Przeglądasz dział PANORAMA (id:47) w numerze 03/2008 (id:67)
Ilość artykułów w dziale: 12
|
|
Pierwsze modele czasomierzy Zielonogórskiej Manufaktury Zegarkowej znalazły nowych właścicieli bardzo szybko. Od zaprezentowania pierwszej kolekcji – 1 grudnia 2007, dnia św. Eligiusza, patrona zegarmistrzów, złotników i numizmatyków – nie minął nawet miesiąc i wszystkie zegarki, poza numerem “Jeden” Gnesna G01/09, zostały sprzedane.
Tymczasem producent przygotowuje nową “Kolekcję 2008” – liczba dostępnych czasomierzy zwiększy się do niemal 60 sztuk, w 3 limitowanych modelach. Nowy model wyposażony zostanie w szwajcarski zmodyfikowany mechanizm z serii ETA 6498 z naciągiem ręcznym – niegdyś stosowany w zegarkach kieszonkowych, a produkowany po dziś dzień. Zegarków spodziewać się można nie wcześniej niż w czerwcu tego roku.
15 marca 2008 odbędzie się światowa premiera najnowszego zegarka TX World Time. Czasomierz został pomyślany jako doskonały towarzyszem podróży: wskazuje godzinę we 24 strefach czasowych świata. Autorem zainspirowanego współczesną awioniką wzornictwa jest włoski projektant Giorgio Galli.
Postanowił utrzymać zegarek w mrocznych barwach, rozjaśnianych akcentami z 18-karatowego różowego złota. Matowo czarna koperta zegarka została wykonana w technologii Ion Plating (metoda pokrywania jonowego, nadająca elementom dodatkową trwałość). Modele wyposażono w sześć wskazówek (podczas gdy zegarki mają zwykle trzy), wyznaczających nie tylko godziny, minuty i sekundy, lecz również m.in. czas w danej strefie geograficznej, czas letni i zimowy. TX to kolekcja zaprojektowana z myślą o dynamicznych, ceniących modny wygląd mężczyznach.
Już wiosną br. ma się ukazać książka “Czas i urządzenia do jego pomiaru” profesora Zdzisława Mrugalskiego. Pozycja jest przeznaczona dla szerokiego grona miłośników zegarków, począwszy od osób zawodowo zajmujących się zegarkami (zegarmistrzów, handlowców i dziennikarzy) poprzez kolekcjonerów i fascynatów mikromechaniki, aż do wszystkich, którzy są ciekawi wiedzy i nie mieli okazji zetknąć się z tą fascynującą dziedziną techniki.
Jako jedno z nielicznych opracowań znajdujących się na rynku, jest doskonałym źródłem usystematyzowanych i pewnych informacji, przedstawionym językiem poprawnym pod kątem zawodowym. Profesor Mrugalski jest cenionym pracownikiem Politechniki Warszawskiej i Wydziału Mechatroniki (dawniej Mechaniki Precyzyjnej) o znaczącym dorobku naukowym. Całe swoje życie zawodowe (ponad 50 lat) poświęcił współpracy z Politechniką Warszawską, a także działalności na rzecz Warszawy.
Obok pracy naukowej, dydaktycznej i wychowawczej jest on współtwórcą zegara na Zamku Królewskim w Warszawie, odbudowanego wysiłkiem Warszawskiego Cechu Zegarmistrzów. Obecnie profesor Mrugalski jest między innymi prezesem Klubu Miłośników Zegarów i Zegarków. W branży zegarkowej nie ma (i, co przykro stwierdzić, pewnie jeszcze długo nie będzie) nikogo, kto byłby w stanie przygotować podobne opracowanie o założonym poziomie wiedzy fachowej. Kierunków naukowych o tym profilu czy specjalności nie ma już na żadnej z uczelni technicznych, bo mechanika ustąpiła miejsca elektronice. Nie ma także w Polsce żadnej istotnej gałęzi przemysłu, która mogłaby doprowadzić do odrodzenia się tego kierunku nauki.
Rozmowa z Michałem Gradowskim, inicjatorem budowy bazy “Złotnicy czynni w Polsce po roku 1945”
– Stworzenie bazy danych złotników działających w Polsce po II wojnie światowej jest zadaniem żmudnym. Sami złotnicy nie palą się do wypełniania ankiety. Skąd wzięło się u Pana poczucie, że trzeba to zrobić?
