie” jest nieuniknione. Przez ostatnie 6 lat zajmuję się niemal wyłącznie obrączkami ślubnymi. Efektem jest unikalne wzornictwo (wiele pomysłów zastrzeżonych w Urzędzie Patentowym) i stosowanie trudnych, nowych technologii. Moja oferta „innych obrączek” wywróciła trochę rynek, nikt wcześniej podobnej oferty nie zaproponował. Odzew na „inne obrączki” jest dowodem na to, że są na rynku jeszcze obszary do zagospodarowania.
Co stanowi dla pana inspirację?
Trudno powiedzieć, znikam gdzieś na chwilę i w samotności kombinuję , wymyślam, projektuję, potem sprawdzam w internecie, czy nie jest to wtórnością. A następnie próby w pracowni, czy mój projekt jest technologicznie możliwy. Tak to wygląda. Jeżeli przez inspirację rozumieć siłę napędową, to jest nią przyjemność tworzenia nowych rozwiązań formalnych i technologicznych.
Jakiego materiału do produkcji biżuterii używa pan najczęściej? Który metal jest pana ulubionym?
Przez wiele lat było nim srebro, jak kiedyś policzyłem przerobiłem kilka ton. Teraz pracuję w platynie, złocie, tytanie i palladzie. Platyna nauczyła mnie pokory. Pallad z rzadka używany w Polsce (jeżeli się pojawia to głównie z importu) lubię szczególnie, choć niełatwy w obróbce sprawia mi sporo satysfakcji. Dużo czasu pracowaliśmy nad próbami i dobrymi ligurami, udało się nam opracować unikalną metodę inkrustowania palladu różowym złotem. Używam też w obrączkach szlachetnego drewna, ręcznego grawerowania, mokume-gane, niello.
Czy po tylu latach na polskim i międzynarodowym rynku jubilerskim, na którym otrzymał pan wiele nagród, może powiedzieć pan o sobie, że jest artystą spełnionym?
Czy ja jestem artystą? Co to znaczy spełnionym? Nagrody i sukcesy cieszą, ale też dopingują do podejmowania nowych wyzwań. Z wiekiem zmienia się optyka, nie tylko wzroku, po prostu cieszy mnie praca i zdobywanie nowych szczytów, choćby okazywały się tylko małymi pagórkami.
Co poradziłby pan młodym ludziom, którzy chcą projektować biżuterię?
Poza pracą, pracą, pracą, nauką, nauką, nauką i choćby odrobiną pokory zachęcam do udziału w konkursach, są Prezentacje, Legnica, Gdańsk, czasem inne, nie ma lepszej formy promocji i zaistnienia niż udział a zwłaszcza sukces.
Dziękuję za rozmowę.