Artykuły z działu

Przeglądasz dział LUDZIE BRANŻY (id:52)
w numerze 01/2016 (id:148)

Ilość artykułów w dziale: 1

PJ I okl. 01-2016

Wzornictwo współczesnej polskiej biżuterii tkwi we wzornictwie światowym

Rozmowa z dr. Tomaszem Kłoczewiakiem, prezesem Stowarzyszenia Rzeczoznawców Jubilerskich, o polskim rynku jubilerskim.

pws-2016-02c-01

Polski Jubiler: Polski rynek jubilerski stale się zmienia. Pojawiają się nowe firmy, znikają stare i uznane marki jubilerskie. Zmieniają się także materiały jubilerskie wykorzystywane do produkcji biżuterii. Coraz mniejszą wagę przykłada się do rzemiosła. Jak ocenia pan zmiany dokonujące się na polskim, i nie tylko polskim, rynku jubilerskim?

Tomasz Kłoczewiak: Trafnie zauważyła pani w pytaniu, że spadek roli rzemiosła w branży jubilerskiej to trend zmian panujący nie tylko w Polsce, lecz na całym świecie. Polskie rzemiosło nie jest czymś wyjątkowym, lecz ulega zmianom, takim samym jak rzemiosło jubilerskie na całym świecie. Należy jednak odróżnić rzemiosło w tradycyjnym rozumieniu tego pojęcia od rzemiosła artystycznego, takiego, którego przedstawiciele tworzą prawdziwe dzieła sztuki jubilerskiej. Takich twórców nigdy nie było wielu i tak też jest teraz. Biżuteria artystyczna powstawała i powstaje nadal – wprawdzie prawdziwych artystów jubilerskich nie jest wielu, ale są i tworzą nadal biżuterię artystyczną. Nie boję się jednak spadku roli rzemiosła w tworzeniu biżuterii popularnej. Nowe techniki i technologie pozwalają poprawić poziom biżuterii popularnej – ona niekoniecznie powinna być wykonywana metodami rzemieślniczymi, których techniki nie zawsze skutkowały dobrymi efektami.

Coraz większe znaczenie odgrywają nowoczesne maszyny i narzędzia jubilerskie. Niektórzy obserwatorzy rynku mówią nawet o końcu rzemiosła jubilerskiego, wynikającego z możliwości „druku” biżuterii. Czy wydaje się panu, że rzemiosło artystyczne zostanie zmarginalizowane, a w salonach jubilerskich będziemy mieli do czynienia jedynie z wyrobami wychodzącymi z maszyny?

Wydaje mi się, że mówi pani o technice „druku” biżuterii w pejoratywnym znaczeniu. Przypominam, że ta technika zawsze ma swój początek w graficznym projekcie. Jeśli jest to zaproponowany przez projektanta oryginalny, nowy, zawierający elementy artystyczne pomysł, który następnie zostanie dobrze przeniesiony przez programistę do formy programu, to nie widzę w tym nic nagannego. Technika pozwala na zaoszczędzenie czasu na pracochłonne wykonanie ręczne biżuterii od razu w metalu szlachetnym. W takim przypadku projekt, wykonany przez artystę jubilera, jest wyrazem twórczej myśli artysty. Efekt, czyli po wydrukowaniu w wosku odlany przedmiot, musi być jeszcze obrobiony i następnie trzeba w nim oprawić kamienie. Końcowy efekt artystyczny zależy w dużym stopniu od artyzmu rzemieślnika i doskonałości jego techniki. Znacznie gorzej, jeżeli technika „druku” służy do skopiowania już istniejącego wyrobu. Jest to po prostu plagiat i w takich wypadkach rzeczywiście można boleć nad powszechnością tej techniki.

Czy jako prezes Stowarzyszenia Rzeczoznawców Jubilerskich widzi pan zagrożenia, a może szanse rozwoju, w pojawiających się na rynku jubilerskim kamieniach syntetycznych i innych materiałach jubilerskich, które nie tylko znacznie ułatwiają pracę złotnika, ale także z powodu swojej ceny zmieniają rynek jubilerski?