Ludzie, którzy kupują obrazy, zwykli mawiać – “w zeszłym roku kupiłem Kossaka, a w tym przymierzam się do ciekawego Wyczółkowskiego, bo właśnie będzie na aukcji”. Natomiast o wyrobie artysty złotnika nie mówi się “kupiłem Byczewskiego”, czy “mam Westermarka”. Po prostu kupuje się broszkę, tak jak kupuje się bochenek chleba; czasami nawet bardziej interesuje się producentem bochenka, bo wiadomo, że w tej piekarni robią lepsze pieczywo, a w tamtej gorsze.
Natomiast w przypadku biżuterii kupuję broszkę z zawijaskiem czy pierścionek bez zawijaska, bo taki podoba się mnie albo mojej dziewczynie, ale nie pytam, kto to zrobił…
Od wieków cała wartość biżuterii była zamknięta w użytym materiale. Często wartość artystyczna wyrobów z dawnych lat nie jest zbyt wysoka, bowiem w tamtych czasach chodziło o to, żeby pani wchodząca na salę balową zwracała uwagę niesionym na sobie bogactwem. Wszyscy od razu wiedzieli, ile to jest warte – to był taki sam rodzaj szpanu, jak dziś pokazywanie się w luksusowym samochodzie…
Sytuacja zmieniła się zasadniczo z początkiem XX w. Na obszar dotychczas zajęty wyłącznie przez rzemieślników jubilerów, weszli wybitni artyści z Rene Lalique na czele i zaczęli projektować biżuterię, w której zasadniczą wartość miała forma, a nie materiał – tak jak w rzeźbie. I dzisiaj na aukcjach te wszystkie artystyczne klejnoty z początku XX w. sprzedawane są już pod nazwiskiem twórcy, tak jak dzieła malarzy czy innych artystów. Jednak u nas nadal pokutuje ten rozdźwięk – z dwóch ludzi, którzy byli kolegami z akademii sztuk pięknych, jeden jest artystą z nazwiskiem i maluje obrazy, a drugi – bezimiennym twórcą przepięknej biżuterii. Ludzie kupują prace złotnika, ale nie pytają, kto to zrobił. Spotykamy niekiedy przedwojenną biżuterię artystyczną ocechowaną imiennikiem, ale nie mamy pojęcia, kto był jej autorem, bo nie potrafimy powiązać znaku imiennego z człowiekiem. I już się zapewne nigdy nie dowiemy… Widziałem kiedyś na pchlim targu przepiękną srebrną broszkę sygnowaną na odwrocie maleńkim znaczkiem “HG” – sprzedawano ją za marne grosze, bo nikt nie wiedział, że to sygnatura wybitnego artysty Henryka Grunwalda.
– Celem przygotowanej przez Pana ankiety jest udokumentowanie działania polskich złotników w ostatnich kilkudziesięciu latach. Jednak przecież z założenia wyroby złotnicze wraz z ich autorami są rejestrowane przez urzędy probiercze. Czy te dane nie są wystarczające?
Rzeczywiście urzędy probiercze prowadzą rejestr imienników, czyli znaków wybijanych przez poszczególnych wytwórców na wyrobach. Rejestry te jednak obejmują tylko imię i nazwisko. Ale nawet i te informacje trudno od nich zebrać dlatego, że oni mają wystarczająco dużo roboty z bieżącą działalnością i nie mają czasu na odrysowywanie imienników na potrzeby dokumentacji historycznej… A osoba z zewnątrz, ze względów oczywistych nie ma wstępu do archiwum urzędu probierczego. Paradoksem jest to, że XVII czy XVIII-wiecznego złotnika znacznie łatwiej jest zidentyfikować niż przedwojennego czy działającego po 1945 r. Ja w swojej dokumentacji srebra mam dziesiątki dawnych wyrobów gdańskich i na 10 minimum 8 twórców mam rozpoznanych. Bo kiedy widzę cechę imienną, to wiem, kto to jest, kiedy się urodził, umarł, gdzie i jak działał. Wiem, u kogo się uczył, jakich miał uczniów. To wszystko są informacje z zachowanych archiwów cechowych. Natomiast wśród twórców okresu międzywojennego w Warszawie czy Krakowie mogę rozpoznać zaledwie paru. Mamy w muzeum przepiękny srebrny komplet do kawy z lat 30. sygnowany przez artystę, który go wykonał, ale nie wiemy, kto to był. Wiadomo tylko, że to jest wyrób krakowski, bowiem cechę probierczą wybił urząd w Krakowie. Siedzę w problematyce złotniczej już bardzo długo i dzisiaj wspominam wybitnych artystów, których znałem, a którzy umarli 20-30 lat temu. Wielu z nich było mymi przyjaciółmi. Dziś ich nazwiska nikomu nic nie mówią, nawet w gronie złotników średniego pokolenia.
