Rozmowa z Kasią Wójcik, projektantką biżuterii, artystką, właścicielką marki biżuteryjnej Kasia Wójcik
Jest pani artystką, która tworzy w nurcie biżuterii minimalistycznej. Pani biżuteria wyróżnia się jednak na rynku niecodziennym wzornictwem. Z jednej strony – minimalistyczne wzory, z drugiej – geometryzm. W pani kolekcjach można odnaleźć także styl industrialny. Jak sklasyfikowałaby pani swoją sztukę? Który kierunek jest pani najbliższy?
Definiowanie wolałabym pozostawić moim odbiorcom – estetyka, forma, piękno to sprawy niezwykle subiektywne i nieodłącznie związane z naszym postrzeganiem świata. W moich projektach na pewno widać to, w jaki sposób ja postrzegam biżuterię i jak ją interpretuję. Lubię czyste i zarazem nieoczywiste formy, asymetrię, niuanse, precyzję. Czasem długo szukam odpowiednich proporcji, aż odnajdę te w moim mniemaniu doskonałe, trafione.
Skąd czerpie pani inspirację?
Głównym źródłem moich pomysłów jest z pewnością moja własna wyobraźnia i to, co samoistnie się w niej kreuje. Staram się także dostarczać sobie intrygujących i inspirujących bodźców w postaci malarstwa abstrakcyjnego, fotografii, architektury, muzyki. Ze wszystkiego, czego doświadczam, mój umysł wyłuskuje sobie jakiś drobny detal, zależność między dwoma obiektami lub specyficzne proporcje i rozwija, modyfikuje, buduje od nowa coś, co jeszcze nie istnieje.
Jaki materiał jubilerski jest pani ulubionym i dlaczego?
Jestem fanką srebra i złota – te dwa szlachetne metale niosą ze sobą ogrom możliwości, które badam już od 10 lat i wciąż czuję, że nie wyczerpałam tematu. Są idealną materią pod moje pomysły.
W dość krótkim czasie udało się pani stworzyć swój styl. Jest to duże osiągnięcie i z całą pewnością powód do dumy. Jak udało się pani to osiągnąć? Jak wyglądała pani droga artystyczna?
Od początku, czyli od rozpoczęcia studiów (projektowanie biżuterii na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi), czułam, że szczęście da mi jedynie pełna swoboda twórcza – stąd pomysł, aby budować własną, niezależną markę biżuterii. Droga ta wiąże się z ogromnym zaangażowaniem, wymaga ode mnie wszechstronności, umiejętności wytyczania wizji, przekładania jej na konkretne plany i codziennego realizowania ich, pokonywania trudności i wyciągania z nich wniosków. Każdą moją kolekcję starannie analizuję, badam reakcje moich klientek na poszczególne wzory, staram się w ten sposób rozwijać jako projektant – po to, żeby moja biżuteria nie gościła tylko w gablotach, ale przede wszystkim towarzyszyła moim klientkom na co dzień i dostarczała im tego, czego od niej oczekują.
Skąd wziął się u pani pomysł na tworzenie biżuterii?
Biżuteria interesowała mnie od zawsze, ale bezpośrednim bodźcem była pewna wystawa biżuterii konceptualnej, na którą trafiłam zupełnie przypadkiem. Wyszłam z niej i czułam, że decyzja jest już podjęta. Myśl o projektowaniu owładnęła mną i od tamtej pory jest moim podstawowym motorem działań twórczych i zawodowych.
Dla kogo pani tworzy?
Może to dziwnie zabrzmi, ale w pewnej mierze tworzę dla siebie, z samej czystej chęci tworzenia. To jest ta podstawowa iskra, której nie da się – i nie chce się – zgasić. Moją ogromną inspiracją są moje klientki, które są niezwykłymi, nowoczesnymi kobietami. Uwielbiam się z nimi spotykać, to dla mnie bezcenna wymiana energii. To również jest moja motywacja – żeby wzmacniać tak wspaniałe kobiety w ich pewności siebie, poczuciu wewnętrznej mocy. Tworzę dla nich i zawsze nie mogę się doczekać, jak zareagują na moje nowe projekty.
W swojej twórczości wykorzystuje pani najnowsze osiągnięcia technologiczne. Czy wydaje się pani, że technologia zmieni oblicze rynku jubilerskiego?
Tak naprawdę sam proces tworzenia i powstawania moich kolekcji jest dość klasyczny, korzystam z ogromnych możliwości oraz kunsztu tradycyjnej sztuki złotniczej. Nowe technologie towarzyszą mi natomiast w dotarciu do klientek i wyjściu „na świat” – operuję własnym e-commercem na światowym poziomie, stworzonym od podstaw pod moje potrzeby. Dzięki temu klientki zarówno z Nowego Jorku, jak i Tokio czy Londynu widzą, że to, co robię, jest w pełni profesjonalne i można mi zaufać – to niezwykle ważne narzędzie. Technologia zmienia świat i rynek już od jakiegoś czasu. Warto być tego świadomym i wybierać z tego, co niosą te rozwiązania, możliwości rozwoju dla nas samych. Rozwój druku 3D i możliwości technicznych z kolei sprawi, moim zdaniem, że biżuteria tworzona ręcznie będzie cenniejsza i bardziej elitarna, luksusowa.
Jak postrzega pani polski rynek biżuterii artystycznej?
Polska biżuteria artystyczna ma ogromną, wspaniałą tradycję i życzyłabym wszystkim twórcom, by przedostali się do szerszej świadomości społecznej i trafiali także do młodszych generacji. Wszyscy pracujemy na pozytywne postrzeganie prawdziwej, szlachetnej biżuterii, w odróżnieniu od sztucznej biżuterii masowo produkowanej w Azji. Napływu chińszczyzny nie powstrzymamy, ale możemy podkreślać i edukować, dlaczego biżuteria tworzona w Polsce, w prawdziwych pracowniach złotniczych, jest bardziej wartościowa i godna uwagi.
Czego możemy spodziewać się po pani kolekcjach biżuteryjnych w najbliższym czasie?
Szczegółów nie mogę zdradzić, ale rozwijam temat, który w tym momencie najbardziej mnie interesuje, widzę w nim potencjał, ale jednocześnie stanowi dla mnie wyzwanie – mam nadzieję, że się z nim uporam, a efektami z przyjemnością podzielę się z czytelnikami „Polskiego Jubilera”.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Marta Andrzejczak