Każda nowość w każdej branży jest wyrazem postępu i rozwoju. Także nowe syntezy kamieni i nowe materiały zdobnicze mogą stanowić element rozwoju i postępu. Problem tkwi tylko w zastosowaniu nowości. Finalny nabywca biżuterii musi mieć zarówno rzetelną informację o zaproponowanych materiałach, jak i przedstawioną możliwość wyboru pomiędzy nowym, czasami syntetycznym kamieniem a naturalnym o takim samym wyglądzie. Taką sytuację mamy w tej chwili w dziedzinie syntetycznych diamentów oraz diamentów o poprawianych właściwościach. Są one znacznie tańsze od naturalnych, a jednocześnie prostymi metodami gemmologicznymi często niemożliwe do odróżnienia. Czy jest to zagrożenie? Jeśli tak, to chyba tylko wynikające z rzetelnego traktowania sprawy przez sprzedawców. Zawsze nabywcy mieli wybór między drogim naturalnym kamieniem a tanią imitacją. Rzecz tylko w prawidłowej i rzetelnej informacji.

Jaką przyszłość widzi pan przed polskim rynkiem jubilerskim? Jak powinien się on zachować wobec zmian na nim się dokonujących?

Jest obecnie zauważalne pewne odejście klientów od droższej, „prawdziwej” biżuterii. Jest to efekt pewnych trendów w modzie i w zachowaniach klientów. Wielkim powodzeniem cieszy się biżuteria tania, często wykonana z materiałów nieszlachetnych, biżuteria, którą po jednorazowym użyciu można bez żalu odłożyć do szuflady. Ale w dalszym ciągu niesłabnącym powodzeniem cieszy się biżuteria bardzo droga, z drogocennymi kamieniami, także biżuteria artystyczna. Każdy uczestnik rynku jubilerskiego po rozpoznaniu własnej klienteli oraz własnych możliwości powinien zdecydować, jaki wybrać sektor asortymentu jubilerskiego do swojego sklepu. A cóż można powiedzieć o przyszłości? Po dość słabym 2014 roku ubiegły rok był dla wielu placówek rokiem niezłym. Pamiętając, że interesy z początku lat dziewięćdziesiątych nieodwracalnie przeszły do historii, miejmy nadzieję, że rok 2016 będzie jeszcze lepszy niż poprzedni, a w dalszej przyszłości będzie jeszcze lepiej, czego wszystkim szczerze życzę.

Z racji zmian dokonujących się na naszych oczach, zmuszeni jesteśmy, jako przedstawiciele branży jubilerskiej, do weryfikacji niektórych definicji, poglądów, sposobu postrzegania biżuterii. Jak według pana powinno się definiować pojęcie biżuterii? Czym ona jest: ozdobą, dodatkiem czy dziełem sztuki złotniczej?

Jest wszystkim tym, czego dotyczy pytanie. Sposób jej postrzegania dotyczy, moim zdaniem, okoliczności w jakich ma być prezentowana. Założona do pracy powinna być dodatkiem do stroju, założona na oficjalne spotkanie winna być ozdobą, ale na wystawne przyjęcie winno być prezentowane dziełko sztuki złotniczej. Każda pani powinna mieć biżuterię w takim zestawie, aby mogła ją wykorzystać stosownie do okazji. Na eleganckim przyjęciu lepiej nie mieć żadnej biżuterii niż mieć założony na szyję srebrny łańcuszek z tanim wisiorkiem. Powinniśmy wszyscy przy różnych okazjach uświadamiać to naszym klientkom, co zapewne dobrze wpłynie także na obroty w naszej branży.

pws-2016-02c-02

Profesor Irena Huml zauważyła, że współcześni polscy artyści złotnicy i projektanci biżuterii nie odwołują się w swoich pracach do polskiej tradycji, znacznie częściej i chętniej natomiast kopiują wzorce zachodnie. Czy zgadza się pan z tym stwierdzeniem? A jeśli tak to dlaczego tak się dzieje?

Pani profesor Huml jest doświadczonym historykiem sztuki i potrafi rozróżnić wzory oparte na polskich lub zachodnich tradycjach. Ale czy na pewno możemy oczekiwać tego samego od uzdolnionego artystycznie, chociaż nie w zakresie historii sztuki, projektanta jubilera? Nowe wzory powstają w związku z zapotrzebowaniem na rynku. Jeśli jest zapotrzebowanie na wzory związane z tradycją zachodnią, to takie powstają. Warto przy tym jednak zauważyć, że Polska leżała i leży w Europie. Tendencje wzornicze przenikały od zawsze do polskich trendów artystycznych. Tak samo dzieje się i teraz. Poza tym jest jeszcze aspekt aktualnej mody. Projektanci proponują do produkcji to co jest modne, czyli to co będzie się sprzedawać. Inne postawienie sprawy byłoby postawieniem jej na głowie.

Czy według pana można wskazać cechy charakterystyczne dla współczesnej polskiej biżuterii?

