Rozmowa z Piotrem Cieciurą, artystą plastykiem, pracownikiem dydaktycznonaukowym Wydziału Wzornictwa Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania w Łodzi (w latach 1998-2006 jego Dziekan), gdzie od 1993 roku prowadzi Pracownię Projektowania Biżuterii i Sztuki Przedmiotu, wykładowcą i współorganizatorem Pracowni Odlewnictwa Artystycznego na Wydziale Mechanicznym Politechniki Łódzkiej.
Polski Jubiler: Projektanci, artyści, złotnicy, sprzedawcy biżuterii jednym głosem powtarzają, że najważniejszym wyzwaniem przed którym stoi branża złotnicza jest tworzenie biżuterii według nowoczesnego wzornictwa. Czy design jest nieodłącznym elementem współczesnej sztuki biżuteryjnej?
Piotr Cieciura, Wyższa Szkoła Sztuki i Projektowania w Łodzi: Pod pojęciem design rozumiem projektowanie dla produkcji wielkonakładowej i to się kłóci z moją definicją biżuterii jako czegoś wyjątkowego, indywidualnego, magicznego czy wręcz intymnego. Czy takie oczekiwania spełni produkt (nawet doskonale zaprojektowany), ale bezdusznie wytworzony w nakładzie kilkunastu tysięcy sztuk? Chyba niekoniecznie, a może to tylko kwestia wrażliwości? Dla mnie biżuteria to nie czajnik czy odkurzacz. Dostrzegam jednocześnie ogromne zagrożenie w globalizacji jej produkcji niszczącej to co najcenniejsze, czyli różnorodność, lokalną kulturę materialną i często tysiącletnie tradycje jej wyrobu. Nie bez winy są tu także media lansujące bezmyślnie tzw. światowe najnowsze trendy. Warto bowiem pamiętać, że tak jak ubiór, biżuteria także podlega modom. I to właśnie wielcy kreatorzy często decydują czy w następnym sezonie biżuteria będzie modna? Od wielu lat śledzę te wzajemne relacje i właśnie po dekadzie posuchy na przełomie wieków od trzech lat wraca moda na biżuterię. Nie wiadomo tylko na jak długo?
Można powiedzieć, że biżuteria jest komunikatem, przekazuje „światu” informację na temat osoby ją noszącej. Najpopularniejszym rodzajem biżuterii natomiast, jaki możemy zaobserwować na polskich ulicach, są „tradycyjne” pierścionki z oczkami czy złote łańcuszki. Czy Polakom brakuje odwagi, aby przenosić w przestrzeń ulicy małe arcydzieła współczesnej sztuki jubilerskiej, a może nie mają wystarczającej wiedzy na temat współczesnej sztuki?
To wcale nie jest kwestia odwagi! To probierz potrzeb naszych nowych elit finansowych, bo nie ukrywajmy kupowanie dobrej współczesnej sztuki, biżuterii także, powinno kosztować! Jest taki wiersz Juliana Tuwima z 1933 roku pt. „Mieszkańcy” zacytuję początek: „Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach Strasznie mieszkają straszni mieszczanie…” I choć poecie chodziło raczej o mentalność tamtego mieszczańskiego społeczeństwa to jego słowa doskonale pasują także do aktualnej oceny potrzeb, kondycji i poziomu „konsumpcji” sztuki współczesnej w naszym społeczeństwie. Wystarczy popatrzeć jak mieszkamy, jak się ubieramy etc. Kompletny brak gustu, smaku świadczy o świadomości, że o koneserstwie nawet nie wspomnę. I nie jest to wcale kwestia braku środków, jak opowiadają mi koledzy architekci starający się pomagać w urządzaniu, rosnących jak grzyby po deszczu, rezydencjach. Nie ma żadnych problemów z akceptacją kupna kanapy skórzanej za 50 tysięcy, ale nad tę kanapę wystarczy już powiesić w ramie z Ikei reprodukcję, zresztą najczęściej koszmarną. Tak naprawdę – i nie boję się tego powiedzieć – w Polsce nie ma rynku sztuki współczesnej! Nic dziwnego, że dokładnie w tej samej sytuacji znajdują się ambitniejsi twórcy współczesnej, unikatowej sztuki złotniczej. Upadające galerie i kurcząca się stopniowo ilość miejsc, gdzie można ją znaleźć to teraz codzienność. Oczywiście warto także pamiętać i trzeba wiedzieć, że układ twórca-odbiorca jest sprzężeniem zwrotnym. Jakie potrzeby taka sztuka i taka sztuka…
Czy w związku z powyższym można powiedzieć, w jakim kierunku będzie rozwijała się polska sztuka złotnicza?
To bardzo trudne do przewidzenia, od dziesięciu lat śledzę niepokojące zjawisko – jakość oferowanych prac jest coraz gorsza. Jak wspomniałem nie ma gdzie jej prezentować i sprzedawać. Moi koledzy, moi rówieśnicy, powoli się wykruszają i z przykrością muszę stwierdzić, że zbyt mało nowych indywidualności pojawia się zarówno na wystawach krajowych, jak i na rynku.
Sztuka złotnicza jest jedną z najstarszych form sztuk, liczy ona bowiem ponad siedem tysięcy lat. Czy współczesna sztuka koresponduje z dawną sztuką złotniczą, czy współcześni twórcy starają się tylko zszokować odbiorcę swoimi projektami?
Oczywiście, że koresponduje, a przynajmniej powinna. Mam satysfakcję, że mogę się podzielić swoją wiedzą na temat historii złotnictwa z moimi studentami w Wyższej Szkole Sztuki i Projektowania w Łodzi. Tak naprawdę wszystko już było, warto jednak wiedzieć o tym, by nie „wyłamywać otwartych drzwi”, ale świadomie czerpać z przeszłości nadając pracom nową formę i znaczenie.