– Jak więc Pańska akcja może pomóc identyfikować wyroby zapomnianych artystów?
Jeżeli mamy jakiś wyrób z metali szlachetnych, znajdujący się w muzeum lub nawet w prywatnych zbiorach, to jest na nim wybity znak imienny autora. I dlatego rozpocząłem akcję zbierania podstawowych informacji o złotnikach oraz ich znakach imiennych. To już mi daje szansę zestawienia dzieła z jego twórcą. Zbieranie danych zaczęliśmy wspólnie z STFZ, ale chcę też dotrzeć z ankietą do wszystkich rzemieślników. Będziemy także podejmować działania mające na celu rekonstrukcję życiorysów oraz znaków twórców, którzy już nie żyją. Ja sam i wielu moich kolegów mamy w pamięci dużo informacji o artystach, których nie ma wśród nas już od dawna. Czerpiąc informacje z najrozmaitszych źródeł, między innymi z doniesień dawnej prasy, będziemy rekonstruowali poszczególne punkty ankiety za ludzi, którzy już nie żyją. Natomiast ci, którzy mogą tę ankietę wypełnić dziś, powinni to zrobić osobiście.
– Ale po co w dobie nowoczesnej komunikacji, internetowych galerii, artysta ma skrupulatnie zapisywać swoje mniejsze lub większe osiągnięcia?
Dzisiaj pracuje wielu wybitnych artystów. Teraz każdy z tych złotników zajmuje się dniem dzisiejszym – tworzą wyroby i sprzedają je, by żyć i nadal tworzyć. Niektórzy mają ambicje poszukiwań artystycznych, ścigania się w konkursach – zwłaszcza młodzi i bardzo dzielnie sobie radzą. Ale patrzą na swoją twórczość z perspektywy dnia dzisiejszego. Natomiast ja jako historyk widzę wszystko w znacznie dalszej perspektywie. Wiem, co było 100 lat temu i domyślam się, co może nastąpić za lat 50. Wiem, że ci wszyscy, z którymi teraz rozmawiam, razem ze mną przeniosą się kiedyś do krainy wiecznych łowów – jak mawiali Indianie. Więc jeżeli teraz nie wykonamy tej pracy z ankietami, to może stać się tak samo jak z okresem międzywojennym – po naszych artystach zostaną znakomite dzieła, ale o ich twórcach nikt nic nie będzie wiedział…
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Piotr Kęcik
Do 30 marca w salach warszawskiego Teatru Współczesnego można oglądać barwną, pełną humoru wystawę Joanny Kilanowicz-Bosek “Pół żartem, pół serio”. – Początkowo chciałam, żeby była to wystawa typowo retrospektywna. Jednak po przejrzeniu zawartości domowych szkatułek z biżuterią i uświadomieniu sobie, że straciłam kontakt z większością klientek, od których mogłabym wypożyczyć biżuterię na wystawę, zrezygnowałam z tego zamiaru – wspomina artystka. – Byłoby pusto i nudno.
W związku z tym zrobiłam sporo nowych rzeczy, wszystko przemieszałam, potem mniej więcej tematycznie posegregowałam i nowy tytuł nasunął się sam. Dlatego zapraszam do obejrzenia wystawy i potraktowania niektórych prac z przymrużeniem oka. Joanna Kilanowicz-Bosek złotnictwem zajmuje się od 1977 roku.
Przypadek sprawił, że koleżanka poprosiła ją o pomoc w wykonaniu pięćdziesięciu pierścionków jej projektu jako zamówienia do “Plastyki”. – Obie z trudem zapalałyśmy palnik, nie mówiąc już o innych, bardziej technicznych rzeczach – wspomina artystka. – Ona po pewnym czasie zrezygnowała, ja byłam zafascynowana. W maju 1977 roku komisja artystyczna zatwierdziła pierwsze prace Joanny Kilanowicz-Bosek dla firmy Kanon w Warszawie. Od tego czasu biżuteria stała się jej pasją bardziej nawet niż zawodem.
