Przeszłość i przyszłość Srebra
Rozmowa z Justyną Teodorczyk, dyrektorką Galerii Sztuki w Legnicy o 40. rocznicy Festiwalu Srebro oraz o planach na przyszłośćTo już 40 lat minęło, odkąd w Legnicy po raz pierwszy zagościło Srebro. Okrągłe rocznice zawsze skłaniają nas do refleksji i stąd moje pytanie: co Srebro dało Legnicy? I jaki wpływ wywarła Legnica na polskich artystów złotników?
Srebro dało miastu spuściznę, tradycję, kawał sztuki przez duże S i jeszcze większy historii, a także wielki potencjał promocyjny, który może sławić nas i miasto na arenie co najmniej europejskiej. Tysiące prac, setki artystów, dziesiątki wystaw i katalogów składają się na udokumentowane dziedzictwo. To wyjątkowej wagi, choć niejedyny skarb miasta i regionu, bo mamy w Legnicy poza Srebrem inne festiwale: międzynarodowy Satyrykon, który przerasta nas o dwa lata i też dotyczy sztuk wizualnych, oraz Legnica Cantat, który tydzień po Srebrze głośno świętował 50-lecie. Ostatnie dwa lata pracowałam przy wymienionych tu wyśmienitych imprezach, które tak jak Srebro mają bardzo wysoki poziom i swoją publiczność przyjezdną, i mam tym głębsze przekonanie, że nie umiemy wywalczyć należytej uwagi dla naszych przedsięwzięć wśród legniczan ani pochwalić się nimi w pozaartystycznym wielkim świecie. A przecież kultura to odpowiedni partner dla biznesu, gospodarki, medium zmiany i wymiany, tradycji i innowacji. Patrząc w odwrotnym kierunku – dla środowiska Legnica była i jest ważna, przez swą pionierską rolę, przez powiew Zachodu, przez artefakty – jajko Jacka Byczewskiego, plecak Marka Nowaczyka, który notabene nadesłano jako formę biżuteryjną na tegoroczny konkurs, przez dyskusje do rana w dawnym Cuprum, otwarcia w Muzeum Miedzi. Dzięki atmosferze i przestrzeni dla spotkań, które do dziś stanowią o wyjątkowości tego miejsca (a kiedyś być może znaczyły jeszcze więcej), wielu wychowało się „na Legnicy” czy wystartowało stąd. To też duże nazwiska, które pomogły budować markę imprezy – prof. Irena Huml, Michał Gradowski, Jacek A. Rochacki, wielu innych, a potem plejada autorytetów z zagranicy. No i oczywiście Sławek Fijałkowski, który zaczynał u nas jako młodzież, a kontynuuje jako profesor i generalny konsultant, który – gdyby zliczyć jego teksty i udziały – byłby pewnie festiwalowym rekordzistą „w mowie i piśmie”.
Patrząc wstecz, możemy zaobserwować zmiany, jakie zaszły zarówno w formule konkursu, jak i w postrzeganiu biżuterii przez ich twórców i odbiorców, w podejściu środowiska artystycznego do biżuterii. Jak ocenia pani zmiany, które dokonały się w ciągu tych 40 lat w polskiej, i nie tylko polskiej, biżuterii artystycznej?
Cóż, zmieniają się czasy i technologie, wciąż ewoluujemy jako gatunek czy cywilizacja. Oglądając dawne katalogi, oglądamy inny świat, ale z drugiej strony – metapoziom jest ten sam: wciąż biżuterii udaje się prowokować, inspirować, kontestować, zadawać te same i najważniejsze pytania, ścigać się, zachwycać, odnosić się do tradycji i poszukiwać nowego. Skupiać ludzi i dawać im płaszczyznę porozumienia (bądź dyskusji). Wciąż mamy artystów, a nie tylko wyrobników czy producentów. Są tacy, którym chce się robić wystawy, przyjeżdżać do Legnicy, snuć swoją opowieść. Dziś też nie ma kłopotu, aby zaprosić na otwarcie artystkę z Chile, ściągnąć wystawę prosto z Chin, pracować z kuratorem, nie widząc go na oczy, co pierwszym organizatorom się pewnie nawet nie śniło. Biżuteria – jak sztuka czy jak wszystko – globalizuje się [...]
Udostępniono 30% tekstu, dostęp do pełnej treści artykułu tylko dla prenumeratorów.
Wszyscy prenumeratorzy dwumiesięcznika w ramach prenumeraty otrzymują login i hasło umożliwiające korzystanie z pełnych zasobów portalu (w tym archiwum).
Prenumerata POLSKIEGO JUBILERA to:
Prenumeratę możesz zamówić:
Jeśli jesteś prenumeratorem a nie znasz swoich danych dostępu do artykułów Polskiego Jubilera skontaktuj się z nami, bok@pws-promedia.pl
|