Coraz częściej „na naszym podwórku” organizowane są konkursy dla młodych projektantów, których celem jest popularyzacja współczesnego złotnictwa a także poszukiwanie nowych form, materiałów, czy technik w procesie tworzenia biżuterii. Jak ocenia Pan znaczenie i rezultaty, jakie przynoszą ogólnopolskie konkursy?
Takie konkursy trzeba koniecznie organizować, pełnią bowiem ważną rolę w propagowaniu trudnej sztuki jaką jest złotnictwo. Miałem okazję uczestniczyć kilkukrotnie w ciągu ostatnich trzech latach jako juror w wystawach krajowych i niestety nie dostrzegam progresu. Dlatego chciałbym by coraz więcej młodych ludzi próbowało swoich sił w wystawach i konkursach ogólnopolskich, bo tylko to daje gwarancję na późniejsze sukcesy międzynarodowe.
Projektanci nie tylko ukazują swoje prace podczas ogólnopolskich wystaw i konkursów, ale także coraz częściej prezentują obiekty biżuteryjne na arenie międzynarodowej, nierzadko zdobywając wysokie nagrody. Czy wobec powyższego można mówić o polskiej szkole designu?
Cieszę się na każdy taki sukces i fakt, że uda się zaistnieć świadczy tylko o potencjale jaki w nas drzemie.
Czy można wyróżnić nowe kierunki, materiały czy techniki, które wprowadzili do rozwoju sztuki złotniczej polscy projektanci?
Myślę, że jeszcze nie udało się nam zaistnieć w tak znaczący sposób by było to dostrzeżone jako znaczący wkład w rozwój światowego złotnictwa. Mamy zbyt mały potencjał; patrz niżej!
Współcześnie rynek, zarówno konsumpcyjny, jak i rynek sztuki złotniczej, zalany jest obiektami biżuteryjnymi, które wpisują się w nurt sztuki popularnej, czy mówiąc innymi słowy – sztuki masowej. Projektanci starają się sprostać wymaganiom klientów i oferują im obiekty, które cieszą się popularnością. Czy możliwe jest przełamanie konwencji, aby sztuka nie poddawała się prawom rynku a artyści nie tworzyli swoich dzieł dla pieniędzy?
Skończmy z hipokryzją jak świat światem artyści zawsze (z bardzo nielicznymi wyjątkami) tworzyli swoje dzieła dla pieniędzy! To taki sam zawód jak dentysta czy inżynier! Tu trochę oczywiście przesadziłem bo to dużo trudniejsze, ponieważ wymaga jeszcze talentu, więc dlaczego mielibyśmy to robić darmo? Wielki Michał Anioł zmarł jako jeden z najzamożniejszych obywateli Rzymu, czy to umniejsza jego geniusz?
Coraz więcej osób chce zająć się tworzeniem biżuterii. Można mówić o swoistej modzie na tworzenie autorskich kolekcji biżuterii – szczególnie widocznej w sprzedaży internetowej. Jednocześnie wielu młodych artystów decyduje się na studia w zakresie projektowania biżuterii. Czy tworzenia sztuki biżuteryjnej można się nauczyć?
To pocieszające, choć szczerze, sam nie zauważyłem na razie takich trendów. Tegoroczna impreza organizowana w lipcu przez moją uczelnię pt. „Lato z biżuterią” niestety nie odbyła się! Powód brak chętnych. Od lat w środowisku powtarzam jak mantrę, że jedyny sposób na poprawę całej tej sytuacji to EDUKACJA, EDUKACJA, EDUKACJA! I to na wszystkich poziomach nauczania. A dzieje się nie najlepiej, o lekcjach plastyki w szkołach podstawowych i gimnazjach nie wspomnę bo jest fatalnie. Średnie szkolnictwo zawodowe praktycznie nie istnieje poza jedyną szkołą w Częstochowie. Szkolnictwo wyższe to od lat tylko dwie uczelnie w Polsce. By nie wyjść na kompletnego pesymistę, całą rozmowę warto by zakończyć jakimś optymistycznym akcentem. Ogromne nadzieje wiążę z budowanym w Kazimierzu nad Wisłą, pierwszym w Europie Środkowej Muzeum Złotnictwa! Instytucja ta ma ogromną szansę stać się centrum polskiego złotnictwa. Mam pewność, że dzięki energii i zaangażowaniu pani kustosz Anieli Ryndziewicz uda się jej wraz z grupą zapaleńców syzyfowy trud ustawicznego propagowania wiedzy na temat fascynującej sztuki jaką jest złotnictwo. Wyobrażam sobie zakrojone na szeroką skalę działania w postaci wystaw, konkursów, warsztatów, szkoleń i sympozjów poświeconych szeroko rozumianej tematyce złotnictwa. Oczywiście, przede wszystkim powinniśmy edukować młodzież i to od przedszkola po liceum, właśnie pracuję na programami warsztatów dla poszczególnych grup wiekowych. Nie wolno nam także zapominać o dorosłych, a olbrzymie zainteresowanie towarzyszące naszym działaniom w czasie majowej „Nocy w muzeum” są najlepszym prognostykiem i świadczą o rosnących potrzebach i oczekiwaniach ze strony tysięcy odwiedzających rokrocznie, to najbardziej romantyczne miejsce w Polsce (red. w rozstrzygniętym we wrześniu plebiscycie został nim Kazimierz Dolny).
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Marta Andrzejczak