Zawsze interesowało ją robienie unikatów, nigdy nie stosowała w swoich pracach odlewów ani sztancy. – Doszło do tego, że wykonanie dwóch jednakowych kolczyków czy klipsów sprawiało mi przykrość – dodaje artystka. W 1985 roku przyznano jej uprawnienia Ministerstwa Kultury i Sztuki. Od 1996 roku należy do STFZ. W latach 1997 -2005 prowadziła Galerię Autorską w Otwocku, gdzie mieszka. Brała udział w wielu wystawach krajowych i zagranicznych. Jej prace znajdują się w Muzeum Złotnictwa w Kazimierzu Dolnym i w Muzeum Okręgowym w Sandomierzu. Jest to jej trzecia wystawa indywidualna w Warszawie.
11 marca dyrektor Muzeum Bursztynu – Oddziału Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, Adam Koperkiewicz podpisze umowę o współpracy z Muzeum Bursztynu w Sofii Kijowskiej w Kijowie na Ukrainie i Muzeum Bursztynu w Ribnitz-Damgarten w Niemczech, kolejnymi partnerami programu szeroko pojętej promocji sztuki złotniczej z akcentem na wyroby bursztynowe. Podpisanie odbędzie się w czasie wernisażu wystawy “Piękno absolutne”, który uwieńczy pierwszy dzień Amberifu. W ramach współpracy z podobnymi zagranicznymi placówkami muzealnym specjalizującymi się w prezentacji bursztynu jeszcze w ub. roku gdańska placówka zawarła umowę z Muzeum Bursztynu w Kaliningradzie.
Pod koniec tegorocznego Amberifu w sopockiej Galerii Ambermoda odbędzie się wernisaż wystawy prof. Andrzeja Szadkowskiego “Art Systemy”. Na ekspozycji znajdzie się kolekcja kilkunastu obiektów biżuteryjnych – bajecznie kolorowych broszek, wykonanych według bardzo przemyślanej, mobilnej konstrukcji.
Profesor Szadkowski to jeden z największych w Polsce autorytetów – jest nie tylko projektantem, ale także profesorem zwyczajnym łódzkiej ASP oraz kierownikiem Katedry Biżuterii i pracowni projektowania biżuterii. Brał udział w ponad 120 wystawach zbiorowych, a ekspozycja w galerii Ambermoda będzie jego 10. wystawą indywidualną.
Andrzej Szadkowski jest też członkiem Rady Polskiej Akademii Nauk, Gesellschaft fuer Goldchmiedekunst Hanau, członkiem honorowym Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych, stałym członkiem Komitetu Organizacyjnego konkursów “Image and Form” w Sankt Petersburgu, a także kuratorem wystaw konkursowych “Schmuck” w Monachium. Jego prace znajdują się w zbiorach muzeów w Polsce i za granicą. Pomimo licznych sukcesów, Szadkowski jest osobą skromną i bardzo lubianą w środowisku projektantów, profesorów i studentów.
Policjanci z wrocławskiej drogówki zatrzymali parę oszustów, która na jednym ze zjazdów z drogi A-4 w powiecie jaworskim sprzedawała biżuterię z podrobionego złota. 19-letni mężczyzna i 36-letnia kobieta (obywatele Rumunii) przekonywali, że tombak to kruszec o znacznej wartości. Policja poszukuje osób pokrzywdzonych, które 1 marca kupiły sztuczną biżuterię, sądząc, że jest ona wykonana ze złota.
Na jednym ze zjazdów z drogi A-4 w powiecie jaworskim policjanci, reagując na otrzymane zgłoszenie, zatrzymali osoby, które wychodziły na środek prawego pasa ruchu, zmuszając kierowców do hamowania, a następnie oferowali do sprzedaży sztuczną biżuterię, twierdząc, że jest ona wykonana ze złota. Oszukanym klientem stał się mieszkaniec powiatu jaworskiego, który za kwotę 100 zł kupił biżuterię – sygnet wraz z łańcuszkiem. Podejrzani zapewniali, że przedmioty te wykonane są ze złota.