Wydaje mi się, że wzornictwo współczesnej polskiej biżuterii bardzo głęboko weszło i tkwi we wzornictwie światowym. Pewną odrębnością charakteryzuje się wzornictwo wyrobów z bursztynem. W tej dziedzinie mamy wiele oryginalnych propozycji – łatwo je dostrzec na przykład na targach Amberif – i w tym segmencie rynku polscy artyści jubilerzy mogą pochwalić się niekiedy wielką oryginalnością.

Stowarzyszenie Rzeczoznawców Jubilerskich, którego jest pan prezesem, współpracuje z HRD, czyli Wysoką Radą Diamentów w Antwerpii, prowadzi szkolenia, pracuje nad ujednoliceniem poziomu cenowego wycen diamentów. Jak wasza działalność wpływa na jakość świadczenia usług jubilerskich na polskim rynku? Co można jeszcze zmienić, naprawić?

W Stowarzyszeniu Rzeczoznawców Jubilerskich zawsze uważaliśmy, że jakość świadczenia usług jubilerskich i prowadzenia sprzedaży wyrobów jubilerskich to nie tylko grzeczna obsługa i ładne opakowanie przedmiotu. O wiele ważniejsza jest fachowość obsługi, umiejętność fachowego opowiedzenia o przedmiocie, oprawionym w nim kamieniu, jego cechach jakościowych. Dlatego też jednym z naszych pierwszoplanowych zadań w ponaddwudziestosiedmioletniej historii jest podnoszenie poziomu fachowej wiedzy osób pracujących w jubilerstwie. Nawet osoby z dłuższym stażem po naszych szkoleniach oświadczają, że niby wszystko to już wiedzieli, ale przekazane w sposób usystematyzowany dało im zupełnie nowe spojrzenie na zagadnienia fachowe. Wiele osób po szkoleniach podstawowych decyduje się na szkolenia specjalistyczne, umożliwiające pozyskanie wiedzy pozwalającej na działalność rzeczoznawczą. SR J oczywiście umożliwia to. Nie jest to droga krótka, łatwa ani tania. Wiedza kosztuje i trzeba jej poświęcić wiele czasu. Nie należy sobie wyobrażać, że tygodniowe szkolenie umożliwi zdobycie gruntownej i pełnej wiedzy rzeczoznawczej. Pracujemy systematycznie nad szkoleniami i zachęcamy do wzięcia w nich udziału wszystkich zatrudnionych w jubilerstwie.

Polska branża jubilerska boryka się z wieloma problemami. Jednym z nich jest spór, jaki wybuchł wokół warszawskich targów jubilerskich. Jakie stanowisko prezentuje Stowarzyszenie Rzeczoznawców Jubilerskich? Który punkt widzenia pan podziela – organizatorów targów Złoto Srebro Czas czy Gold Expo?

Targi Złoto Srebro Czas aż do 2015 roku systematycznie się rozwijały. Przyszedł taki moment, że w Expo nie było możliwości pomieszczenia się w całości w jednej hali. Zaczęto szukać innych rozwiązań i zdecydowano się na halę przy ul. Marsa. Jest to obiekt nowoczesny, z dużym potencjałem rozwojowym. Podobny proces przeszły targi Amberif i Jubinale. Ale w tym momencie wydaje się, że kierownictwo targów Złoto Srebro Czas popełniło jakiś błąd marketingowy, prowadzący do rozłamu. Oczywiste, że lokalizacja hali Expo jest lepsza niż hali przy ul. Marsa. Jest to centrum Warszawy, wszędzie blisko, z wygodnym dojazdem. Ale przecież na targi nie przyjeżdżamy po to, by było wygodnie, ale po to by zrobić dobre zakupy, w różnych asortymentach, w jednym miejscu. W końcu ul. Marsa to nie koniec świata. Ani targi Jubinale, ani Amberif, nie mają lokalizacji w centrum miasta. Nie to jest argumentem. Wydaje się, że zadziałały względy ambicjonalne połączone silnie z aspektami biznesowymi. Stowarzyszenie Rzeczoznawców Jubilerskich zdecydowało się brać udział w targach Złoto Srebro Czas. Współpracujemy z tymi targami od początku, jesteśmy ich patronem, zwykła lojalność zadecydowała o naszej decyzji. Zgodnie ze starym, mądrym powiedzeniem: zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Wydaje się, że z jednej strony wszyscy powinni dążyć do połączenia się obu imprez, lecz z drugiej strony wydaje się, że animozje zaszły już tak daleko, że byłoby to bardzo trudne, tym bardziej że dochodzą także aspekty konkurencyjności pomiędzy operatorami obu hal.

Dziękuję za rozmowę.