Policjanci podczas przeszukania w dwóch samochodach należących do zatrzymanych znaleźli znaczne ilości metalowej biżuterii, przypominającej złoto. Podejrzani zostali zatrzymani w policyjnym areszcie. Grozi im kara do 8 lat pozbawienia wolności. Policja poszukuje osób pokrzywdzonych, które 1 marca na jednym ze zjazdów z drogi A-4 w powiecie jaworskim kupiły sztuczną biżuterię sądząc, że jest ona wykonana ze złota. Pokrzywdzeni proszeni są o kontakt z jaworską policją – telefon nr: 76/7262220. źródło: KGP
Interesującym wydarzeniem podczas targów Amberif będzie pierwsza adresowana do branży prezentacja oferty Marka Ostasza, właściciela pracowni na nowojorskim Mannhattanie. Przygotowuje on wyłącznie ekskluzywną biżuterię na indywidualne zamówienia, dlatego jego klienci mogą liczyć na dyskrecję.
Prasa wśród klientek Marka Ostasza wymienia m.in. Julię Roberts i Alicji Keys. – U mnie każdy klient ma wolną rękę, ja tylko pomagam w sprawach technicznych, doradzam, sugeruję i przestrzegam, ale jeśli jest taka potrzeba, to daję ofertę wykonania wyrobu całkowicie na podstawie założeń klienta – tłumaczy PJ Marek Ostasz. – Bardzo dużo osób po rozmowie ze mną daje mi wolną rękę.
Polskich jubilerów, którzy osiągnęli spektakularny sukces w USA, jest kilku. Dotąd żaden z nich jednak nie zainteresował się rynkiem starego kraju. Marek Ostasz na początku roku zaprezentował swoją ofertę ograniczonej liczbie osób podczas wystawy w hotelu Belveder w Zakopanem. Marek Ostasz deklaruje, że podczas Amberifu chce się spotkać z ludźmi z branży w celu nawiązania współpracy, wymiany doświadczeń itd. – Ja jestem otwarty na każdą sensowną propozycję, która będzie pasowała do mojej biżuterii.
Kpt
W wykorzystaniu wszystkich możliwości stojących przed złotnikami przeszkadza im często natłok codziennych obowiązków i kłopotów – taki wniosek można wysnuć po ostatnim walnym zjeździe artystów – złotników. Dużą część spotkania zajęło omawianie problemów z uzyskiwaniem znaków probierczych.
Przyczyny problemów w liście do uczestników starały się tłumaczyć panie Aleksandra Górkiewicz-Malina i Magdalena Maria Ulaczyk, z Okręgowego Urzędu Probierczego w Krakowie oraz w Warszawie. Choć część ich deklaracji złotnicy przyjęli za dobrą monetę, nadal widzą potrzeby zmian. – Z własnego doświadczenia wiem, że o problemach z ocechowaniem trzeba od razu informować władze urzędu – radził kolegom Tomasz Stajszczak, wiceprezes STFZ. – Przekazaliśmy Ministerstwu Gospodarki nasze propozycje zmian prawa probierczego – powiedział PJ Andrzej Bielak, prezes stowarzyszenia.
Osobiście po prostu sprywatyzowałbym urzędy. Postanowiono realizować kontakty wewnątrz stowarzyszenia za pośrednictem internetu. – Będę namawiał te kilka osób, które jeszcze nie mają dostępu do poczty elektronicznej, żeby także przeszły na ten sposób kontaktu – zapowiedział prezes. W tym roku złotników czeka obfitość konkursów i wystaw. Władze Gdańska organizują bursztynową wystawę członków STFZ oraz konkurs na podarunek wręczany przy oficjalnych okazjach przez przedstawicieli miasta. Samo stowarzyszenie planuje przygotowanie wystawy “Wybór 2008”, która w odróżnieniu od konkursów tematycznych ma być reprezentatywnym przeglądem twórczości złotniczej. Mariusz Pajączkowski zachęcał do organizowania ekspozycji w warszawskim
Teatrze Współczesnym. Zbigniew Kraska, dyrektor Galerii w Legnicy w specjalnej korespondencji do uczestników spotkania nie tylko zaprosił na kolejną edycję konkursu Legnicki Festiwal Srebra, ale także do współtworzenia stałej ekspozycji polskiej sztuki złotniczej, której otwarcie planowane jest na maj przyszłego roku. – Oczywiście chętnie oddamy swoje wyroby jako eksponaty, ale chyba Galeria będzie musiała nas przypilnować – powiedział prezes Bielak. Uczestnicy spotkania przyznali, że dla wielu z nich problemem jest brak czasu na przygotowania i udział w nawet cennych inicjatywach.
Takim przykładem jest ankieta bazy danych złotników czynnych w Polsce po roku 1945, przygotowanej przez. Michała Gradowskiego, której właściwe wypełnienie jest trudne i pracochłonne. Do tej pory wypełniono ich bardzo niewiele. Autor inicjatywy zaproponował wręcz, by nie opóźniać przesyłania dokumentu, żeby na razie wypełniano tylko podstawowe części ankiety, do pytania 10.
Kpt
W 2007 grupa W. KRUK otworzyła sześć nowych salonów jubilerskich (oraz siedem pozostałych swoich marek Deni Cler i jedna Cacharel). Na rok 2008 zaplanowano dalszy rozwój sieci detalicznej (m.in. otwarcie dziewięciu salonów KRUK, z czego większość powstanie pod koniec roku. Przewidywane nakłady inwestycyjne to 12 mln zł, z czego 9,7 mln zł przypada na główną markę.
Koszt uruchomienia jednego salonu wynosi ok. 900 tys.-
-1 mln zł. Wybrane lokalizacje to przede wszystkim nowo powstające duże centra handlowe.
Obecnie do grupy W.Kruk należy 49 salonów jubilerskich W.Kruk, 29 salonów Deni Cler i jeden salon Cacharel. Firma deklaruje, że do końca 2010 roku chce mieć łącznie około 130 salonów. W całym 2007 roku grupa W.Kruk osiągnęła przychody w wysokości 167,3 mln zł wobec 131,6 mln zł w roku 2006. Zysk operacyjny wzrósł o 58 porc. do 23,95 mln zł, a zysk netto wzrósł o 68 porc. i wyniósł 18,9 mln zł. Zarząd spółki będzie rekomendował akcjonariuszom wypłatę 0,27 zł dywidendy na akcję z zysku za 2007 rok.
Zdaniem prezesa na dynamiczny wzrost wyników W.Kruka wpływ miała zwiększająca się sprzedaż biżuterii złotej, w tym biżuterii z brylantami oraz wzrost sprzedaży zegarków.
Grupa prognozuje, że w 2008 roku przychody ze sprzedaży wzrosną w stosunku do ubiegłorocznych o 22 proc. – do 204,9 mln zł. Zysk netto grupy ma wzrosnąć o 27 proc. do 24 mln zł, a zysk operacyjny o 35 proc. – do 32,3 mln zł. Zdaniem prezesa Rosochowicza w 2008 roku wydatki na konsumpcję w Polsce będą rosły, ale nie tak dynamicznie jak w 2007 roku.
CRYSTAL
Kryształ – bezbarwny – jest teraz na czele rankingów popularności wśród “błyskotek” poszukiwanych przez Panie. Dlatego w naszej nowej kolekcji – jest bohaterem. Naszyjniki, kolczyki, zawieszki, bransoletki z kryształem fasetowanym, w różnych kształtach i wielkościach. Np. na srebrnych, zawsze rodowanych lub stalowych linkach. To biżuteria świeża, lekka i efektowna.
NARODZINY GWIAZDY
Nowy wzór jednokamieniowego pierścionka z brylantem. Ideał pierścionka zaręczynowego: prawdziwy symbol uczuć i elegancji. To będzie gwiazda! Oferowany z brylantem o masie od 0,08 do 2 ct. i dowolnej czystości i barwie. Jakość każdego kamienia jest poświadczona certyfikatem autentyczności VERONA.
Dodatkowo, każdy brylant o masie od 0,3 ct oraz wybrane mniejsze, posiada certyfikat Międzynarodowego Instytutu Gemmologicznego – IGI. Pierścionek jest dostępny w oprawie z żółtego i białego lub tylko z białego złota.
TOP TOPAZ
Niezwykle efektowne wzory biżuterii z mistic topazem, mieniącym się w najmodniejszych kolorach: od bladozielonego do fioletu! Klasyczne – w typie bardzo poszukiwanym przez klientów – wzornictwo pierścionków, zawieszek, bransolet.
VIENNA
Elegancja i wdzięk, czyli to, co Panie cenią najbardziej. Pierścionki, zawieszki, bransolety z diamentami. Z żółtego, rodowanego złota oraz w złocie białym. Mają w sobie coś z uroku i świetności dawnego Wiednia, stolicy cesarstwa…